Autor: FWG

Liberałowie obniżki podatków przyjmują zawsze z zadowoleniem. Mniejszy fiskalizm oznacza mniejszą ingerencję państwa w życie obywateli, większą swobodę dysponowania swoimi dochodami. Niższe podatki dla przedsiębiorstw pozwalają na finansowanie większych inwestycji, a zatem w średnim i długim okresie przyspieszają wzrost gospodarczy, a także zwiększają dochody budżetu.
Jeżeli jednak redukcja podatków nie uwzględnia wysokiego poziomu wydatków, deficytu i rosnącego zadłużenia państwa, może doprowadzić do napięć w gospodarce, inflacji, ucieczki kapitału, a w najgorszym scenariuszu do pułapki zadłużenia. Najlepiej oczywiście redukcję podatków poprzedzić obniżeniem wydatków państwa, co jednak jest trudne ze względów politycznych, legislacyjnych, a także biurokratycznych. Cięcia wydatków zwykle uderzają w jakieś grupy, które, choćby jeżeli są nieliczne, mogą mieć znaczną siłę polityczną. Przeciwni redukcji wydatków są też urzędnicy, którzy obawiają się o swoją pracę i zawsze potrafią uzasadnić, iż dana pozycja wydatków jest niezbędna.
Rozsądny liberał staje więc czasami przed dylematem: domagać się obniżki podatków czy raczej pilnować równowagi fiskalnej, wiedząc, iż dla tego drugiego celu nie znajdzie wśród wyborców wielu sojuszników.
Dylemat Donalda Trumpa
Problem ten jest dziś palący w Stanach Zjednoczonych. Przyjęta w 2017 roku w czasie pierwszej kadencji Trumpa ustawa o cięciach podatkowych i miejscach pracy (Tax Cuts and Jobs Act, TCJA) wprowadziła szereg zmian zarówno w podatkach dla osób fizycznych, jak i przedsiębiorstw. Najwyższa stawka podatkowa spadła z 39,6 proc. do 37 proc., a inne zostały również obniżone. Podwyższono ulgi podatkowe – dla osób samotnych do 15 tys. dol., a dla małżeństw rozliczających się wspólnie do 30 tys. dol. Zastąpiono progresywny podatek korporacyjny z najwyższą stawką 35 proc., podatkiem liniowym ze stawkę 21 proc. TCJA zezwoliła firmom na odliczenie pełnego kosztu kwalifikowanych nowych inwestycji w roku, w którym te inwestycje zostały dokonane. Przepisy obowiązują do końca 2025 roku, po czym mają zostać przywrócone stawki poprzednie.
Reforma miała pobudzić wzrost gospodarczy, ale w 2020 roku przydarzyła się pandemia, która zatrzymała gospodarkę. W dodatku wprowadzone ulgi podatkowe zmniejszyły w ciągu siedmiu lat dochody państwa łącznie o 1,9 bln dol. Tymczasem popierający Trumpa Republikanie domagają się, by ustawa TCJA została przedłużona bezterminowo.
Spadające ratingi USA
Amerykański rząd stoi przed trudnym wyborem. o ile obniżki podatków wygasną, będzie to dla gospodarki, która jest na granicy recesji, silny cios. o ile jednak zostaną przedłużone, deficyt i dług eksplodują. 16 maja agencja Moody’s Credit Ratings obniżyła rating kredytowy USA o jeden stopień z Aaa do Aa1, wyjaśniając, iż wynika to z obaw dotyczących rosnącego zadłużenia i płatności odsetkowych skarbu USA. Wcześniej rating obniżyły agencje Standard & Poor’s w 2011 r. i Fitch Ratings w 2023 roku. Agencja Moody’s ??spodziewa się wzrostu długu federalnego w ciągu dziesięciu lat do około 134 proc. PKB (w roku 2024 było to 98 proc.). W tym czasie deficyt federalny ma osiągnąć prawie 9 proc. PKB. Powodem będą rosnące płatności odsetkowe od długu, zwiększania wydatków na świadczenia socjalne i zmniejszone dochody budżetu na skutek obniżki podatków. Takie niezbilansowanie finansów państwa w czasie, gdy państwo to nie prowadzi wojny, jest nietypowe i z wielu powodów groźne.
Rozwiązaniem byłoby obniżenie wydatków, tym bardziej iż rosły one w ostatnich latach bardzo dynamicznie. Szacuje się, iż w tym roku wydatki budżetu federalnego wyniosą ok. 25 proc. PKB, ale dodatkowo prawie 15 proc. PKB wydają poszczególne stany. To wciąż mniej niż średnia w Unii Europejskiej, ale dawno minęły czasy, gdy Stany Zjednoczone miały „mały rząd”. Eksperci szacują, iż miliardy dolarów wydawane są nieefektywnie, a choćby rozkradane.
Odchudzeniem wydatków federalnych w ostatnich miesiącach zajmował się Departament Efektywności Rządowej (Department of Government Efficiency, DOGE), współkierowany przez Elona Muska. Rezultaty jego działania są oceniane niejednoznacznie. Chociaż DOGE deklaruje oszczędności rzędu 160 mld dol., niezależne analizy wskazują, iż rzeczywiste oszczędności są znacznie niższe, a niektóre działania przyniosły niezamierzone koszty i zakłócenia w funkcjonowaniu administracji federalnej. Konieczna jest poważna reforma wielkich programów socjalnych, wprowadzonych w latach 60. XX wielu za prezydenta Lyndona Johnsona. Ale nie da się jej przeprowadzić partyzanckimi działaniami młodych ludzi, zatrudnionych przez Muska. To wymagałoby szerokiego poparcia w Kongresie.
Irlandia oszczędza, Polska ma gest
Nie mniej dramatyczna jest sytuacja polskich finansów publicznych. Wprawdzie dług publiczny mamy wciąż jeszcze niższy niż przeciętny w Unii Europejskiej, a także w Stanach Zjednoczonych, ale jego poziom gwałtownie rośnie. To skutek znacznego wzrostu wydatków sektora finansów publicznych. Wzrosły one z 41,5 proc. PKB w roku 2015 do 47,7 proc. PKB w roku 2020 i 49,4 proc. w roku 2024, czyli w ciągu 9 lat o 6,2 pkt proc.
O ile skokowy wzrost wydatków w roku 2020 można logicznie wyjaśnić (co nie oznacza usprawiedliwić) skutkami zamknięcia gospodarki podczas pandemii, to dalszy wzrost wynika wyłącznie z decyzji politycznych – kupowania poparcia wyborców.
W 2015 roku Polska była na siódmym miejscu wśród państw Unii Europejskiej, które wydawały najmniej pieniędzy podatników. Przodowała Irlandia, która wydawała tylko 28 proc. PKB. Tymczasem już w roku 2024 wydatki sektora instytucji rządowych i samorządowych Polski w relacji do PKB były większe niż średni poziom dla wszystkich państw UE, który wyniósł 49,5 proc. Irlandia natomiast wciąż jest na czele państw najbardziej oszczędnych. choćby obniżyła wydatki do 23,5 proc. PKB.
Podatki podnoszone ukradkiem
Rosnące wydatki rząd musi finansować podnoszeniem podatków. Dochody państwa polskiego wzrosły z 38,9 proc. PKB w roku 2015 do 42,8 proc. PKB w 2024. Był to wzrost istotny – o 3,9 pkt proc., ale wyraźnie mniejszy niż wzrost wydatków. W efekcie w finansach państwa, które już w roku 2015 były niezbilansowane (deficyt w roku 2015 wynosił 2,6 proc. PKB), pojawiła się ogromna dziura.
Zauważmy, iż wzrost dochodów państwa, który mimo wszystko był znaczący, dokonał się po cichu. Tzw. uszczelnienie systemu podatkowego, realizowane jeszcze przez koalicję PO-PSL, a następnie rząd PiS, a także dodatkowe podatki wprowadzane bez rozgłosu (podatek bankowy, podatek handlowy, podatek solidarnościowy, opłata mocowa, opłata cukrowa, opłata za pobór wody itp.) spowodowały wzrost dochodów państwa o blisko 2 pkt proc.
Istotne zmiany w podatkach zostały wprowadzone w ramach Polskiego Ładu, który wszedł w życie w 2022 roku, ale ich skutki dla budżetu były mieszane. W roku 2022 dochody spadły w relacji do PKB o 2 pkt proc., by w roku 2023 wzrosnąć o 1,8 pkt proc. Wzrosły także w roku 2024 o 1,2 pkt proc., co było zasługą zamrożenia progów podatku dochodowego od osób fizycznych. Przy znaczącej inflacji oznacza to wzrost obciążeń podatkowych.
Hojne obietnice w kampanii prezydenckiej
Wybory prezydenckie są kolejną okazją do składania przez polityków obietnic zwiększania wydatków, a jednocześnie obniżek podatków. Lewica domaga się, by Rafał Trzaskowski poparł jej program budownictwa mieszkaniowego, finansowanego ze środków publicznych. Karol Nawrocki chce, by państwo więcej wydawało na „strategiczne” inwestycje.
Jednocześnie obaj kandydaci zapewniają, iż będą naciskać na rząd, by ten obniżył podatki. Rafał Trzaskowski obiecuje podniesienie kwoty wolnej w podatku od dochodów osobistych do 60 tys. zł rocznie, co było zresztą jedną z obietnic Koalicji Obywatelskiej. Jego konkurent ma pomysły jeszcze bardziej ambitne. Obiecał złożyć projekt ustawy obniżającej podstawową stawkę VAT z 23 proc. do 22 proc., wprowadzającej zerowy PIT dla rodzin wychowujących co najmniej dwoje dzieci, podniesienie drugiego progu podatkowego do 140 tys. złotych oraz likwidację podatku Belki.
Po stronie wydatków żadnych oszczędności nie będzie, a obiecane obniżki podatków kosztowałaby budżet państwa od 1 do 3 proc. PKB i gwałtownie zwiększyło dług, a przede wszystkim koszty jego obsługi.
Sławomir Mentzen obiecał poprzeć kandydata, który podpisze się pod jego ośmioma warunkami. Na pierwszym miejscu jest zobowiązanie do zawetowania każdej ustawy, „która podnosi Polakom podatki, składki, opłaty lub wprowadza nowe obciążenia fiskalne”. Żaden z ośmiu punktów Mentzena nie wspomina o konieczności redukcji wydatków i nie proponuje konkretnych cięć.
Zgodnie z teorią Davida Ricarda, rozwiniętą przez amerykańskiego ekonomistę profesora Roberta Barro, racjonalni podatnicy traktują deficyt budżetowy i rosnący dług jako zapowiedź przyszłych podwyżek podatków. Politycy najwyraźniej uważają, iż polscy podatnicy racjonalni nie są i uwierzą, iż można podatki obniżać, jednocześnie zwiększając bez końca wydatki państwa i zadłużenie.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.