Imigranci albo bramy raju

1 rok temu

Według raportu IMF w latach 1990–2020 tylko Chiny miały wyższy wzrost PKB niż Polska, co oznacza, iż nasz kraj wzrósł przez 30 lat o… 857%! Jeszcze w 2004 r. obcokrajowców zamieszkałych w Polsce na stałe oglądaliśmy raczej jako sympatyczne jednostki w programach takich jak „Europa da się lubić”, ale w ubiegłym roku ilość oficjalnie zarejestrowanych cudzoziemców przekroczyła już milion. O imigrantach z biedniejszych regionów napisano już dużo, ale warto się przyjrzeć przybyszom z państw bogatszych, którzy na stałe pracują w naszym kraju.

Nie dzielę ludzi na Greków i barbarzyńców. Nie interesuje mnie pochodzenie czy rasa mieszkańców. Ja wyróżniam ich tylko na podstawie ich zasług. Dla mnie każdy dobry obcokrajowiec jest Grekiem, a każdy zły Grek jest gorszy od barbarzyńcy.

Aleksander Wielki

Rob De Nijs śpiewał w 1973 roku „Żegnaj ojcze i żegnaj matko, żegnaj siostro Urszulo. Nie podoba mi się tutaj. Jadę do Ameryki”[1]. To „tutaj” oznaczało Holandię, a choć ta w latach 70. nie była krajem biednym i zacofanym, jak chociażby Rzeczpospolita tej epoki, to wciąż Ameryka dawała wtedy europejskim imigrantom więcej możliwości rozwoju niż ich własna ojczyzna. I choć jest to rzecz niezmiernie zaskakująca dla wielu z nas, to takim właśnie miejscem stała się Polska w ostatnich latach.

Polska gorączka złota

Według raportu IMF w latach 1990–2020 tylko Chiny miały wyższy wzrost PKB niż Polska (por. wykres)[2], co oznacza, iż nasz kraj wzrósł przez 30 lat o… 857%! Choć złośliwi słusznie przypominają, iż instytucje publiczne nie działają, a buble prawne rosną jak grzyby po deszczu, to jednak trudno nam odmówić sukcesu gospodarczego w skali światowej.

Wzrost zamożności w naszej ojczyźnie jest także zauważalny za granicą, o czym świadczy zwiększający się napływ cudzoziemców. W związku ze złą sytuacją demograficzną od katastrofy ratują nas imigranci zarobkowi. Potwierdzają to m.in. statystyki ZUS-u, według których „w latach 2008–2014 cudzoziemcy stanowili niecały 1% ogółu ubezpieczonych w ZUS […], natomiast według stanu na 31 grudnia 2022 r. udział cudzoziemców wyniósł już 6,5%”[3] (ponad milion osób). O imigrantach z biedniejszych regionów napisano już dużo, ale warto się przyjrzeć przybyszom z państw bogatszych lub do niedawna postrzeganych jako takie.

To nie jest kraj dla młodych ludzi

Jeszcze w 2004 r. obcokrajowców z UE zamieszkałych w Polsce oglądaliśmy raczej jako sympatyczne jednostki w programach takich jak „Europa da się lubić”, ale w ubiegłym roku ilość osób opłacających składki zdrowotne wynosiła już 39,3 tys.[4]. Wśród unijnych cudzoziemców znakomita większość jest w wieku produkcyjnym, z czego około 50% jest w przedziale wiekowym 20–39 lat[5]. Z samych Włoch od 2010 r. do dziś liczba obywateli oficjalnie zarejestrowanych w naszym kraju wzrosła prawie czterokrotnie (z 1938 do 7224)[6]. Tę samą tendencję wykazują inne unijne narody. 28-letni Włoch Gianmarco[7] z Mediolanu tak argumentuje wybór Polski:

Tutaj mogę sobie pozwolić na standard życia i karierę zawodową niemożliwe do osiągnięcia w Mediolanie dla osoby w moim wieku. Mieszkam w apartamencie na 20. piętrze w atrakcyjnej dzielnicy Warszawy, często jem w restauracjach i pracuję w polskim oddziale dużego banku prawie wyłącznie na rynek szwedzki. Wszystko zaczęło się od tego, iż chciałem studiować za granicą, żeby podszkolić angielski. Warszawska uczelnia miała wysoką pozycję w rankingu (wtedy 17. miejsce wg Financial Times), była przystępna cenowo i miałem już tam znajomych, którzy dobrze sobie radzili, a sam zobaczyłem, iż miasto się rozwija i jest „młode” demograficznie. Poza tym placówka dawała umiejętności praktyczne m.in. obowiązkowy staż w programie – stwierdza.

Kolejnym aspektem, który przemawia według niego na korzyść Polski, jest kultura pracy.

Moi przyjaciele we Włoszech bardzo często robią bezpłatne nadgodziny, a tutaj większość firm stara się jednak przestrzegać reżimu 8-godzinnego, a w nagłych przypadkach dodatkowo płaci. Wadą natomiast jest to, iż z Polakami nie jest tak łatwo nawiązać kontaktu jak z Włochami, choć teraz sam mam już dziewczynę Polkę (śmiech) – zauważa Gianmarco.

Inną kwestią jest to, iż Włochy mają jeszcze inną negatywną cechę, a mianowicie są krajem ludzi starych (trzecie najstarsze społeczeństwo na świecie), a do tego konserwatywnym i hierarchicznym w kontekście zawodowym.

W moim kraju dużo trudniej jest zdobyć pożądane stanowisko jako młoda osoba, a także niechętnie pozbywa się ludzi, którzy od dawna są na danej pozycji. W Polsce rotacja kadr jest dużo bardziej dynamiczna, bo łatwiej jest znaleźć pracę, a także wcześnie dostać awans. Tutaj, mając moją pracę w sektorze finansowym, mogę z dnia na dzień iść do innej firmy, która zajmuje się analogiczną branżą albo walczyć o podwyżkę, ponieważ konkurencja o pracownika jest bardzo wysoka. Warszawa jest także miejscem, do którego przenosi się wiele firm ze względu na tanią i dobrze wykształconą siłę roboczą – komentuje.

Dodatkowo, wykonując tę samą pracę np. w Mediolanie, nie mógłbym sobie pozwolić na wynajęcie całego mieszkania dla siebie ani na tak częste jedzenie w restauracjach. W Polsce jest także niższy próg przyjęcia na niektóre stanowiska, ponieważ nie ma aż takiej konkurencji jak w Mediolanie. Duży popyt na pracowników korporacyjnych i fakt, iż można pracować znając tylko angielski, bardzo ułatwia sprawę. Czasami zdarza się również, iż poszukiwany jest ktoś ze znajomością włoskiego i tak pracuje część moich znajomych. Natomiast, jeżeli mam wymienić wady Polski, to jest to na pewno skomplikowana biurokracja. Musiałem, przykładowo, rozliczyć PIT, kiedy nie było jeszcze opcji elektronicznej i dostałem ten przerażający dokument po polsku (śmiech), a w urzędzie nikt nie mówił po angielsku. Całe szczęście, iż pomogła mi w tym moja dziewczyna. To samo tyczy się karty pobytu, którą trzeba wyrobić po 3 miesiącach przebywania tutaj. Kolejnym minusem są podatki, które w Polsce są stosunkowo wysokie jak na to, co oferuje w zamian państwo, ponieważ trzeba załatwiać większość usług prywatnie jak służba zdrowia. We Włoszech opodatkowanie w moim przypadku jest o 2% wyższe, ale za to mamy dobrą opiekę medyczną i darmowe leki na receptę. W Polsce to nie działa, ale na szczęście większość dużych firm opłaca pracownikom prywatne placówki w ramach dodatku do pensji – argumentuje.

Mimo wszystko na rynku pracy dla młodych wygrywa jednak Polska, ponieważ we Włoszech prawie nikt nie dostaje umowy na czas nieokreślony ze względu na to, iż po jej podpisaniu pracodawca praktycznie nie ma możliwości zwolnienia pracownika choćby w przypadku złapania go na… kradzieży. Z tego powodu większość osób ma umowy na czas określony, a potem zmienia się pracowników, ponieważ chętnych jest wielu. Mówię z perspektywy mieszkańca Lombardii, gdzie miejsc pracy jest najwięcej, choć niemało osób wyjeżdża do Szwajcarii, ale na południu kraju istnieje duży problem ze znalezieniem pracy przez młode osoby, a jest niepisana zasada, iż ktoś, kto do 35. roku życia nie pracował nigdzie na dłużej, adekwatnie nie ma już szans na jej znalezienie. Dla odmiany tutaj już po 3 miesiącach prawie każdy dostaje umowę na czas nieokreślony, co daje stabilność życiową. Podsumowując, mogę stwierdzić, iż Polska może nie stanie się moim domem na zawsze, ale jest na pewno świetną przystanią do zdobycia doświadczenia zawodowego i przyspieszenia kariery. Także moi znajomi są pozytywnie zaskoczeni Warszawą i tym, co oferuje – konkluduje.

Dzieci złego państwa

David, 29-letni Portugalczyk z Portimão (region Algarve), podkreśla, iż portugalski rząd dużo zainwestował w edukację młodego pokolenia, ale wszyscy jego znajomi są w tej chwili za granicą, mimo iż Portugalia ma większą liczbę start-upów niż Włochy i Hiszpania razem wzięte. Dzieje się tak, ponieważ ich ojczyzna nadmiernie opodatkowuje „zdolnych i pracowitych”, a także nie daje perspektyw na samodzielne życie dla młodych:

Nasz system jest podobny do modelu skandynawskiego: wysokie podatki i dużo usług publicznych. Problem polega na tym, iż Skandynawowie są bogaci i mogą to utrzymać, a Portugalia nie ma ani zbyt wielu korporacji, ani bardzo bogatych ludzi do opodatkowania. Dlatego rząd musi wysoko opodatkować większość obywateli, a biorąc pod uwagę, iż siła nabywcza zwykłego Portugalczyka jest znacznie niższa niż w krajach skandynawskich, to opodatkowanie staje się bardzo dotkliwe. Poza tym mamy kilka progów podatku dochodowego, które wzrastają średnio o 7% i dochodzą aż do 48%. Dlatego często, gdy awansujemy, okazuje się, iż netto zarabiamy mniej niż przed podwyżką, ponieważ „zjadają” ją podatki. jeżeli dodamy do tego cenę kupna lub wynajmu mieszkania, to koszty życia są bardzo wysokie. Kwestia mieszkalnictwa np. w Lizbonie (oferującej najwięcej pozycji zawodowych) jest skomplikowana, ponieważ istnieje duży popyt na mieszkania, a miasto nie może się rozrastać. Powody są dwa: horyzontalnie stolica nie jest w stanie się poszerzyć, gdyż otaczają ją inne miejscowości, a wertykalnie zakazuje tego lokalna ustawa krajobrazowa, ponieważ „miasto straciłoby swój walor estetyczny” – komentuje.

Przez to prawo ceny szybują, czyniąc rynek nieruchomości adekwatnie poza zasięgiem młodych ludzi, którzy nie mogą liczyć na wsparcie majętnych rodziców. Podobnie jest w innych miejscowościach, w których skomplikowana biurokracja ogromnie przedłuża czas od zakupu do rozpoczęcia budowy. To jedna z największych różnic między Portugalią a Polską. W Krakowie, gdzie mieszkam i pracuję z moją narzeczoną Polką, możemy spokojnie wynająć całe mieszkanie, a nowe budynki pojawiają się w niewiarygodnym tempie – mówi David.

Kolejną zaletą jest dynamicznie rosnąca gospodarka. Ciągle rośnie popyt na nowych pracowników, więc łatwo jest znaleźć nową pracę albo zamienić ją na lepszą. Przyjechałem tutaj 5 lat temu na studia magisterskie po angielsku i nie miałem zamiaru zostawać dłużej niż do końca nauki. Musiałem sam się utrzymywać, więc studiowałem i pracowałem w tym samym czasie. Nie było z tym żadnego problemu, ponieważ uczelnia miała dopasowany program, co jest niemożliwe w Portugalii – można studiować wieczorowo, ale gdy praca przeciąga się do późna, to nie ma opcji weekendowej jak w Polsce. Ponadto polscy wykładowcy wspierali pracujących studentów i rozumieli ich potrzeby. Myślę, iż sukces Polski w przyciąganiu cudzoziemców wynika z kilku rzeczy: położenia geograficznego (blisko do rozwiniętych gospodarek jak Niemcy), dobrze wykształconej siły roboczej, wysokiego standardu życia jak na niskie koszty utrzymania, a także wielu inwestycji firm, które przenoszą tu swoje oddziały ze względu na niższe obciążenia właśnie. Sam pracuję w firmie produkującej wyposażenie elektroniczne dla samochodów i widzę ten proces – stwierdza.

W Portugalii doszło także do innego paradoksu: duże opodatkowanie idzie na usługi publiczne, ale ich jakość jest bardzo niska. Dlatego, kto tylko może sobie na to pozwolić, wybiera prywatne placówki. Przykładowo mój brat złamał nogę i musiał pilnie mieć operację, ale w państwowym szpitalu musiałby czekać na nią dwa tygodnie, więc rodzice zabrali go do prywatnej placówki, gdzie przeszedł ją jeszcze tego samego dnia. W Polsce nie jest w tej kwestii lepiej (śmiech), ale przynajmniej przyjęło się, iż duże firmy płacą za prywatną opiekę zdrowotną dla pracowników. Natomiast z edukacją w mojej ojczyźnie bywa różnie. Akurat mój region ma dobre szkoły, ale rodzina mieszkająca na obrzeżach Lizbony musi już korzystać z prywatnych instytucji, ponieważ publiczne są bardzo słabe albo, co dzieje się ostatnio, rząd daje pierwszeństwo dzieciom z najuboższych rodzin, więc często zdarza się, iż dostają je imigranci, a nie Portugalczycy. Nie mam nic przeciwko imigrantom, ale nie powinno być tak, iż ci, którzy są najbardziej opodatkowani, muszą podwójnie płacić za usługi oddawane innym za darmo – zauważa David.

Innym pozytywnym zaskoczeniem w Polsce jest kultura pracy. Ludzie są bardziej wydajni, bo koncentrują się i nie pracują więcej niż 8 godzin dziennie. W Portugalii przeważa anachroniczne podejście, żeby „pokazać, iż dużo pracują”, czyli wykonują tę samą pracę co Polacy, ale, powiedzmy, do 21 zamiast do 17. Podoba mi się także mniejsza hierarchia, a szefostwo jest otwarte na krytykę, co pozwala na łatwiejsze rozwiązywanie problemów. jeżeli chodzi o negatywne aspekty Polski, to jest to niewątpliwie pogoda (śmiech) i funkcjonowanie urzędów. Po sam PESEL musiałem chodzić 13 razy i to była straszna zmora. Oczywiście mój kraj ma też pewne przewagi jak łagodny klimat, mniej stresu czy świetne jedzenie, więc jeżeli ktoś nie musi się przejmować finansami, to Portugalia jest świetnym miejscem do zamieszkania. Poza tym jednak jakość życia w Polsce wciąż się polepsza, podczas gdy w Portugalii jest taka sama, odkąd pamiętam. w tej chwili moja siła nabywcza jest wyższa w Krakowie niż byłaby w Lizbonie w tej samej branży – podsumowuje.

F.R. Dezerterzy

Mickael, 28-letni Francuz z Paryża, przyjechał do „egzotycznej” Warszawy na Erasmusa 7 lat temu, żeby zobaczyć, jak wygląda świat na wschód od Berlina i nigdy więcej nie wrócić na peryferia Unii Europejskiej. Jednakże staż, poznana tu ukraińska narzeczona, a w końcu dobrze płatna praca w banku inwestycyjnym sprawiły, iż został na dłużej.

Uczelnia zachęcała nas do zrobienia certyfikatu CFA (ang. Chartered Financial Analyst), a także do odbycia praktyk zawodowych, po czym dostałem ofertę od firmy, w której pracuję do dziś. O zostaniu na dłużej zadecydowały dwa czynniki: prywatny i zawodowy. Gospodarka rośnie tu szybko, więc w sektorze finansowym można zdobyć więcej doświadczenia, choć nie robimy aż tak dużo milionowych transakcji jak w Zachodniej Europie. Poza tym Warszawa wspaniale się rozwija i w 7 lat tak się zmieniła, iż prawie nie ustępuje atrakcyjnością takim stolicom jak Londyn. Jest za to bardzo bezpieczna i czysta. Każdego roku to miasto zmienia się na lepsze, podczas gdy Paryż pozostaje starym, przepełnionym i skrępowanym regulacjami miastem, co nie pozwala mu się tak dynamicznie rozwijać. Tutaj żyję na dobrym poziomie, rozwijam się zawodowo i czuję się bezpiecznie. Wcześniej nie postrzegałem Paryża jako bardzo niebezpiecznego i nie chciałbym wyolbrzymiać, ale zawsze były tam strefy, do których się nie wchodziło, żeby nie narobić sobie kłopotów. Dopiero w zestawieniu z Polską zrozumiałem, jaka jest różnica, czego najlepszym przykładem jest wyjście na zabawę do klubu. W Warszawie można w środku nocy dosłownie machać portfelem na wszystkie strony i najgorsze, co nas spotka to kilku pijaków proszących o drobne albo proponujących wspólne picie (śmiech). W Paryżu to byłby bardzo zły pomysł – mówi.

Innym ważnym argumentem za mieszkaniem tutaj, szczególnie dla mojej narzeczonej, jest ogólna życzliwość wobec Ukraińców. Po wybuchu wojny reakcja Polaków była fantastyczna i miała dla niej ogromne emocjonalne znaczenie. We Francji imigranci zbyt łatwo dostają obywatelstwo, nie będąc zintegrowanymi, a kolejne pokolenia mają je automatycznie. W Polsce widzę także dużo imigrantów z Indii czy Wietnamu, ale tutaj muszą oni pracować i płacić podatki, więc nie wyróżniają się aż tak jak imigranci we Francji. Jednym z najważniejszych atutów Polski jest też paradoksalnie sytuacja ekonomiczna. We Francji ceny są co najmniej dwa razy wyższe zwłaszcza, jeżeli chodzi o nieruchomości. Zarobki przed opodatkowaniem są naturalnie wyższe, ale pensja netto oraz wysokie koszty życia nie przekładają się już na atrakcyjne warunki życia. Innym atutem Polski jest brak podatku od spadku dla osób z bliskiej rodziny przy spełnieniu pewnych wymagań formalnych, podczas gdy we Francji może on dochodzić choćby do 40%. Dla mnie korzystna jest też możliwość wyboru, bo mogę być zatrudnionym na podstawie umowy B2B i mieć mniej świadczeń socjalnych, ale za to więcej zarabiać „na rękę”, podczas gdy w mojej ojczyźnie takiej opcji nie ma – stwierdza Mickael.

Także w życiu prywatnym wolę być tutaj, ponieważ mogę mieć samochód, zaparkować i nie martwić się, iż ktoś będzie próbować go zniszczyć podczas zamieszek. Dobrym przykładem jest, gdy zostawiłem samochód na pięć godzin i poszedłem na zakupy, ale zapomniałem go zamknąć. Nie stało się nic. Nie chcę tutaj generalizować, ale w moim kraju to po prostu byłoby bardzo mało prawdopodobne. Ostatnią i najważniejszą różnicą jest kultura pracy. Moi rodacy są niestety bardziej leniwi, a tutaj widzę równowagę między stylem europejskim a amerykańskim, gdzie mamy pewne zasady i ograniczenia, ale czuć, iż ludzie chcą się rozwijać zawodowo, są skłonni pracować więcej, żeby coś osiągnąć, a praca jest istotną częścią życia. Francuzi pracują zwykle nie więcej niż 35 godzin tygodniowo, co jest jednym z najniższych wyników w Europie, a moi francuscy znajomi mają inne nastawienie, bo dobrobyt ich rozleniwił (śmiech). Natomiast w Polsce istnieje pewnego rodzaju cnota ciężkiej pracy i duma z sukcesu kraju, który pokonał komunizm. Wzrost gospodarczy widać także po drapaczach chmur rosnących jak grzyby po deszczu – komentuje.

Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”, nie chcę być nadmiernym optymistą, ale nie widzę zbyt wielu problemów dla Francuza „na dalekim wschodzie Europy” oprócz języka, który jest koszmarem (śmiech). Sukcesem polskiego modelu integracji jest poza tym przyciąganie ludzi bliskich kulturowo, a także lingwistycznie jak Ukraińcy i Białorusini, którzy nie będą mieli choćby takich barier. Nieprzypadkowo ponad 60% uchodźców wojennych pracuje już legalnie. Podobało mi się także to, iż cała ta ogromna pomoc była przede wszystkim dzięki jednostkom i prywatnym firmom, które rzeczywiście chciały pomóc i pewnie dlatego nie mamy w Polsce gett zamieszkiwanych tylko przez imigrantów – puentuje Mickael.

Polko, wyjdź za cudzoziemca

Podobnych opowieści przybyszów ze „Starej Europy” jest dużo więcej, ale nie sposób zawrzeć ich w jednym artykule, by wyczerpać temat, a nie cierpliwość czytelnika. Wśród argumentów za zamieszkaniem w Polsce dominują takie jak: niska przestępczość, rynek pracownika, modernizacja (płatności bezgotówkowe, biurokracja częściowo w formie online, dużo prywatnych usług online etc.), kultura sąsiedzka, spójność społeczna, a także last but not least atrakcyjność polskich kobiet (od lat 80. liczba małżeństw mieszanych przekroczyła już milion, z czego ¾ to związki Polek z cudzoziemcami[8]). Brzmi to aż nazbyt różowo? Być może tak, bo nic nie wskazuje jeszcze, iż jesteśmy rajem dla cudzoziemców, ale rozmówcy upierali się, iż takie właśnie wrażenie robi na nich nasza ojczyzna, podkreślając, iż narzekanie jest polskim sportem narodowym.

Jednocześnie warto zauważyć, iż według szacunków Eurostatu z 2022 r. Polska wraz ze Słowenią i Czechami znalazły się wśród państw UE z najniższym odsetkiem osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym[9], zaś na drugim biegunie pojawiły się Rumunia, Bułgaria, Grecja i Hiszpania[10] (niedaleko za nimi uplasowały się Włochy i Portugalia). Widzimy zatem wyraźne zmiany w dynamice gospodarek unijnych, a wraz z nim przesunięcie bieguna biedy na południe Europy. Pozostaje tylko rzec: „chwilo trwaj” i cieszyć się z tego cudu nad Wisłą.

Przypisy:

[1] Tłumaczenie refrenu z: Dag zuster Ursula, Rob De Nijs [piosenka], In De Uren Van De Middag 1973, singiel.

[2] Raport IMF z października 2020 vide https://www.imf.org/en/Home (dostęp 13.07.2023).

[3] Cudzoziemcy w polskim systemie ubezpieczeń społecznych 2022, Departament Statystyki i Prognoz Aktuarialnych, ZUS Warszawa, czerwiec 2023 s. 8 https://www.zus.pl/documents/10182/2322024/Cudzoziemcy+w+polskim+systemie+ubezpiecze%C5%84+spo%C5%82ecznych_2022.pdf/b457fe14-91e8-c030-40bc-67c3eb92af17?t=1686552717173 (dostęp 13.07.2023).

[4] Tamże, s. 7.

[5] Tamże, s. 9.

[6] https://migracje.gov.pl/statystyki/zakres/polska/ (dostęp 30.07.2023).

[7] Dane pochodzą z indywidualnych wywiadów przeprowadzonych przez autorkę.

[8] Ponad milion małżeństw mieszanych. 3/4 to związki Polek i obcokrajowców, Salon24, grudzień 2022, https://www.salon24.pl/u/glos-pokolenia-90/1270908,ponad-milion-malzenstw-mieszanych-3-4-to-zwiazki-polek-i-obcokrajowcow#google_vignette (dostęp 26.07.2023).

[9] Które kraje UE mają najwyższy odsetek osób zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym?, DGP, czerwiec 2023, https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/swiat/artykuly/8736146,ktore-kraje-ue-maja-najwyzszy-odsetek-osob-zagrozonych-ubostwem-i-wykluczeniem-spolecznym.html (dostęp 26.07.2023).

[10] Tamże.

Idź do oryginalnego materiału