Inwigilowani muszą poznać prawdę

4 miesięcy temu

Europejski Trybunał Praw Człowieka kilka dni temu uznał, iż polskie prawo nie chroni obywateli przed nadmierną inwigilacją służb i ingerencją w ich prywatne życie. Jakich działań spodziewa się pan teraz ze strony władz?

Przede wszystkim wprowadzenia instrumentu prawnego, dostępnego dla wszystkich z obywateli – bo w praktyce każdego z nich takie działania mogą dotknąć. Ten, po którego dane sięgnięto lub który był podsłuchiwany, powinien zostać o tym fakcie zawiadomiony przez władzę państwową. To oczywiście może odbywać się z rocznym lub sześciomiesięcznym opóźnieniem, bo informowanie go przed uruchomieniem podsłuchu mijałoby się z celem. A nie chodzi przecież o niweczenie efektywności działania służb specjalnych. Obywatel musi mieć też prawo do złożenia zażalenia do niezależnego sądu. Zaś organ podsłuchujący lub pozyskujący jego dane w inny sposób – obowiązek wystąpienia przed nim na równi z takim obywatelem. To byłyby najważniejsze zmiany, bo dzisiaj nie wiemy, jak długo i czy w ogóle byliśmy podsłuchiwani, ani nie mamy możliwości odwołania się od tej decyzji. Uważam, iż będzie to najlepszy środek do dyscyplinowania polskiego państwa przed wykorzystywaniem niezwykle inwazyjnych instrumentów, jakimi ono dysponuje. Trzeba bowiem pamiętać, iż Pegasus jest jedynie jaskrawym tego przykładem, bo rzekomo finansowany był z Funduszu Sprawiedliwości, ale sposoby naruszania poufności naszej komunikacji i korespondencji czy prawa do poszanowania życia prywatnego są niezliczone.

Wystarczy wzmocniona kontrola sądowa czy potrzebna będzie niezależna instytucja do kontroli służb?

Utworzenie jej nie jest jedynym rozwiązaniem, bo na świecie funkcjonują różne modele. Z pewnością konieczne jest wprowadzenie wielopoziomowego nadzoru nad służbami specjalnymi z udziałem podmiotów zaufania publicznego, niezależnych zarówno od nich, jak i od władzy politycznej. Wyznaczona do pełnienia takiego nadzoru instytucja nie może tylko ograniczać się do akceptowania i odrzucania składanych przez służby wniosków, ale musi też aktywnie wkraczać w ich działalność na każdej płaszczyźnie. Sama przejawiać inicjatywę, domagać się wyjaśnień, żądać informacji.

Ujawnienie przez Ministerstwo Sprawiedliwości skali wydawanych przez sędziów zgód na inwigilację – w tym tych dotyczących Pegasusa – byłoby pierwszym krokiem do zapewnienia większej transparentności?

Oczywiście. Dane statystyczne w ogóle nie powinny zostać objęte ochroną, bo stanowią informację publiczną. Ich ujawnienie nie naraziłoby na szwank interesów służb specjalnych, wręcz przeciwnie – pokazałoby skalę zjawiska, co samo w sobie mogłoby być informacją o nadużyciach.

Jak dziś wygląda kontrola sędziów wydających zgody na inwigilację?

Wnioski wpływają od szefa służb i policji. Rozpatrywane są w kancelarii tajnej przez sędziego pełniącego dyżur. W małych pomieszczeniach, często bez okien, ma on w ciągu kilku godzin rozpoznać niejednokrotnie kilkadziesiąt wniosków. Często zawierają one liczne załączniki, choć służby nie są zobowiązane do przedstawiania sędziemu wszystkich znanych im informacji. jeżeli sędzia udzieli zgody, to wystarczy, iż podpisze się pod stosowną decyzją i nie musi pisać uzasadnienia, a jedynym podmiotem, który mógłby złożyć na nią zażalenie – a który z oczywistych powodów tego nie zrobi – jest ten wnioskujący o zgodę. jeżeli natomiast sędzia odmówi, uzasadnienie musi napisać, a wnioskujący zażalenie może złożyć. Wtedy takie orzeczenie może zostać uchylone, a tego żaden sędzia nie chce. Dlatego uważam, iż cały system nadzoru nad kontrolą operacyjną jest zbudowany tak, aby demotywować sędziów do wydawania odmów. W rzeczywistości, z uwagi na pilny charakter tych spraw, uniemożliwia on sędziom realne i głębokie zapoznanie się z argumentacją służb. O ile wyniki podsłuchów nie zostaną potem wykorzystane w trakcie postępowania karnego – a na dzisiaj jedynie kilkanaście procent rocznie zostaje w ten sposób użyte – to sam zainteresowany nigdy się o tym nie dowie. A w trakcie rozpoznania wniosku przez sędziego nie ma przy nim też żadnego rzecznika obywatela, który krytycznie spojrzałby na dokumenty. Sam sędzia nie wie też, jak od technicznej strony wygląda podsłuchiwanie: technologia, rodzaj wykorzystywanego oprogramowania. W praktyce prowadzi to do zjawiska polegającego na blankietowym wydawaniu zgód.

Idź do oryginalnego materiału