Kasowy PIT nie wypalił

1 dzień temu

Kasowy PIT polega na rozliczaniu przychodu i podatku dopiero po otrzymaniu zapłaty od kontrahenta. Miał ulżyć przedsiębiorcom i ograniczyć zatory płatnicze. Donald Tusk obiecywał go już pół roku przed wyborami, a wiceminister finansów Jarosław Neneman mówił o nim w Sejmie, iż jest niekontrowersyjny i przedsiębiorcy go oczekują, bo poprawi ich płynność finansową.

Biznes nie docenił jednak dobrych chęci władzy. Na kasowy PIT (który wszedł 1 stycznia 2025 r.) zdecydowały się jedynie 1673 firmy. – To bardzo mało, Ministerstwo Finansów szacowało, iż mogą z niego skorzystać prawie 2 mln przedsiębiorców. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna – mówi Piotr Juszczyk, doradca podatkowy w inFakt.

To nie zwolnienie, tylko odroczenie

– Nie da się ukryć, iż sztandarowy pomysł rządzących jest niewypałem – podkreśla Tomasz Piekielnik, doradca podatkowy, właściciel kancelarii doradztwa podatkowego.

Dlaczego? Po pierwsze, okazało się, iż kasowy PIT nie chroni przed podatkiem. Przedsiębiorca i tak musi go zapłacić po dwóch latach (albo po likwidacji działalności). choćby jeżeli nie dostał jeszcze pieniędzy od kontrahenta. – Nie jest to więc zwolnienie z podatku, tylko jego odroczenie. I całkiem możliwe, iż po tych dwóch latach podatek będzie wyższy niż teraz, np. dlatego, iż przedsiębiorca znajdzie się w wyższym progu skali – mówi Piotr Juszczyk.

Po drugie, ci, którzy zdecydują się na nową metodę rozliczania przychodów, muszą też stosować ją do kosztów. Czyli księgują je dopiero wtedy, gdy zapłacą za zakupy. Na dodatek przy kosztach nie ma dwuletniego terminu. – jeżeli przedsiębiorca nie dostanie pieniędzy od kontrahenta i przez to nie zapłaci za zakupy, to po dwóch latach musi wykazać przychód, natomiast nigdy nie rozliczy kosztu – tłumaczy Piotr Juszczyk.

Po trzecie, kasowy PIT oznacza dużą biurokrację. Każdą fakturę (zarówno przychodową, jak i kosztową) trzeba bowiem porównać z rachunkiem bankowym. A przecież nie zawsze z przelewu wynika, czego dotyczy, zwłaszcza przy tzw. szybkich płatnościach. Firmy zresztą rozliczają transakcje w różny sposób, niektóre przez kompensaty, a mniejsze gotówką. Żeby to wszystko sprawdzić, potrzebne są szczegółowe rejestry płatności. – Biura rachunkowe już dawno zapowiedziały, iż za taką dodatkową pracę podniosą ceny – mówi Tomasz Piekielnik.

Po czwarte, na kasowym PIT trzeba rozdzielać transakcje z firmami i konsumentami. Nową metodę rozliczeń można bowiem stosować wyłącznie między przedsiębiorcami (tzw. B2B). Transakcje muszą być potwierdzone wystawionymi terminowo fakturami. Nie rozliczymy kasowo przychodów dokumentowanych innymi dowodami księgowymi. Osobno rozliczamy też środki trwałe (np. samochody, budynki użytkowe, maszyny produkcyjne), gdyż są z kasowego PIT wyłączone.

Jest limit przychodów

Po piąte, nowa metoda ma sporo ograniczeń. Przysługuje tylko przedsiębiorcom rozpoczynającym działalność oraz tym, których przychody z biznesu z poprzedniego roku nie przekroczyły 1 mln zł. – To w niektórych branżach, np. budowlanej czy handlowej, dość niski limit. Widać, iż kasowy PIT został zaadresowany nie tam, gdzie powinien – wskazuje Tomasz Piekielnik.

Z nowego rozwiązania nie mogą korzystać też firmy prowadzące księgi rachunkowe. Niezależnie od tego, czy są zobligowane do ich prowadzenia, czy też zdecydowały się na to dobrowolnie. Ponadto prawo do kasowego PIT mają tylko przedsiębiorcy prowadzący działalność samodzielnie. Oznacza to, iż w ten sposób nie rozliczymy przychodów i kosztów ze spółki cywilnej, jawnej czy partnerskiej.

O tym, iż kasowy PIT jest zbyt skomplikowany, pisaliśmy w „Rzeczpospolitej” wiele razy (np. 2 maja 2024 r.). Z kolei w „Rzeczpospolitej” z 14 stycznia 2025 r. wróżyliśmy (kierując się informacjami od doradców podatkowych i księgowych), iż chętnych może być niewielu. Sprawdziło się.

– Myślę, iż wielu przedsiębiorców wcale nie chce opodatkowywać faktur, za które nie dostali pieniędzy, jednak kasowy PIT jest za trudny i ma za dużo warunków – mówi Tomasz Piekielnik.

– jeżeli rząd chce, aby nowe przepisy faktycznie pomogły biznesowi, musi koniecznie je złagodzić – podsumowuje Piotr Juszczyk.

Być może tak będzie, rozszerzenie kasowego PIT zostało już zaproponowane przez Rafała Brzoskę, który przygotowuje pakiet deregulacyjny. A wiceminister finansów Jarosław Neneman mówił w Sejmie: będziemy się przyglądali, jak te przepisy funkcjonują, zobaczymy, co trzeba ewentualnie w nich zmienić. Pierwsze wnioski Ministerstwo Finansów może już wyciągnąć.

Decyduje moment zapłaty. Jak rozliczyć przychody i koszty

Zgodnie z generalną zasadą, tzw. memoriałową, firmy muszą płacić podatek od przychodu należnego. Czyli także wtedy, gdy nie dostały zapłaty od kontrahenta. Z kolei koszty rozliczają na podstawie faktury, choćby gdy za nią jeszcze nie zapłaciły. Na kasowym PIT przedsiębiorca wykazuje przychód wtedy, gdy dostanie pieniądze od kontrahenta. Natomiast koszt rozlicza dopiero, gdy ureguluje należność.

Załóżmy, iż pan Kowalski wybrał kasowy PIT i za wykonane prace wystawił 20 marca fakturę. Kontrahent zapłacił dopiero 10 maja. Wtedy pan Kowalski wykaże przychód. Z kolei pan Nowak (też na kasowym PIT) skorzystał w marcu z usługi prawnika. Ale zapłacił za nią dopiero w czerwcu. Wtedy może zaliczyć wydatek do kosztów.

Idź do oryginalnego materiału