Podatki to jedno z najbardziej kontrowersyjnych zjawisk w życiu społecznym i politycznym. Dla jednych są gwarancją sprawnego państwa i wspólnego bezpieczeństwa, dla innych symbolem marnotrawstwa i narzędziem polityków do kupowania głosów. Jaka jest prawda?
Podatki – dlaczego powstały?
Podatki są niemal tak stare jak państwo. Poddani średniowiecznych władców płacili daniny w naturze (np. część plonów), pogłówne (płacone od każdej osoby), cła i myta (opłaty za przewóz towarów przez granice, mosty czy drogi). Do tego dochodziła też m.in. dziesięcina (obowiązkowe oddawanie 1/10 plonów Kościołowi) czy – szczególnie okrutne dla piwoszy – podatki od piwa i wina (szynkowe).
„Nowoczesną” formę, taką, którą znamy teraz, podatki przybrały pod koniec XVIII w. Podatek dochodowy po raz pierwszy wprowadził w 1799 r. premier Wielkiej Brytanii William Pitt Młodszy. Cel? Mało oryginalny: sfinansować wojnę z napoleońską Francją. Był to pierwszy nowoczesny podatek dochodowy w historii – obejmował dochody z pracy, ziemi, handlu i inwestycji. Początkowo miał charakter tymczasowy, ale do koncepcji gwałtownie wrócono w kolejnych dekadach, gdy państwo potrzebowało dodatkowych środków na działanie.
W USA podatek dochodowy wprowadzono po raz pierwszy podczas wojny secesyjnej po północnej stronie konfliktu w 1861 r., celem – tak, tak – sfinansowania działań zbrojnych. I w USA podatek został potem zniesiony, a następnie ponownie przywrócony.
Oba powyższe przykłady wskazują na to, iż początkowo po podatek dochodowy sięgano, by finansować wojnę, czyli kryzys. Dziś danina ta jest potrzebna dla funkcjonowania państwa.
Inny popularny podatek, VAT, danina od towarów i usług, został wprowadzony po raz pierwszy we Francji w 1954 r., ale jego idee zaprezentował już w 1920 r. niemiecki przedsiębiorca Carl Friedrich von Siemens (powszechnie za twórcę VAT-u uważa się jednak francuskiego ekonomistę Maurice’a Laure). Rozpowszechnienie VAT-u wynikało z konieczności harmonizacji podatkowej państw należących do Unii Europejskiej i zostało ustanowione dzięki dyrektyw z 1967 roku.
W Polsce podatek dochodowy został wprowadzony ustawą z dnia 31 stycznia 1989 r. Nowa ustawa dotycząca tego podatku została uchwalona 15 lutego 1992 r. Z kolei podatek VAT obowiązuje u nas od 1993 roku.
Ale z jakiego powodu ja to wszystko płacę?
Dlaczego jednak rządzący „dręczą” nas podatkami? Wiele osób narzeka, iż im więcej pracują i zarabiają, tym bardziej państwo ich karze, zabierając im część – w przypadku progresji podatkowej coraz większą – dochodu.
W rzeczywistości podatki nie są „karą”, tylko kosztem uczestnictwa w społeczeństwie. Dzięki nim możemy korzystać z infrastruktury, szkół, szpitali, systemów bezpieczeństwa czy sądów. Bez podatków te usługi musielibyśmy finansować sami. Oznaczałoby to, iż bogaci mogliby zapewnić sobie ochronę czy edukację, ale reszta społeczeństwa, szczególnie ta najbiedniejsza, pozostawałaby bez dostępu do podstawowych usług. dzięki danin państwo finansuje wspólne dobra: drogi, mosty, transport publiczny. Oprócz tego utrzymuje policję, wojsko, system sądowniczy, system zdrowotny czy emerytalny.
Bez podatków życie społeczne zamieniłoby się w wolną amerykankę, w której silny wygrywa, a słaby przegrywa.
Za pomocą podatków władze mogą też zmniejszać nierówności społeczne (np. dzięki polityki socjalnej – o tym jeszcze za chwilę), zmniejszać inflację (polityka podatkowa pozwala „zebrać z rynku nadmiar pieniądza), kształtować zachowania społeczne czy chronić krajowych przedsiębiorców przed konkurencją z innych państw (cła).
Dochody państwa są też potrzebne, gdy dany kraj chce się rozwijać, stymulować badania naukowe (dziś np. nad AI), wesprzeć konkretne branże. Wspomniane już cła pozwalają chronić krajowe firmy przed konkurencją z zagranicy, by zagwarantować im pewną bezpieczną inkubację i przygotować do konkurencji poza granicami.
Podatki mogą także zabezpieczać obywateli przed skutkami kryzysów, pozwalają tworzyć rządowi rezerwy strategiczne, potrzebne np. w czasie klęsk żywiołowych czy wojen. Powinny pomagać w budowaniu silnego wojska czy innych służb porządkowych.
Często zapomina się też o tym, iż podatki są fundamentem waluty danego kraju – ta ostatnia jest potrzebna nam do zapłacenia daniny państwu. Gdybyśmy nie płacili podatków, dramatycznie spadłby popyt na polskiego złotego, mógłby choćby powstać drugi obieg rynkowy z inną walutą.

Nie wszystko jest jednak takie kolorowe
Powyższy opis sugeruje, iż podatki są zjawiskiem tylko i wyłącznie pozytywnym. I wiesz, adekwatnie są, problem pojawia się na innym polu: tego, jak politycy i rządzący wykorzystują wpływy do budżetu. Tu pojawia się pierwsze, główne nieporozumienie na linii zwolenników i przeciwników płacenia podatków.
Politycy często wykorzystują podatki w sposób cyniczny, dla realizacji swoich celów, które niekoniecznie muszą być zbieżne z interesem społecznym. Najlepszym przykładem jest polityka socjalna. Tyle iż nie taka, która jest adresowana do osób, które faktycznie potrzebują pomocy. Programy socjalne mogą służyć jako narzędzia do „kupowania głosów”. Przykładem może być polityka rządu Zjednoczonej Prawicy w Polsce. Pierwotne założenie programu 500+ można uznać za słuszne: 500 zł rodzice otrzymywali na drugie swoje dziecko, co powodowało, iż program można było uznać za istotny projekt demograficzny (odłóżmy na bok rozważania, czy przyniósł efekty). niedługo jednak sejmowa opozycja w postaci Platformy Obywatelskiej rozpoczęła „wyścig na socjal” – zaczęła postulować, by rodzice otrzymywali 500 zł już na pierwsze dziecko. Projekt ustawy został przegłosowany i wszedł w życie. Następnie świadczenie zostało podniesione do 800 zł. Nie bez powodu Sejm przegłosował pomysł krótko przed wyborami w 2023 r.
Oczywiście dzietność w Polsce nie wzrosła i przez cały czas mamy ogromne problemy demograficzne.
Myślę, iż wiesz, co mam na myśli: problemem nie są podatki jako takie, ale sposób ich wydawania przez polityków, nierzadko populistyczny.
500+ to program socjalny, który „wręczał” obywatelom pieniądze do ręki. Po drugiej stronie barykady mamy populizm fiskalny – obiecywanie „niższych podatków” przy jednoczesnym zwiększeniu świadczeń przez państwo, co kończy się zadłużeniem publicznym albo kreatywną księgowością. To niemal stały problem kampanii wyborczych, gdy politycy obiecują nam coraz więcej za coraz mniej podatków.
Podatki – konieczne zło czy wspólne dobro?
Podatki same w sobie nie są więc ani dobre, ani złe. Są narzędziem, które może służyć do budowania stabilnego i sprawiedliwego państwa, ale też do utrwalania populistycznej władzy i kupowania głosów.
To, jak funkcjonuje system podatkowy, zależy od przejrzystości działania instytucji, jakości państwa i świadomości obywateli.
Największym zagrożeniem nie są same podatki, ale sposób, w jaki politycy nimi zarządzają – czy traktują je jako narzędzie dobra wspólnego, czy jako instrument utrzymania własnej władzy. Warto więc nie tylko krytykować podatki, ale także wymagać przejrzystości i odpowiedzialności w ich wydatkowaniu. Bo podatki to nie „pieniądze państwa” – to nasze wspólne dobro.