Kiedyś nudziłem się na dyżurze i szukałem w archiwum „Gazety Wyborczej” najstarszego tekstu zapowiadającego rychłe bankructwo Szwecji. Wydaje mi się, iż jest to tekst Piotra Cegielskiego „Kryzys po szwedzku” z 30.10.1990 – sama „Gazeta” istniała wtedy od niedawna.
Przeciętny Polak miał wtedy infantylne wyobrażenie kapitalizmu, bo w czasach PRL trudno było wyjechać. A choćby jak ktoś wyjechał, to tyle tam z tego rozumiał, co w „Misiu” („my money, w wasz bank, fersztejen?” „dlaczego nie fersztejen? my wszystko fersztejen!”).
W to wyobrażenie wpisywała się niejasna świadomość, iż Szwecja próbowała połączyć kapitalizm z socjalizmem. Skoro zaś socjalizm zawsze musi się skończyć katastrofą (za to wówczas przeciętny polski inteligent dałby się pokroić!), Szwecja też zaraz upadnie.
Skandynawia rzeczywiście przeżywała wtedy kryzys gospodarczy, podobnie jak cały świat. Media najbardziej lubią publikować to, co potwierdza stereotypy, wolały więc pisać o kryzysie w Szwecji niż, powiedzmy, w Nowej Zelandii – umacniając tym stereotyp (itd.). Ten sam mechanizm działał parę lat temu z uchodźcami.
Dziś podróżować po Europie jest łatwiej, przybywa więc ludzi – zwłaszcza młodych – którzy już wiedzą, iż lepiej upadać jak Szwecja, niż rozkwitać jak Polska. A co więcej, iż wiele innych państw ma podobne rozwiązania ustrojowe (oraz równie dobre thrillery nordyckie).
To najprostsze wyjaśnienie, dlaczego młode pokolenie Polaków – zwłaszcza wykształconych, znających języki, podróżujących – skręciło w lewo. Żaden gazetowy tekst ich nie przekona, iż w Finlandii źle się żyje, bo byli i widzieli.
Są jednak ludzie, dla których czas się zatrzymał na początku lat 90. I oni w kółko od 30 lat piszą ten sam tekst o nieuchronnym upadku socjalizmu, tak jak ich poprzednicy całe życie pisali tekst o nieuchronnym triumfie socjalizmu.
Inspiracją do tej notki jest tekst „Socjalizm szkodzi w każdym wieku” Janusza A. Majcherka, ale przykładów można przytoczyć multum. Trudno jednak przebić pierwsze zdanie: „Główny problem z młodą polską lewicą wynika stąd, iż jest młoda, zatem jej eksponenci nie pamiętają realnego socjalizmu”.
Ja jestem stara lewica, więc pamiętam zbowidowskich dziadków, którzy przychodzili na szkolne apele, by wspominać, jak ciężko było za sanacji. Słuchałem ich z tym samym szyderczym uśmiechem, z jakim dziś młodzież słucha dziadków neoliberalnych.
„Lewicowi aktywiści wskazują na ogół Skandynawię, ze szczególną atencją dla Szwecji” – pisze Majcherek. To nieprawda, obsesję na punkcie tego kraju mają właśnie neoliberałowie, bo tutaj przynajmniej mogą powtórzyć kilka tych samych sloganów, co zwykle (o Islandii czy Finlandii nie mają już do powiedzenia nic, nie rozumieją choćby geograficznego zniuansowania, za sprawą którego wolimy mowić o krajach „nordyckich” niż „skandynawskich”).
Majcherkowi choćby się jednak nie chce sięgać po te slogany. Dosłownie CAŁA jego argumentacja przeciw modelowi nordyckiemu sprowadza się do tego, iż „założyciel i główny udziałowiec emblematycznego dla szwedzkiej gospodarki koncernu IKEA miliarder Ingvar Kamprad” nie płacił podatków.
Wnioskuje z tego, iż lewicy nie uda się dziś budowa modelu nordyckiego, bo biznesmen „kilkoma prostymi czynnościami może przerejestrować swoją firmę i wszelkie zasoby do państwa, gdzie podatki są niższe”, a więc zabraknie środków „koniecznych do sfinansowania socjalistycznych projektów”.
Sprowadzenie podatkowego schematu Kamprada do „kilku prostych czynności” obraża jego księgowych. Zainteresowanych odsyłam do raportu grupy Zielonych w Parlamencie Europejskim, wystylizowanego graficznie na instrukcję montażu mebla „TAAKS AVOYD”. To pajęczyna powiązań, w których jedna sekretna fundacja należy do drugiej.
U schyłku życia Kamprad zaczął w końcu płacić podatki, co Majcherek przedstawia jako jego wielkoduszną reakcję na ich obniżenie. W rzeczywistości po prostu władze kilku państw zaczęły mu się dobierać do bioder (stąd m.in. powyższy raport).
Z niejasnych przyczyn Majcherek dodaje do tego Gerarda Depardieu. Pisze, iż był „pierwszym uciekinierem”, jakby po nim byli jacyś inni. Ich nazwisk jednak Majcherek oczywiście nie podaje.
W istocie Depardieu miał serię medialnych deklaracji, którym zaprzeczały władze francuskie i belgijskie. Ani obywatelstwa francuskiego nie można się zrzec konferencją prasową, ani nie można tak uzyskać belgijskiej rezydencji podatkowej.
Nie wiadomo, co się w ogóle udało uzyskać Żerardowi Renowiczowi, głównym źródłem informacji jest rosyjska propaganda, zawsze gotowa generować niusy typu „Zachód upada”, żeby na Zachodzie powielali je użyteczni idioci. Nic nie wskazuje, żeby przed czymkolwiek rzeczywiście uciekł. przez cały czas gra we Francji (a więc ze wsparciem francuskich podatników), ale te wybryki nie przysporzyły mu popularności.
Gdy jeszcze byłem dziennikarzem, rozmawiałem z gwiazdami nordyckiego kina czy literatury, a więc z ludźmi, którzy naprawdę mogą łatwo uciec przed fiskusem. Jo Nesbo przecież równie dobrze mogłby pisać na Bahamach.
Pytałem ich, czemu tego nie robią. Nesbo na przykład odpowiedział, iż lubi biegać turystyczno-rekreacyjnie: iż czasem przez las, czasem przez miasto, i gdy go nachodzi ochota na skręcenie w jakąś ścieżkę czy uliczkę, nie chce się zastanawiać, czy to bezpieczne. Więc gdzie mu się będzie lepiej biegało?
Czasem dociskałem, cytując klasyczne argumenty polskiej publicystyki. „Nie przeszkadza ci, iż pracujesz na utrzymanie emigranckiej wielodzietnej rodziny?” W odpowiedzi słyszałem: „pielęgniarka, która mi w ostatnich chwilach życia będzie wycierać tyłek, będzie pochodziła z takiej rodziny – jesteśmy kwita”.
Lone Scherfig udzieliła mi pamiętnej odpowiedzi na inny wariant tego pytania: „pracujesz na zasiłek dla ludzi, którzy cały dzień piją piwo przed telewizorem”. „To moi dobroczyńcy!” – roześmiała się – „Gdy potrzebuję pieniędzy, kręcę telewizyjną reklamę piwa” (puściła mi swoją reklamę Carls Special, z Madsem Mikkelsenem w roli barmana).
Rzeczywistość pokazuje, iż jest akurat odwrotnie, niż to pisze Majcherek. To państwo „kilkoma prostymi czynnościami” może zablokować przekręty takie jak „TAAKS AVOYD”.
Długo nie było do tego woli politycznej, za sprawą bałamutnej ideologii twierdzącej, iż „bogactwo skapuje”, więc po co podatki. Ta ideologia wszędzie na świecie jest w odwrocie, dziś wyznaje ją już adekwatnie tylko kilku smutnych starszych panów nad Wisłą.
Schematy „TAAKS AVOYD” mają swoją cenę. Ten kampradowski możliwy jest tylko gdy firma ma jednego właściciela (nawet nie „głównego udziałowca”), gotowego na względnie ascetyczny styl życia oraz z góry nastawionego, iż nie będzie mógł wejść na giełdę (formalnie IKEA nie jest „koncernem”).
„Żaden rozwijający biznes przedsiębiorca nie zapłaci postulowanych przez młodych lewicowców danin na cele publiczne (niektórzy sugerują choćby 70 proc. od dochodów)” – pisze Majcherek, pokazując tym dominujące w Polsce zeszłego stulecia wyobrażenie sobie biznesu jako działalności osoby fizycznej, PPHU Transinterjanusz, bez oddzielenia pieniędzy firmowych od prywatnych.
W praktyce „rozwijający biznes przedsiębiorca” raczej i tak nie będzie sobie wypłacać takich zarobków, żeby wpadać w wysokie progi PIT. Gdy w USA górna stawka sięgała 92%, mało który biznesmen rzeczywiście w nią wpadał – to zachęcało do reinwestowania, a zniechęcało do przejadania.
Kraje nordyckie zwykle przodują we wszyskich rankingach, także tych na łatwość „rozwijania biznesu”. Łatwiej go rozwijać ze świadomością, iż porażka nie oznacza katastrofy, bo w NAJGORSZYM wypadku będzie można przyzwoicie żyć na zasiłku. A PIT do tego ma się zwyczajnie nijak.
18 lat temu trójka studentów politechniki w Helsinkach wystartowała w zorganizowanym przez Nokię konkursie na grę na telefony komórkowe. Wygrali i założyli startupa.
Napisali 51 gier, żadna nie odniosła wielkiego sukcesu, ale oni się nie przejmowali. Nie mieli przecież na głowie wielkich kredytów – mieszkali w kraju, w którym mieszkania są komunalne, samochód niepotrzebny, a szpitale, przedszkola i uniwersytety darmowe. Próbowali więc dalej.
Ich pięćdziesiątą drugą grą było „Angry Birds”. I to jest właśnie dla mnie „emblematyczna” firma dla nordyckiej gospodarki.
Tylko iż aby zrozumieć, dlaczego startupa z nowych technologii łatwiej założyć w Helsinkach czy w Sztokholmie, niż w Panamie czy na Bahamach, trzeba myśleć w kategoriach XXI wieku. Polscy neoliberalni publicyści mentalnie tkwią w latach 90.