Gdy jesteś w pracy to pracuj, gdy jesteś w domu to bądź w domu

prawieoprawie.pl 2 miesięcy temu

„Ten zawód daje tak wiele innych możliwości. Warto popróbować różnych modeli, opcji; zobaczyć w jakiej roli my czujemy się dobrze i co daje nam euforia i niesie satysfakcję. Mamy tylko jedno życie. Nie zapominajmy o tym” – rozmowa z radczynią prawną Anetą Pacek-Łopalewską, założycielką kancelarii Kancelaria Prawa Ochrony Środowiska APŁ JDS.

Dzień dobry, dziękujemy za przyjęcie zaproszenia. Gratulujemy najnowszej rekomendacji w Rankingu kancelarii prawniczych „Rzeczpospolitej” – została Pani liderką w kategorii Prawo ochrony środowiska. Nie jest to Pani pierwsza tego typu nagroda, więc ciekawi nas, jakie to uczucie zostać ponownie wyróżnioną?

Na początek dziękuję za zaproszenie. Bardzo cieszę się z tego wywiadu; podoba mi się Wasz pomysł pokazywania historii prawników i prawniczek. Myślę, iż to pozwala tym, którzy dopiero wchodzą w ten zawód, zobaczyć go od takiej praktycznej strony. A tym, którzy już na tej ścieżce są, uświadamia, iż często wszyscy mierzymy się z podobnymi trudnościami.

A odpowiadając na pytanie, to przyznam, iż te wyróżnienia cieszą mnie każdego roku równie mocno. A może choćby z każdym rokiem coraz bardziej? Przyznam też szczerze, iż jestem z nich bardzo dumna. Cieszą mnie, bo pokazują, iż moja decyzja wybrania kiedyś tam, tak trochę pod prąd, innej ścieżki, to była dobra decyzja. I, pomimo iż po drodze nie było łatwo, to takie wyróżnienia potwierdzają, iż czasem warto zaryzykować. Konsekwentne budowanie siebie i swojego nazwiska daje rezultaty. Widzę wokół dużo, bardzo dużo świetnych prawniczych indywidualności. Nie zatrzymujcie się, gorąco Was do tego namawiam.

Wyróżnienia są ukoronowaniem Pani pracy, ale jakie były początki? Skąd pojawiła się u Pani myśli, by wybrać studia prawnicze? Czy była to ciekawość czy przemyślana i pewna decyzja?

Ja nie jestem osobą, która od zawsze chciała być prawnikiem, choć często słyszałam, iż dobrze bym się w tym zawodzie sprawdziła. Może ze względu na to, iż byłam typem takiego dziecka, o którym mówi się, iż „jest go wszędzie pełno”?

O moim wyborze zdecydowało raczej moje ówczesne przekonanie, iż jest to taki kierunek, który otwiera mi najwięcej drzwi w przyszłość. Albo inaczej, zamyka tych drzwi najmniej. A ja w liceum nie wiedziałam, kim chcę zostać. Wolałam więc stworzyć sobie jak najwięcej opcji; jak największe pole działania i wyboru.

A dodatkowo ta profesja jakoś tak od samego początku kojarzyła mi się z kreatywną pracą. I tu się nie pomyliłam. Nasz zawód to takie łączenie kropek, układanie klocków w większą całość. Bardzo lubię ten proces pracy nad sprawą; gdy zaczynam w zasadzie z pustką w głowie, a potem, krok po kroku, fakty i przepisy układają mi się w spójną całość. Tak lubię patrzeć na prawo – jak na budowanie historii z faktów, historii z przepisów i potem zestawianie ich ze sobą.

Patrząc na Pani zainteresowania zawodowe, czy z dzisiejszej perspektywy i tylu lat na rynku pracy, wybrałaby Pani inny kierunek studiów? Może biologia, bioinżynieria lub kognitywistka?

Myślę, iż nie. Nie żałuję mojego wyboru, choć jak czasem powtarzam, ta moja relacja z zawodem jest bardzo burzliwa – czasem go kocham, czasem też nienawidzę. Mam ochotę rzucić wszystko, zająć się czymś, co jest mniej absorbujące i psychicznie, i fizycznie. Ale jakoś tak chwilę potem wpada na biurko kolejny interesujący projekt i działam dalej.

Natomiast to, co zrobiłabym dzisiaj, to chciałabym równolegle pochodzić na dobre zajęcia z psychologii społecznej, poznawczej, kognitywistyki. Jako prawnicy pracujemy z ludźmi, my też jesteśmy ludźmi, otaczają nas emocje – i dobre i złe. Dobrze jest jak najszybciej nauczyć się przed tymi złymi chronić. A z kolei wiedza o tym, jak działa ludzki umysł, jakie mamy silne i mocne strony, to wiedza, którą możemy wykorzystać w codziennej merytorycznej pracy. To te kwestie, o których piszę w mojej książce. Ja chciałabym wiedzieć o tych rzeczach wcześniej. Na studiach takiej wiedzy nie było.

Miałam też w swoim życiu epizod studiów podyplomowych z ochrony środowiska. Myślę zresztą, iż teraz na rynku dużą przewagę konkurencyjną będą mieli ci prawnicy, którzy mają na swoim koncie także taką „pozaprawną” wiedzę z obszaru, w którym doradzają. My nie działamy w próżni; im lepiej znamy świat naszego klienta, tym łatwiej jest nam dobrać najlepsze dla niego i dla jego konkretnej sytuacji rozwiązanie.

W którym momencie studiów zdecydowała się Pani na tak niszowy obszar prawa? Czy może była to decyzja podyktowana dynamiką zmian zachodzących w kwestiach środowiskowych?

To nie była świadoma, przemyślana decyzja. Ja na studiach – i wiele lat po studiach zresztą też – omijałam regulacje prawa ochrony środowiska bardzo szerokim łukiem, nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Wtedy był to dla mnie mało interesujący obszar.

Moje pierwsze lata pracy to intensywna praktyka w obszarze prawa gospodarczego. Pracując w White&Case byłam częścią praktyki transakcji M&A. I przyznam, iż wtedy tam widziałam swoją prawniczą przyszłość.

Ale przyszedł taki dzień, który – jak chichot losu – zaważył na kierunku mojej prawniczej kariery. Na wewnętrznym spotkaniu w kancelarii, przy omawianiu zadań nowego projektu zdarzył mi się moment nieuwagi. Na ułamek sekundy podniosłam wzrok, gdy jeden z partnerów szukał chętnego do … analizy problemów środowiskowych. Znacie to powiedzenie „chiński ochotnik”? Byłam załamana. Ale nie było innej opcji, niestety nie. Nie dla „associata juniora”. Pojechałam do zakładu klienta.

I po kilku dniach – przepadłam. Zobaczyłam tam interesujące technologicznie rozwiązania i związane z nimi wyzwania prawno-środowiskowe. Poznałam inżynierów z niesamowitą wiedzą i pasją. Brak doktryny, brak orzecznictwa. Wszystko co regulacyjne dopiero się tworzy. Potem przyszły kopalnie, elektrownie, składowiska, produkcja papieru, gaz, ropa, wiatraki, koleje, autostrady, lotniska, produkcja farmaceutyków, chemii, kryształów. Chyba nie ma takiej branży, której zakładu nie widziałam. I te transakcje M&A mocno dla mnie przybladły.

Mój przypadek to taka dobra lekcja dla wszystkich – próbuj różnych rzeczy, zwłaszcza na początku swojej ścieżki. Nie zamykaj się sztywno na inne obszary. Dotknij ich i dopiero wtedy zdecyduj, czy to rzeczywiście nie jest „to”.

Przed jakimi wyzwaniami stoi prawnik zajmujący się prawem ochrony środowiska i szeroko pojętego ESG?

Regulacje ochrony środowiska to bardzo dynamicznie rozwijająca się gałąź prawa. I przez cały czas będzie się dynamicznie rozwijać. To oznacza, iż osoba, która w tym obszarze doradza, musi być cały czas na te „nowości” i zmiany otwarta. Ale, co istotne, nie chodzi tu o to, aby „znać” każdą nową regulację. Chodzi o to, aby rozumieć, dlaczego powstają takie a nie inne przepisy, poznawać ich tło i cel, który mają osiągnąć.

Jednocześnie, także w tej dziedzinie prawa, tak jak w każdej innej, sama znajomość przepisów nie wystarczy. Ja doradzam przedsiębiorcom. W tym obszarze prawa bardzo ważne jest, aby zrozumieć techniczną stronę prowadzonej przez nich działalności.

Może trochę metaforycznie, ale czym jest dla Pani ESG i jaką rolę według Pani odgrywa przy budowaniu nowoczesnego przedsiębiorstwa?

ESG w obszarze środowiskowym to dla mnie jedna z klamr spinających system. Trzeba te regulacje zrozumieć, aby dobrze wkomponować je w organizm przedsiębiorstwa.

Ja nie patrzę na ESG tylko jak na obciążenie, choć niewątpliwie konieczność sprostania kolejnym obowiązkom, obciążeniem dla biznesu jest. Myślę jednak, iż przedsiębiorstwa, które mądrze do tej tematyki podejdą, odpowiednio wykorzystają ją w swojej strategii, mogą zbudować na tym swoją przewagę konkurencyjną. Co więcej, na obowiązki ESG, zwłaszcza w zakresie ochrony środowiska, nie można patrzeć jak na coś oderwanego od dotychczasowego systemu. To nie jest coś zupełnie nowego; wiele wymagań środowiskowych w przepisach jest już od dawna. Kolejne, choćby te odnoszące się do praktyk „greenwashing” czekają za rogiem.

Może warto popatrzeć na ESG jak na regulację, która pozwala przedsiębiorcom pokazać, jak wiele rzeczy robią i są – w wielu aspektach – bardzo OK?

Przez ponad 8 lat pracowała Pani w międzynarodowej korporacji prawniczej. Kiedy przychodzi taki moment w życiu prawnika, iż stwierdza ,,czas na zmiany, chcę teraz pracować na siebie”?

Kiedyś krążyła taka opinia, iż z dużej korporacji prawniczej powinno się odejść przed upływem 10 lat pracy. To bardzo specyficzny, trochę taki zamknięty świat. Im dłużej się tam jest, to tym trudniej potem odnaleźć się w realiach innej roli na rynku. Oczywiście, jeżeli ktoś chce z takiej kancelarii wyjść.

U mnie to nie była decyzja „chcę pracować u siebie”, u mnie to była decyzja „chcę pracować w innym modelu”.

Ja osobowościowo nie jestem typem, który chce budować albo rozwijać dużą organizację. Chciałam pracować merytorycznie, mieć kontakt z klientem, a praca w mniejszej czy większej organizacji wymaga także innych kompetencji, wiąże się z innym zakresem obowiązków. Chciałam być bardziej niezależna. Lubię pracować w różnych miejscach, o różnych godzinach. I co istotne, chciałam mieć więcej przestrzeni dla rodziny i moich pozaprawnych zainteresowań. Mój obecny model pracy daje mi więcej możliwości.

Jaka była reakcja Pani otoczenia na taką zmianę – czy pojawiły się komentarze próbujące Panią odwieść od podjętej decyzji? Biorąc pod uwagę realia rynku, jak nie poddać się na starcie i konsekwentnie kroczyć obraną drogą?

Reakcje były różne. Od gratulacji, poprzez zdziwienie, niedowierzanie, aż po zdecydowane głosy, które powtarzały o moim „zawodowym samobójstwie”. Przypomnę, iż to był czas, gdy byłam na „ścieżce partnera” w dużej międzynarodowej kancelarii a decydowałam się na samodzielne budowanie od zera kancelarii butikowej, skoncentrowanej na jednym obszarze prawa. Takich kancelarii wtedy na rynku w zasadzie nie było.

I przyznam, iż początki wcale nie były takie proste. To trochę to, o czym pisałam wyżej – musiałam odnaleźć się w zupełnie innych realiach – bez pięknego biura, asystentki, bardzo dobrych warunków pracy, olbrzymiej cenionej na rynku organizacji, którą miałam na wizytówce.

Co ciekawe, największym wrogiem okazała się wtedy moja głowa. Długo żyłam w przekonaniu, iż aby pokazać moją wartość, to muszę mieć zespół, kancelarię w centrum miasta i mahoniowe biurko. A to nie jest prawda. Tak nie zdobywa się szacunku klientów. Tylko ta wiedza przyszła dopiero z czasem; i trochę mnie kosztowała.

Prowadzi Pani dwuosobową kancelarię i wbrew standardowemu postrzeganiu tego rynku jest Pani przykładem, iż takiej wielkości kancelarie mogą rywalizować z największymi podmiotami. Jak to osiągnąć i dlaczego właśnie taką drogę Pani obrała?

Uważam, iż w tym zawodzie to prawnik jest marką. Na koniec dnia siłą organizacji prawniczych są ludzie, którzy tam pracują. I o tym powinniśmy zawsze pamiętać.

Każdy z nas, w zasadzie od momentu ukończenia studiów, a może choćby i wcześniej, zaczyna już tę swoją markę budować. I tu nie ma znaczenia, czy pracujemy na tzw. etacie czy zaraz po skończeniu aplikacji otwieramy swoją własną kancelarię. Swoją markę można budować pracując także „u kogoś”.

Moją pierwszą pracą była praca jeszcze na studiach w ramach indywidualnych kancelarii. Potem po skończeniu studiów pracowałam przez rok jako tzw. in-house. Ale roczny pobyt na studiach prawniczych w Stanach uświadomił mi, jak istotny w pracy prawnika jest warsztat. I chciałam się tego warsztatu uczyć w dobrym miejscu. Stąd decyzja, aby spróbować swych sił w dużej międzynarodowej kancelarii. To były trudne, wymagające lata, które wiele mnie nauczyły. I patrząc z perspektywy czasu uważam, iż jeżeli ktoś ma możliwość „popraktykować” w takiej organizacji, to warto to zrobić.

Moim zdaniem na rynku jest przestrzeń zarówno dla „dużych” jak i tych „mniejszych”. Mój przykład i przykłady innych kolegów i koleżanek pokazują, iż z powodzeniem możemy ze sobą konkurować. I wygrywać.

Jak wyglądał u Pani proces budowania marki osobistej na rynku prawniczym?

Budowanie marki osobistej to proces, który cały czas trwa. Dzień po dniu, sprawa po sprawie. I dodam tu, iż dobrą markę prawniczą budują nie tylko te spektakularnie wygrane sprawy, ale także te, które wcale nie zakończyły się zwycięstwem. W tym zawodzie nie zawsze wygrywamy, ale każda sprawa czegoś nas uczy, pozwala rozwijać nam nasze kompetencje.

I dodam też, iż marki prawniczej – moim zdaniem – nie buduje się tylko poprzez rozwój w obszarze prawa. Oczywiście, iż musimy umieć poruszać się w przestrzeni przepisów, ale na ścieżce budowania prawniczego nazwiska równie ważna jest znajomość świata, któremu doradzamy. Ja już nie wiem, ile zakładów „zwiedziłam”, ile technologii poznałam, na ilu konferencjach, zjazdach, spotkaniach „technicznych”, a nie „prawniczych”, byłam. Takie działania pozwalają mi poznać język klienta, zrozumieć specyfikę biznesu, poznać proces, dotknąć tej materii, której doradzam.

Tak na marginesie, to ja ten świat moich klientów lubię. Lubię patrzeć na proces produkcyjny czy inwestycyjny, na technologię. Chętnie słucham o technicznych aspektach działalności. Ta sympatia to też jest bardzo istotny aspekt; uważam, iż to jeden z kluczy do zrozumienia problemu klienta, który mamy, przy pomocy przepisów rozwiązać.

Nie zamyka się Pani na nieznane, łączy różne dziedziny, wręcz można by powiedzieć, iż żyje Pani w duchu zrównoważonego rozwoju. Co jest głównym motywatorem do bycia ,,w ciągłym zawodowym ruchu”?

To chyba kwestia osobowości. Ja uważam, iż ten zawód wymaga otwartej głowy, chęci poznawania nowych rzeczy, szukania innej perspektywy.

Dla mnie prawo to kreatywna profesja. A o kreatywność trzeba dbać. Nie można natomiast dbać o rozwój swojej kreatywności zamykając się w czterech ścianach kancelarii. Nie w dzisiejszych czasach.

Co więcej, technologia pozwala nam dziś jeszcze mocniej tę kreatywność wyzwolić. Jestem wdzięczna, iż tyle powtarzalnej, nudnej, technicznej pracy mogę teraz oddać technologii. Nie oszukujmy się, wiele pracy AI wykona za nas szybciej i niestety lepiej. Ale przez cały czas pozostaje dla nas bardzo duży kawałek tortu, który wymaga właśnie kreatywności, empatii, kontaktu z człowiekiem – dla mnie to jest ta esencja prawniczego zawodu.

Działa Pani również poza granicami Polski. Uczestniczy Pani w pracach Unijnej Platformy Biznes i Bioróżnorodność a również jest Pani adwokatem Stanu Nowy Jork. Jak wykorzystuje Pani to doświadczenie w pracy na polskim rynku?

To dla mnie elementy, etapy rozwoju zawodowego, dodatkowe możliwości budowania siebie jako prawnika. Mówimy o tym, iż świat jest globalną wioską i musimy to dostrzec także w kontekście naszego prawniczego podwórka. Regulacje środowiskowe to część większego, międzynarodowego systemu; jeżeli chcemy je dobrze zrozumieć, musimy w tym systemie być obecni.

Co więcej, dla mnie kontakt z innymi prawnikami i ich doświadczeniami pozwala pozyskać inną perspektywę, a taka inna perspektywa bardzo pomaga mi nabrać do wielu rzeczy potrzebnego dystansu i być – tak po prostu – lepszym prawnikiem. Zresztą to właśnie ten czas w moim życiu, gdy studiowałam w Stanach był tym czasem, który pokazał mi jak ważne w prawniczej pracy są te „lawyering skills”, prawniczy warsztat. Cieszę się, iż młodzi prawnicy też zaczynają to dostrzegać i takie umiejętności rozwijać.

Nie tylko Pani się uczy, ale również uczy innych prawników efektywnej pracy współtworząc Projekt TREESK. Na czym on polega i skąd pomysł na niego?

Projekt TREESK to taka nasza – moja i mojej wspólniczki, mec. Joanny Daniłowicz-Starościak – propozycja stworzenia przestrzeni, w której rozmawiamy o dobrym prawniczym warsztacie, czyli o tym jak pracować z faktami i z przepisami, tworzyć dobry produkt prawny i jak w tym procesie wykorzystywać potencjał naszego umysłu. O kreatywności, pracy głębokiej, planowaniu, nawykach, rytuałach, nudzie, krytycznym myśleniu.

W ramach Projektu TREESK uczymy jak budować i rozwijać ten prawniczy warsztat. Pokazujemy jak pracować, aby było efektywnie czasowo i jakościowo dobrze. I aby chciało się nam, do tego prawniczego biurka wracać.

Działamy w social mediach: na portalach LinkedIn, Instagram, Facebook, gdzie publikujemy krótkie wskazówki, jak efektywniej pracować nad sprawą. W zasadzie do wdrożenia „od zaraz”. Dostępna jest również moja książka: „Być prawnikiem. Jak pracować nad sprawą”, w której dzielę się moim doświadczeniem o metodologii prawniczej pracy, a także pierwszy praktyczny Workbook o tym, jak kreatywnie i skutecznie zaplanować sobie czas na pracę merytoryczną.

Jesteśmy też twórczyniami autorskiego narzędzia TREESKapp, takiej „drugiej głowy” prawnika, prawniczki. Poprzez budowanie map spraw aplikacja pozwala uporządkować to wszystko, co mamy w głowie i na biurku. Zachęcam do korzystania.

Stawia Pani mocno na warsztat pracy – jak wyglądał u Pani proces budowy nawyków i rutyny? Była to łatwa droga, czy może wręcz przeciwnie?

Tak, uważam, iż w naszej pracy, jeżeli chcemy być tymi dobrymi prawnikami (to perspektywa rynku) a jednocześnie się nie wypalić (to nasza perspektywa), to musimy nauczyć się mądrze pracować nad sprawą; musimy cały czas ten nasz prawniczy warsztat rozwijać.

Ja miałam to szczęście, iż spotkałam na swojej drodze bardzo dobrych prawników, którzy pokazali mi, jak pracować. Miałam też w swoim zawodowym życiu bardzo intensywne okresy pracy; zdecydowanie nie był to czas work-life balance. Ale wtedy w tamtych okresach, chciałam tak pracować, chciałam zdobywać doświadczenie. Tak, to była trudna, ale satysfakcjonująca droga.

Ale nie oznacza to, iż teraz jest bardzo łatwo. W tym zawodzie cały czas jesteśmy w ruchu. Ja cały czas nad tym moim warsztatem pracuję i tak chyba już zostanie do końca mojej zawodowej kariery. Co więcej, mimo iż wiem doskonale, co i jak powinnam robić, to zdarza mi się, tego nie robić. Dlaczego? To chyba temat na osobną książkę. Mitem jest to, iż prawnicy z długim stażem nie mają problemów i przechodzą gładko przez praktykowanie prawa.

Niedawno wydała Pani książkę „BYĆ PRAWNIKIEM. Jak pracować nad sprawą”. Czy jest książka, którą szczególnie poleciłaby Pani młodym prawnikom, którzy za chwilę rozpoczną swoją karierę?

Po pierwsze zdecydowanie polecę moją książkę. Dlaczego? Bo pokazuję tam sprawdzony model efektywnej, prawniczej pracy; podaję wiele praktycznych wskazówek, jak ten prawniczy warsztat budować. Myślę, iż nie ma na polskim rynku takiej pozycji. To, iż warto tę książkę na swoim biurku mieć, cały czas potwierdzają moi kolejni czytelnicy.

Polecam też książki napisane przez prawników praktyków – mec. Joannę Lubecką, mec. Agnieszkę Światłoń, mec. Adama Sornka, mec. Arkadiusza Stecia. To praktyczne poradniki o prowadzeniu kancelarii, wycenie usług prawnych, kontakcie z klientem. Warto także zajrzeć do książki, którą napisali Rafał Chmielewski i mec. Elżbieta Bansleben, a którą otwierają drzwi do świata obsługi klienta.

I wreszcie, gorąco polecam poszukać na rynku książek, które dotykają obszaru naszego samorozwoju, pokazują, jak w tym trudnym, ale niesamowicie ciekawym zawodzie, przetrwać. Ja kupiłam ostatnio książkę Nathalie Martin, Lawyering from the inside out. Learning Professional Development through mindfulness and emotional intelligence – jest świetna. Niestety tego typu książki to przez cały czas raczej pozycje dostępne tylko w języku angielskim. Mam nadzieję, iż gwałtownie się to zmieni. I niech nie zmyli Was to, iż są napisane przez prawników brytyjskich czy amerykańskich; ta wiedza jest uniwersalna.

Pandemia COVID-19 dała się we znaki wszystkim, w tym prawnikom. Jak Pani zdaniem, pandemia wpłynęła na pracę Pani kancelarii oraz pracę całej branży prawniczej?

Na naszą kancelarię wpłynęła w minimalnym stopniu. My już przed pandemią zaczęłyśmy działać w nowym modelu – dwóch ekspertów, nie mamy swojego zespołu, to my dołączamy do zespołu klienta. Nasz model zakłada, iż możemy pracować w zasadzie z każdego miejsca; nie musimy mieć biura. I tak pracujemy.

A dla branży? COVID-19 nadgryzł mocno stereotyp, iż prawnik musi siedzieć w czterech ścianach kancelarii. Uwolnił nas od biurka, pokazał, iż dobry produkt prawny można stworzyć także na kanapie. Niestety trochę zaburzył relacyjność; przez cały czas bardzo wiele spotkań odbywa się na platformie Teams, a nie fizycznie. A to już nie to samo; czasem tak może jest lepiej, ale nie w każdym przypadku. Trudno tak budować wzajemną, dobrą relację z klientem.

Z kolei ten czas teraz, moim zdaniem, to dobry czas na budowanie prawniczych osobowości. Technologia daje tu bardzo dużo możliwości i patrząc na to, co dzieje się w sieci, wielu prawników z tego korzysta.

Obserwując zmiany zachodzące w branży, czy ma Pani jakieś przewidywania, wnioski a może obawy, co do przyszłości rynku prawniczego?

Rynek prawniczy na pewno będzie się zmieniał. Takie zmiany wymusza choćby technologia. Ten proces zmiany zresztą już się rozpoczął; technologia powoli, ale stopniowo i zdecydowanie zastępuje pewne czynności, które kiedyś wykonywał prawnik. Teraz szybciej zrobi to aplikacja. Tym samym coraz większego znaczenia będą nabierać kompetencje z obszaru „lawyering skills” czyli warsztatu prawniczego. Umiejętność dobrego zrozumienia faktów, zidentyfikowania rzeczywistego problemu klienta i rozwiązanie tego właśnie problemu, a nie tylko problemu prawnego. W dobie nadpodaży danych, szumu informacyjnego czy niesamowitej ilości bodźców przewagę konkurencyjną będą mieli Ci prawnicy, którzy będą potrafili dokonać dobrej selekcji danych, nauczą skupiać się i koncentrować na problemie, będą myśleć krytycznie. Myślę tu o efektywnej czasowo i jakościowo pracy, której na szczęście można się nauczyć.

Dla mnie to nie jest obawa, nie patrzę na te zmiany w kategorii zagrożenia. To dla mnie jest właśnie istota tej kreatywnej prawniczej pracy. I pewnie nie każdy się w tym odnajdzie, ale też to nie jest zawód dla wszystkich. Tak jak nie dla wszystkich jest zawód lekarza, kierowcy czy ratownika medycznego.

Czy przy tylu aktywnościach udaje się Pani zachować work-life balance? Jak w tym wszystkim znajduje Pani czas dla siebie? Jaki jest Pani sposób na efektywny odpoczynek?

Koncepcja „work-life balance” zakłada wyraźne oddzielenie pracy od czasu wolnego i konsekwentne dbanie o to, by pierwsza z tych sfer życia nie zdominowała drugiej. Takie w każdym razie są definicje. Ja niestety nie wierzę w tego rodzaju „work-life balance” w moim zawodzie; zwłaszcza, gdy prowadzimy własne kancelarie. Nasza praca to zwykle praca koncepcyjna, gdzie godziny pracy są różne; co więcej klienci raczej nie planują wydarzeń i sytuacji, w których będą potrzebować naszego wsparcia.

Nie chcę oszukiwać mojej głowy terminem „work life balance”, tak jak nie chcę jej oszukiwać słowem „workation”. Dla mnie workation to po prostu praca w innym miejscu, która nie ma nic wspólnego z „vacation”.

Zamiast „work life balance” wolę słowo „przeciwważenie”, o którym piszą Gary Keller i Jay Papasan w swojej książce „Jedna rzecz. Zaskakujący mechanizm niezwykłych osiągnięć́”. Trzeba podchodzić́ do tego, w co się angażujemy z rozsądkiem, tak aby nie zatracić się w żadnej ze sfer, zwłaszcza zawodowej. Mieć czas także na tę prywatną. W tym modelu przeciwważenia jest jedno bardzo ważne zastrzeżenie. Gdy jesteś w pracy, to pracuj, gdy jesteś w domu, to bądź w domu. Także głową, nie tylko ciałem, żeby dać tej głowie oddech. I tak staram się działać. Nie zawsze wychodzi, ale do tego dążę.

Jaką radę dałaby Pani młodszej sobie? Czy chciałaby Pani też coś przekazać młodym prawnikom?

Aby nie ulegać krążącym niestety i mocno zakorzenionym na rynku stereotypom i przekonaniom, jak powinna wyglądać praca prawnika. Sukcesu w tym zawodzie nie osiąga się tylko poprzez zbudowanie kancelarii z zespołem prawników i adresem w centrum miasta.

Ten zawód daje tak wiele innych możliwości. Warto popróbować różnych modeli, opcji; zobaczyć w jakiej roli my czujemy się dobrze i co daje nam euforia i niesie satysfakcję. Mamy tylko jedno życie. Nie zapominajmy o tym.

Aneta Pacek-Łopalewska, radca prawny, adwokat Stanu Nowy Jork; absolwentka studiów prawniczych na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz na University of Connecticut School of Law. Specjalizuje się w prawie ochrony środowiska. Partner w eksperckiej Kancelarii Prawa Ochrony Środowiska APL JDS, rekomendowanej przez „Rzeczpospolitą” i wyróżnionej wśród 100 najlepszych kancelarii Listy Forbes. Jest autorką książki „Być Prawnikiem. Jak pracować nad sprawą” i współautorką Projektu TREESK, dedykowanego efektywnej prawniczej pracy. Liderka w dziedzinie Prawa Ochrony Środowiska w Rankingu Kancelarii Prawnych „Rzeczpospolitej”.

Idź do oryginalnego materiału