Amerykanie obawiają się, że ich rynek zaleją tanie samochody na prąd z Azji. Czy Europa także ma powód do zmartwień? Niekoniecznie.

Chińskie koncerny motoryzacyjne zapowiadają wejście na rynek amerykański. William Li, prezes wiodącego producenta samochodów elektrycznych NIO, ogłosił, że stanie się to w 2025 r. Chińczycy mają ambicję pobić Teslę na jej własnym podwórku dzięki swoim modelom, które już teraz nie odbiegają od swoich zachodnich konkurentów jakością, są za to znacznie tańsze, a właśnie cena jest czynnikiem, przez który potencjalni nabywcy elektryków pozostają przy autach z napędem spalinowym.

Walkowera nie będzie

Branża samochodów elektrycznych w Chinach rozwija się prężnie, przede wszystkim ze względu na lokalizację złóż litu wykorzystywanych do produkcji baterii – obecnie w skali globalnej wydobywane i przetwarzane jest tam 60 proc. tego surowca. To właśnie Państwo Środka, a nie Stany Zjednoczone, jest liderem światowego łańcucha dostaw branży bateryjnej oraz największym rynkiem elektromobilności na świecie. Rozwój ten widać zarówno w kraju, jak i za granicą – 80 proc. aut elektrycznych dostarczonych w 2022 r. klientom w Chinach pochodziło od rodzimych producentów, zaś ich udział w globalnym rynku zwiększył się z mniej niż 40 proc. w 2020 r. do prawie 50 proc. w 2022 r.

Amerykańskie media nie kryją zaniepokojenia planami chińskiej konkurencji. Podkreślane jest tu to, że w latach 70. ich rynek podbiły tanie azjatyckie marki, jak Toyota czy Honda, co zagroziło pozycji Forda i General Motors. Teraz historia miałaby się powtórzyć za sprawą firm takich jak NIO, Geely czy BYD. Argumentem za chińskim elektrykiem ma być przede wszystkim cena – w przypadku modelu Y Tesli jest to ok. 38 tys. dol., a zaprezentowany niedawno hatchback BYD Seagull o podobnych wymiarach kosztuje 11 tys. dol.

Dodatkowo za koncernami z Chin przemawia technologia. NIO ma rozwiązanie, które praktycznie rozwiązuje problem długiego ładowania akumulatorów. To stacje wymiany baterii w samochodach; cały proces zajmuje około trzech minut.

Amerykanie nie oddadzą jednak swojego rynku walkowerem – nadal obowiązuje 27,5-proc. cło na import samochodów z Chin, nałożone jeszcze w czasie prezydentury Donalda Trumpa. Administracja Joego Bidena również wspiera krajową branżę motoryzacyjną – wprowadzone zostały ulgi podatkowe dla samochodów elektrycznych wyprodukowanych w Stanach Zjednoczonych, które w akumulatorach nie mają wyprodukowanych w Chinach komponentów.

Oprócz względów ekonomicznych przy zakupie samochodu istotne są również emocje. Amerykańscy konsumenci mogą wybrać droższy samochód „made in USA” i dla zasady nie jeździć autem od największego geopolitycznego rywala.

Za wcześnie na dominację

NIO i BYD już są obecne na europejskim rynku. W 2022 r. w Europie sprzedanych zostało 60 tys. chińskich samochodów elektrycznych. To stosunkowo niewiele, ale w nadchodzących latach może się to zmienić. Zdaniem dr. inż. Macieja Gisa z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych w kolejnych latach wzmacnianie pozycji chińskich koncernów w UE będzie wyzwaniem dla europejskich producentów. Prognozuje on, że ekspansja marek z Państwa Środka może wiązać się z utratą zysków przez firmy z Europy na poziomie nawet 7 mld euro rocznie. – Jeszcze kilka lat temu samochody elektryczne z Chin zdecydowanie odstawały od europejskiej konkurencji m.in. pod względem wykończenia wnętrza, jakości materiałów czy oprogramowania. Obecnie chińskie marki starają się szybko nadrobić ten dystans – mówi Gis.

Samochody elektryczne z Chin zaczynają pojawiać się również na polskim rynku. Już teraz klienci mogą zakupić pojazdy od firm takich jak Seres, Maxus czy Skywell. Polski samochód elektryczny Izera ma natomiast korzystać z platformy chińskiego koncernu Geely. Chodzi o wprowadzoną na rynek trzy lata temu platformę SEA (Sustainable Experience Architecture), która powstała jako efekt współpracy inżynierów Volvo w należących do Geely centrach w Chinach i krajach europejskich: Niemczech, Szwecji i Wielkiej Brytanii.

Według rozmówcy DGP jest jeszcze za wcześnie, by prognozować, że producenci z Chin zdominują rynek europejski. Powód? Polacy i konsumenci z innych krajów UE w swoich wyborach opierają się na produktach sprawdzonych, czyli w głównej mierze europejskich. – Na kontynencie ekspansji dokonała Tesla, ale jest ona u nas obecna już od kilku lat, a poza tym była pierwszą marką na rynku, która postawiła wyłącznie na samochody elektryczne. Obecnie konkurencja jest o wiele większa – ocenia ekspert. ©℗