Blogobywalcy pamiętają moją notkę sprzed 4 lat, w której opisywałem receptę dla Platformy na wygranie wyborów. Jest przez cały czas aktualna, mogą z niej też skorzystać inne partie.
To propozycja wprowadzenia w Polsce rozwiązań analogicznych do tego, co Niemcy nazywają Mitbestimmung. Angielski skrót to BLER (Board-Level Employee Representation), posługuje się nim w swoich materiałach propagująca tę ideę fundacja Böcklera.
Polskie określenia, jak „współzarządzanie”, nie do końca oddają istotę zjawiska. Warto by wymyślić nowe słowo, ale nie jestem w tym dobry, a w dodatku lubię obcojęzyczne chwasty, więc na użytek tej notki niech zostanie BLER.
Przez te 4 lata więcej się na ten temat dowiedziałem. Pojechałem do Wolfsburga, by porozmawiać jak to działa w praktyce (rezultat ukazał się niedawno w Dużym Formacie). Przywiozłem sobie na pamiątkę kubeczek, o którym piszę w tym tekście.
Przyznacie, iż wygląda jak rekwizyt z utopijnego serialu. Nad wyidealizowaną sylwetką fabryki Volkswagena dominuje napis: „Deine Stimme fur die Zukunft” („głosem na przyszłość” jest głos na kandydatów IG Metall).
Tekst pisało mi się zaskakująco ciężko, bo wielu ekspertów od Niemiec odpowiadało mi, iż się na tym nie zna, nic nie wiedzą, nic nie mogą. Pomógł mi dopiero Dominik Owczarak z Instytutu Spraw Publicznych, od którego m.in. dostałem wspomniane materiały fundacji Böcklera (dziękuję!).
BLER polega na tym, iż powyżej pewnego limitu (w Niemczech: od 500 pracowników wzwyż) część miejsc w radzie nadzorczej firmy wybiera załoga. W Niemczech to zwykle połowa, choć w większości firm w razie remisu rozstrzygający głos ma przewodniczący.
Wszystkie kraje Unii muszą mieć jakąś formę pracowniczej reprezentacji. W Polsce dyrektywę wprowadzono jednak tylko na aby-aby. Rada nic nie może. Między innymi dlatego musieliśmy w firmie założyć związek.
Obecne polskie prawo jest nielogiczne. Radę Pracowników teoretycznie wybierają w powszechnych wyborach pracownicy, ma więc mandat demokratyczny do ich reprezentowania.
Wiele ustaw jednak wprost mówi, iż pracowników reprezentuje związek. Nie ma związku – nie ma reprezentacji (np. nie można bez związku zrobić legalnego strajku).
Żeby to bardziej skomplikować, to ponieważ z kolei Rada nic nie może, w wyborach zwykle jest niewielka frekwencja. Znam pewną korporację, w której w wyborach do Rady pada mniej głosów, niż związek ma członków, więc oczywiście jest zdominowana przez związkowców.
Logiczne rozwiązanie byłoby takie, żeby wszystkie te ustawy, które czynią związki jedynym reprezentantem pracowników (jak np. ustawa o sporach zbiorowych) zmienić tak, żeby te uprawnienia przechodziły na Radę Pracowników i przedstawicieli pracowników w Radzie Nadzorczej. Wtedy związki zmuszane byłyby do regularnego potwierdzania mandatu w wyborach.
Na krótką metę to by oznaczało spadek znaczenia komisji zakładowych, a więc PiS tego nigdy nie zrobi, bo nie chce wkurzać „Solidarności”. Z mojego punktu widzenia, jako lokalnego Franka Sobotki, to byłoby OK.
Z tych uprawnień nie mam przecież żadnych osobistych korzyści. Z wielką przyjemnością bym się ich pozbył, gdyby efektem było wzmocnienie podmiotowości całej załogi.
BLER można by wprowadzić choćby od jutra. Nie trzeba czekać na mityczny moment „aż się wzbogacimy”.
W Europie Zachodniej wprowadzano to, gdy cała leżała w gruzach po drugiej wojnie światowej. Między innymi po to, żeby ludzie nie mieli uczucia, iż odbudowują ją po to, żeby wyzyskiwacz sobie podpalał cygaro studolarówką.
BLER utrudnia scenariusze typu „zwolnijmy paręset ludzi i wypłaćmy sobie po milioniku premii za tę oszczędność”, bo byłoby to przedmiotem co najmniej burzliwej sesji Rady Nadzorczej. Mogłoby się to choćby skończyć odwołaniem takiego zarządu.
Ideę sformułowała 100 lat temu socjaldemokracja, ale w Niemczech wprowadził to Adenauer, w ramach obchodzenia SPD od lewej. W wielu krajach Europy Zachodniej socjaldemokratyczne ideały wprowadzała jakaś inna partia (wielokrotnie pisaliśmy tu o Finlandii).
W Polsce MOGŁABY to zrobić Platforma, wszak zaprzyjaźniona z CDU. Ale wszyscy wiemy, iż nie zrobi.
Nie chcę być monotematyczny, ale… domyślacie się, do których posłów-elektów przepijam teraz owsianym flat white ze swojego czerwonego kubeczka. Fur die Zukunft!