Ma być więcej milczących zgód

5 godzin temu

W niedzielę 13 lipca weszła w życie ustawa zawierająca pierwszy pakiet rozwiązań deregulacyjnych, ułatwiających prowadzenie biznesu (Dz.U. z 2025 r. poz. 769). Przewidziano w niej m.in. mediacje w postępowaniach administracyjnych, zawieranie umów leasingu w formie elektronicznej, ułatwienia w korzystaniu z Małego ZUS Plus, a także tzw. wezwania miękkie do urzędów (bez wszczynania formalnego postępowania).

Następne kilka ustaw deregulacyjnych już podpisał Prezydent. Premier Donald Tusk zapowiedział w ubiegłym tygodniu, iż akcja deregulacyjna będzie kontynuowana jesienią.

Jak się dowiedziała „Rzeczpospolita” w kancelarii premiera, iż ze społecznego zespołu Rafała Brzoski wpłynęło do rządu łącznie niemal 500 propozycji zmian ustawowych. Proces deregulacji obudził też inicjatywę po stronie urzędników. Z tego samego źródła wiemy, iż poszczególne ministerstwa wysunęły propozycje kilkuset zmian w przepisach. Spółki Skarbu Państwa, zachęcone przez resort aktywów państwowych, nadesłały jeszcze więcej, bo około tysiąca propozycji.

Dyscyplinowanie urzędników

Jakie projekty mają być opracowane w drugiej fazie deregulacji? Ma być rozszerzony zakres spraw rozstrzyganych w urzędach w sposób „milczącej zgody”, tj. załatwienia sprawy po upływie określonego terminu, według życzenia wnioskującego i bez formalnego wydawania formalnej decyzji o zgodzie. Łatwiejsze ma być dochodzenie niespornych należności między kontrahentami i usprawnienie systemu egzekucji, by zapobiegać zatorom płatniczym. Będą też zmiany w prawie pracy: komunikacja między pracownikiem a pracodawcą, także co do warunków pracy, ma się odbywać w formie elektronicznej.

Jak zauważa Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC, postulat rozszerzania „milczącej zgody” już od dawna jest aktualny wszędzie tam, gdzie inwestycje firm zależą od decyzji organów władzy. – Oczywiście nie powinno się tej metody stosować np. w przypadkach postępowań w sprawie lokalizacji i uruchomienia wielkich inwestycji o poważnym wpływie na środowisko i dużym znaczeniu dla gospodarki kraju. Niemniej jednak, gdy chodzi np. o budowę mniejszych obiektów, także stawianych przez przeciętnego Kowalskiego, milcząca zgoda byłaby dobrym rozwiązaniem – ocenia Bernatowicz. Dodaje, iż w praktyce taka procedura mobilizuje urzędników do dyscypliny czasowej i nie oznacza automatycznej zgody na wszystko, czego domaga się wnioskujący.

– jeżeli przesłanki do takiej milczącej zgody nie są spełnione, urząd wydaje przecież decyzję odmowną – zauważa ekspert.

W ramach dotychczasowej akcji deregulacyjnej „milczącą zgodę” udało się rozszerzyć tylko na nieliczne procedury. W Sejmie realizowane są prace nad rządowym projektem wprowadzającym taką zgodę m.in.dla rejestracji znaków identyfikacyjnych producentów butelek miarowych, zawieranie przez producentów i handlowców umów z przedsiębiorcami zajmującymi się obrotem, magazynowaniem lub wytwarzaniem paliw. Osobny projekt przewiduje podobne ułatwienia dla drobnych prac przy obiektach zabytkowych bez naruszania ich historycznej substancji (np. wymiana kabli elektrycznych czy wieszanie tabliczek na ścianach).

Prostsze prawo

W trakcie dotychczasowej akcji deregulacyjnej rząd opracował i zgłosił do Sejmu 66 projektów ustaw, realizujących 125 postulatów zmian. Niektóre z tych ustaw były kolejnymi nowelizacjami tej samej ustawy. Tak stało się np. w przypadku zmian w prawie farmaceutycznym. To spotkało się z zarzutami niektórych prawników i posłów opozycji, iż rząd chce osiągnąć efekt propagandowy, chwaląc się wielką liczbą ustaw.

Jednak, jak się dowiadujemy w kancelarii premiera, taki zabieg był świadomy, mimo iż nie do końca zgodny ze sztuką legislacyjną. Argumentem za takim rozdrobnieniem projektów była sejmowa praktyka, w której mniejsze projekty udaje się łatwiej uchwalić. Często w takich sprawach łatwiej zorganizować krótkie posiedzenie sejmowej komisji, zabierające jej posłom godzinę zamiast wielogodzinnych obrad nad obszernymi projektami. W efekcie proces tworzenia prawa jest szybszy, choć tworzy efekt – jak to ironicznie nazywają sami rządowi legislatorzy – „mgławicy legislacyjnej”.

Jednak w drugim etapie akcji deregulacyjnej pomysły na zmianę prawa mają być już grupowane w większe projekty, a tempo prac nie będzie już takie błyskawiczne jak dotychczas.

Deregulacja, choć obliczona na eliminację nadmiaru przepisów i uproszczenie różnych procedur, może przynieść w efekcie wzrost objętości uchwalanego prawa. Tym samym jest prawdopodobne odwrócenie zapoczątkowanego w 2024 roku wyraźnego trendu spadkowego. Monitorująca te zjawiska firma audytorsko-doradcza Grant Thornton podaje, iż w ub.r. liczba stron nowych aktów prawnych spadła do 14,2 tys., czyli o 58,8 proc. mniej niż w 2023 roku. Ostatnio taki poziom odnotowano 16 lat temu.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”

Grzegorz Szysz

doradca podatkowy i partner w Grant Thornton

Podatki to bardzo zmienny i skomplikowany obszar prawa, który od dawna wymaga kompleksowego uporządkowania. Niektóre ustawy, jak np. ordynację podatkową czy system podatków dochodowych trzeba wręcz napisać na nowo. Niemniej jednak, przyjęta w ramach deregulacji strategia wielu punktowych zmian może być całkiem skuteczna. W praktyce krótkie ustawy są uchwalane szybciej niż większe nowelizacje. Zdarzało się, iż większe projekty bywały wstrzymywane z powodu sporu o mały ich fragment. Gdy spojrzeć na ostatnie działania deregulacyjne rządu, to bardzo cenne są takie zmiany jak zniesienie obowiązku publikowania strategii podatkowych czy ułatwienia działania podatkowych grup kapitałowych. Choć wprowadzano je punktowo, to korzyści dla podatników będą spore.

Idź do oryginalnego materiału