Już nie chcą być komornikami

3 miesięcy temu

Rezygnacja z wykonywania zawodu przez komornika Jakuba Siadula, odbiła się szerokim echem w środowisku. Jego przykład jak na dłoni pokazuje bowiem, iż system opłat komorniczych jest wadliwie skonstruowany.

„Od 2013 r. wykonuję zawód kolejno aplikanta, asesora, a w końcu komornika sądowego. Z przykrością stwierdzam, iż ostatnie lata pracy w zawodzie spowodowały pogorszenie się stanu mojego zdrowia psychicznego i nie jestem w stanie dłużej pełnić funkcji, z którą wiązałem swoje życie zawodowe i której poświęciłem niemal w całości ostatnie jedenaście lat swojego życia. Aktualne uwarunkowania prowadzenia kancelarii komorniczej uniemożliwiają mi wywiązywanie się z nałożonych przez ustawodawcę obowiązków, przy jednoczesnym całkowitym skupieniu na mnie odpowiedzialności za ich realizację i niemal zerowym wpływie na rentowność wykonywanej przeze mnie pracy” – tak zaczyna się uzasadnienie oświadczenia o rezygnacji, które komornik wysłał do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Czyta się je jak akt oskarżenia w stosunku do obowiązującej od 2018 roku ustawy o kosztach komorniczych. Choć 99 proc. opłat egzekucyjnych stanowią te stosunkowe (podstawowa to 10 proc. egzekwowanego świadczenia), to problemem są opłaty stałe, które nie są waloryzowane. Przykładowo opłata minimalna wynosi 150 zł, 200 zł i 300 zł, ale jak zauważa Sławomir Szynalik, prezes Krajowej Rady Komorniczej, jest pobierana w prawie połowie postępowań. W odróżnieniu od regulacji obowiązujących przed reformą kwoty te nie są waloryzowane.

Dla państwa za darmo

Gdyby opłaty minimalne były tak jak poprzednio powiązane z wysokością przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, dziś musiałyby wynosić 312,3 zł lub 624,61 zł. Ustawa o kosztach wprowadziła też opłatę stałą za postępowania w sprawie o sporządzenie spisu inwentarza w wysokości 400 zł (wcześnie była nie tylko waloryzowana, ale i uzależniona od nakładu pracy)

– Dziś niezależnie od tego, czy trzeba dokonać spisu inwentarza po zmarłym, którego jedynym majątkiem było mieszkanie i jego wyposażenie, czy po przedsiębiorcy, który miał liczne nieruchomości, działalności gospodarcze, udziały w spółkach etc., opłata jest taka sama – tłumaczy nam Jakub Siadul. – To samo dotyczy sporządzenia protokołu stanu faktycznego.

Gwoździem do trumny jego kancelarii komorniczej okazały się być dwa postępowania, które wykonywał na zlecenie Skarbu Państwa. Jedno z nich dotyczyło eksmisji tzw. osiedla Szpiegowo, czyli bloków przy ul. Sobieskiego w Warszawie, w których mieszkali pracownicy rosyjskiej ambasady, przez lata za to nie płacąc.

Jak pisze komornik, postępowanie wymagało licznych wyjazdów w celu oględzin nieruchomości, skoordynowania pracy tłumaczy przysięgłych, biegłego geodety czy policji, a przy tym dotyczyło trudnych kwestii prawnych dot. immunitetu państwa i immunitetu dyplomatycznego.

Nie dość, iż zgodnie z art. 45 ust. 2 ustawy o kosztach komorniczych Skarb Państwa nie uiszcza opłat komorniczych, więc komornik wykonał całą tę pracę nieodpłatnie, to jeszcze spowodowało to ogromne zaległości w pozostałych postępowaniach, z których nie był w stanie się „odkopać”. Zwłaszcza przy dochodach niepozwalających na stałe zatrudnienie pracownika.

– Zaległości w zawodzie komornika wiążą się z odpowiedzialnością. Bo nie wiem, czy będę odpowiadał „tylko” dyscyplinarnie, czy również odszkodowawczo ze swojego majątku, jeżeli wierzyciel poniósłby szkodę przez moje zaniedbania na kwotę przekraczającą sumę ubezpieczenia, czy może karnie, bo popełnię jakiś błąd – tłumaczy komornik, który starając się rozładować zaległości, pracował praktycznie cały czas (rekord 24 godziny bez przerwy na sen). „Osobiście na urlopie dłuższym niż weekend przedłużony o sąsiadujący dzień świąteczny miałem możliwość być ostatnio przed powołaniem na stanowisko komornika w 2018 roku” – czytamy w oświadczeniu o rezygnacji.

Liczba takich rezygnacji rośnie. W ostatnich latach było ich średnio 20–25 rocznie. W 2024 r. złożono już 23 rezygnacje, a to dopiero dane za połowę roku. Do grudnia może ich być choćby drugie tyle.

– Ta sprawa pokazuje, jak ważna i pilna jest rewizja systemu opłat komorniczych, tak by ich wysokość zapewniała możliwość utrzymania kancelarii. Co więcej, to wcale nie dotyczy tylko nowo powstałych kancelarii, bo coraz więcej komorników od lat funkcjonujących na rynku ma trudności wynikające ze stale rosnących kosztów, których nie rekompensują stojące w miejscu opłaty. Obserwowana sytuacja niesie ryzyko dla obywateli i dla państwa związane z zapaścią systemu wykonywania orzeczeń sądów – komentuje Maciej Simbierowicz, wiceprezes Krajowej Rady Komorniczej.

Przymus nie pomaga

Wtóruje mu Rafał Fronczek, były prezes KRK. – Przykład tego człowieka pokazuje, jak ciężko mają młodzi komornicy. Bo choćby mając niewątpliwie kompetencje, o czym świadczy przeprowadzenie niezwykle trudnej sprawy „Szpiegowa”, można się, mówiąc kolokwialnie, zaharować, a to i tak nie wystarczy na utrzymanie się na rynku. Już nie mówiąc o rozwoju kancelarii – wskazuje były szef KRK. Dodaje, iż młodych komorników nie stać często na zatrudnienie kogokolwiek i przez pierwsze kilka lat po otworzeniu własnej kancelarii pracują po 14–16 godzin na dobę, nie wyłączając świąt, niejednokrotnie korzystając z pomocy finansowej rodziny.

– jeżeli w tym zawodzie nie dają sobie rady ludzie, którzy mają i wiedzę i umiejętności, a do tego są pracowici, to znaczy, iż system jest źle zaprojektowany. Tymczasem nie dość, iż opłaty nie zostały zwaloryzowane, to jeszcze w przyszłym roku pierwsi asesorzy komornicy będą zmuszeni do tego, by otwierać kancelarie, bo inaczej stracą uprawnienia do wykonywania zawodu – dodaje Fronczek.

Na początku czerwca Maria Ejchart, wiceministra sprawiedliwości, zapowiedziała utworzenie zespołu, który miał przygotować projekt zmian w przepisach dot. asesorów.

MS nie odpowiedziało na pytania „Rz”, kiedy będzie gotowy projekt zmian w przepisach i czy wejdą one w życie przed 2026 r.

Idź do oryginalnego materiału