Wygląda na to, że inwestorzy z Wall Street wreszcie uświadomili sobie fakt, że Rezerwa Federalna chce wywołać recesję, aby obniżyć inflację. Do tej pory rynek wyceniał „miękkie lądowanie”. Teraz zaczął w nie wątpić.
Dow Jones w piątek poszedł w dół 1,61% i zakończył sesję poniżej 30 000 punktów oraz najniżej od grudnia 2020 roku. S&P500 po spadku o 1,72% znalazł się tuż powyżej czerwcowego dołka bessy. Podobnie jak Nasdaq Composite, który oddał 1,80% i zatrzymał się na poziomie 10 687,93 pkt. Bilans piątkowej sesji udało się poprawić w ostatnich minutach handlu, dzięki czemu S&P500 nie zaliczył najniższego kursu zamknięcia w tym roku.
Analitycy raczej nie mieli wątpliwości, co było przyczyną tak silnej przeceny amerykańskich akcji w tym tygodniu. To reakcja na decyzje podjęte przez władze Rezerwy Federalnej. Bank centralny USA zamierza podnieść stopy procentowe w pobliże 4,6%. Byłby to najwyższy poziom od 2007 roku i groziłby poważną recesję w nadmiernie zadłużonej gospodarce Stanów Zjednoczonych. To z kolei oznaczałoby znacznie niższe zyski giełdowych korporacji w 2023 roku. I właśnie ten scenariusz teraz dyskontuje rynek akcji.
- To jest coś, do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni i dlatego jest to takie zaskakujące dla większości z nas. To będzie długa walka na spojrzenia pomiędzy Fedem a rynkami, a między nimi jest gospodarka, która jak dotąd nie reaguje na zacieśnienie polityki monetarnej – powiedział Reutersowi George Goncalves, szef strategii makroekonomicznych w MUFG. Przez ostatnie 35 lat Wall Street przyzwyczaiło się, że Fed obniża stopy procentowe w reakcji na każdą bessę na rynku akcji. Teraz jest odwrotnie: Fed podnosi stopy i nie ogląda się na spadające giełdowe indeksy.
- Pogorszenie zysków przedsiębiorstw nie jest wycenione na giełdach i spodziewamy się, że wyniki spółek w tym kwartale zaskoczą negatywnie, z większą liczbą ostrzeżeń dotyczących zysków, ponieważ firmy, które do tej pory były w stanie poradzić sobie z sytuacją, będą musiały ostrzegać o pogarszających się marżach w przyszłości - powiedział Ricardo Gil, szef alokacji aktywów w Trea Asset Management.
Najwyższe od jesieni 2007 roku stopy procentowe są już faktem na rynku długu, gdzie rentowność amerykańskich obligacji 2-letnich sięgnęła dziś w porywach 4,26%. Dla porównania, jeszcze rok temu wynosiła raptem 0,25%. Mamy więc wzrost aż o 400 pb. w ciągu 12 miesięcy. To potężny ruch. Najwyższe od 2010 roku są też rentowności 10-letnich Treasuries, które w piątek płaciły ponad 3,8%.
Szybko rosnące rynkowe stopy procentowe w Ameryce wywołują popłoch w innych regionach świata. Japonia usiłuje walczyć o umocnienie jena, który tylko w tym roku stracił prawie 20% do dolara. Funt brytyjski jest najsłabszy od 1985 roku (i też od stycznia oddał prawie 20%), a euro jest notowane najniżej od 20 lat. W Europie mieliśmy do czynienia ze zmasowaną wyprzedażą akcji, gdzie główne indeksy straciły od niemal 2% do przeszło 3%. Mocno w górę szły także rentowności europejskich obligacji skarbowych.
Recesyjne sygnały wysłał też rynek surowcowy. Ropa WTI została przeceniona o 5,4% i po raz pierwszy od stycznia kosztowała mniej niż 80 USD za baryłkę. Notowania metali przemysłowych czy wielu płodów rolnych zniżkowały po 3-4%. Pod presją bardzo mocnego dolara kurs kontraktów terminowych na złoto zanurkował o 1,6%, schodząc do najniższego poziomu od marca ’20 i tym samym potwierdzając niedawne przełamanie kluczowego wsparcia.
KK