Od 1.1.2025 r. obowiązują przepisy o kasowym PIT, firmy mogą już wykazywać przychody i koszty dopiero po zapłacie. Zapytaliśmy księgowych i doradców podatkowych, czy wśród ich klientów są chętni na nową formę rozliczenia. Odpowiadają zgodnie: zainteresowanie jest zerowe, a jeżeli ktoś będzie chciał, to i tak będziemy odradzać.
Przypomnijmy, iż kasowy PIT to realizacja jednej z obietnic wyborczych dla biznesu. Ma pomóc firmom, które nie dostają pieniędzy od kontrahentów. Oznacza bowiem rozliczanie przychodu i podatku dopiero po otrzymaniu zapłaty. Brzmi to atrakcyjnie, ale na łamach „Rzeczpospolitej” wiele razy przestrzegaliśmy, iż kasowy PIT jest zbyt skomplikowany i może nie być chętnych do jego stosowania. Niestety, czarne prognozy się na razie potwierdzają.
– Nikt z moich klientów nie jest zainteresowany kasowym PIT. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, iż nowa metoda rozliczeń to duża biurokracja. I na pewno nikogo nie będę do niej zachęcał, wręcz przeciwnie – mówi Cezary Szymaś, współwłaściciel biura rachunkowego ASCS-Consulting.
– Nie ma chętnych, bo kasowy PIT oznacza dużo więcej pracy, i dla księgowego, i dla klienta – potwierdza Izabela Leśniewska, doradca podatkowy w kancelarii Alo-2.
Trzeba sprawdzać
Co w kasowym PIT takiego strasznego? – Przede wszystkim trzeba każdą fakturę, zarówno przychodową, jak i kosztową (bo kasowo musimy rozliczać też koszty), sprawdzić z rachunkiem bankowym. Oznacza to prowadzenie dodatkowych rejestrów płatności – mówi Magdalena Michałowska, doradca podatkowy, właścicielka biura rachunkowego Meritum.
– Każdy przelew trzeba dopasować do faktury. A przecież są czasami niedokładnie opisywane, często przedsiębiorcy płacą w częściach albo w gotówce, czy rozliczają się w inny sposób, np. przez kompensaty. Płatności też są dokonywane na różne sposoby, choćby BLIK-iem, i nie wiadomo, czego dotyczą. To wszystko trzeba z klientem wyjaśnić przed zaksięgowaniem transakcji – tłumaczy Cezary Szymaś.
– Załóżmy, iż przedsiębiorca na księdze przychodów i rozchodów ma 100 faktur (przychodowych i kosztowych) miesięcznie. Zgodnie z podstawową metodą, czyli memoriałową, są księgowane na bieżąco. jeżeli wybierze kasową, trzeba sprawdzić, które zostały opłacone. Załóżmy, iż jest ich 60, wobec tego 40 przechodzi na następny miesiąc. I znowu trzeba będzie sprawdzić, czy zostały opłacone, a przecież dojdzie do nich kolejnych 100 faktur. I tak dalej, z każdym miesiącem do weryfikacji będzie ich coraz więcej – wskazuje Grzegorz Gębka, doradca podatkowy w kancelarii GTA.
– Dodatkowo trzeba rozdzielać przychody ze sprzedaży na rzecz firm i konsumentów. Te drugie są bowiem z metody kasowej wyłączone. Osobno rozliczamy też środki trwałe oraz wartości niematerialne i prawne – mówi Izabela Leśniewska.
Eksperci przestrzegają, iż wybór kasowej metody spowoduje podniesienie cen usług księgowych. – Biura rachunkowe będą miały dużo więcej pracy, trzeba zmodyfikować programy, łatwiej popełnić błąd – wylicza Magdalena Michałowska.
To tylko odroczenie
Jest jeszcze jeden istotny powód, dla którego firmy nie rzucają się na kasowy PIT. – Nie daje przedsiębiorcom finansowych korzyści, bo nie jest to zwolnienie z podatku, tylko jego odroczenie. Po dwóch latach od transakcji (albo w razie likwidacji biznesu) trzeba bowiem wykazać przychód, choćby jeżeli kontrahent przez cały czas nam nie zapłacił. Podatku więc i tak nie unikniemy – tłumaczy Grzegorz Gębka.
– Podobnej zasady nie ma w odniesieniu do kosztów. Oznacza to, iż przedsiębiorca stosujący kasowy PIT nie rozliczy nieopłaconej faktury w kosztach, choć miną dwa lata od transakcji. Ostatecznie może więc zapłacić wyższy podatek niż przy metodzie memoriałowej – wskazuje Izabela Leśniewska.
– Widać, iż kasowy PIT został wprowadzony po to, aby spełnić wyborczą obietnicę, a nie ułatwić życie przedsiębiorcom. I może okazać się dużym niewypałem – podsumowuje Grzegorz Gębka.
Nowelizację wprowadzającą kasowe rozliczenie znajdziemy w Dzienniku Ustaw z 30 października 2024 r., pod pozycją 1593. Ci, którzy zdecydują się na nową metodę, muszą poinformować o swoim wyborze fiskusa. Czas mają do 20 lutego. Rozpoczynający działalność w trakcie roku muszą złożyć oświadczenie w tej sprawie do 20. dnia następnego miesiąca, a jeżeli zaczęli biznes w grudniu – do końca roku.
Eksperci przypominają też, iż w przepisach są inne rozwiązania zmniejszające obciążenia firm, które padły ofiarą zatorów płatniczych. Przede wszystkim ulga na złe długi. Pozwala odliczyć od dochodu nieściągnięte od kontrahentów kwoty. Dzięki temu odzyskamy zapłacony wcześniej podatek.
Druga możliwość – nieściągalną wierzytelność można zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów. jeżeli to zrobimy, nie stracimy na podatkowym rozliczeniu. – Czy nie lepiej byłoby, gdyby ustawodawca złagodził warunki tych preferencji, zamiast komplikować system wprowadzaniem kolejnej? – podsumowuje Cezary Szymaś.