Apelują państwo do wszystkich partii politycznych, by uwzględniły w swoich programach przepisy wzmacniające ochronę dzieci. Czy macie państwo już gotowy projekt?
Na razie mamy założenia, ale jeżeli żadna partia ani grupa posłów nie zdecyduje się opracować projektu ustawy o bezpieczeństwie dzieci (jak ją roboczo nazywamy) to niewykluczone, iż napiszemy go sami. Mamy też konkretne postulaty, a nie ogólne hasła w stylu „dzieci mają być bezpieczniejsze”. Pierwszym jest sprawdzanie karalności potencjalnego pracownika instytucji pracujących z dziećmi za wszelkie przestępstwa umyślne przeciw małoletnim (dziś robią tak już niektóre organizacje pozarządowe). Mamy bowiem w tym względzie systemową niespójność – w przypadku nauczyciela lub wychowawcy kolonijnego istnieje wymóg niekaralności, ale w całej masie innych zawodów związanych z pracą z dziećmi – już nie. Jest też rejestr przestępców seksualnych, który trzeba sprawdzać, ale to wciąż ograniczenie tylko do pewnej kategorii nadużyć. A co jeżeli z dziećmi pracuje osoba skazana wcześniej za dawanie małoletnim narkotyków albo znęcanie się nad własnym potomstwem? Czy to odpowiednia osoba do takiej pracy i czy szanuje prawa dziecka?
Jakie są inne postulaty?
Ujednolicenie przepisów tak, by każda osoba, wobec której wszczęto postępowanie o umyślne przestępstwo wobec dziecka, była zawieszona w obowiązkach do czasu jego prawomocnego zakończenia. Dziś też bywa z tym różnie – nauczyciel jest w takich sytuacjach odsunięty od pracy z dziećmi, ale pracownik żłobka już niekoniecznie. Kolejny postulat przypomina trochę zasadę w przepisach o ochronie danych osobowych. I wymaga podobnej prawnej dojrzałości od organizacji. Chcemy nałożenia na każdy podmiot pracujący z dziećmi obowiązku posiadania „polityk ochrony dzieci”. Pierwsze naciski na wprowadzenie kodeksów etyki w tym zakresie, m.in. w związkach sportowych, pojawiły się po grudniowej aferze w Polskim Związku Tenisowym.
Ale przecież kodeksy etyki to raczej „miękkie” regulacje.
My chcemy, żeby stały się „twarde”, czyli żeby obowiązek ich posiadania został określony wprost w ustawie. Dotyczyłby wszystkich podmiotów, w których dzieci przebywają bez rodziców lub opiekunów. Chodzi o te m.in. zajmujące się edukacją, rozwijaniem zainteresowań, sportem, opieką medyczną czy takie instytucje, jak harcerstwo, chóry (nie tylko kościelne). Taka „polityka ochrony” musiałaby zawierać co najmniej dwa elementy – w jaki sposób dzieci są w danej organizacji narażone na skrzywdzenie (identyfikacja ryzyka) oraz co robić, gdy do skrzywdzenia dojdzie. Tu też trzeba wyróżnić trzy przypadki – krzywdzenie przez pracownika lub też wolontariusza danego podmiotu, przez rodziców/opiekunów, ujawnione w tej jednostce (np. w szkole przed nauczycielem), oraz przemoc rówieśniczą. Na każdą z tych form trzeba przygotować adekwatną reakcję. Bo o ile np. szkoły mają prawo wszczęcia procedury wyrobienia niebieskiej karty, o tyle już NGO-sy mogą jedynie przekazać sprawę adekwatnym służbom. Nikt jednak nie wymaga, by pracownik klubu sportowego szedł do domu małoletniego i rozmawiał z jego rodzicami o ich sytuacji rodzinnej – od tego są kompetentne organy, które trzeba jak najszybciej zawiadomić. Kolejny aspekt, który winien się znaleźć w tej polityce, to „zasady bezpiecznego kontaktu z dziećmi”.
Czego mają one dotyczyć?
Ma to być drogowskaz dla pracowników/wolontariuszy, jakie zachowania są dozwolone i akceptowalne, a w jakich przypadkach powinno się zareagować. Każda instytucja będzie musiała je sama określić, ale oczywistymi przykładami tych niedopuszczalnych są: wyzywanie, zły dotyk czy żarty o charakterze seksualnym, ale także zamykanie się z dzieckiem w odosobnieniu. Nie każdy oczywiście będzie próbował wykorzystać taką sytuację w niewłaściwy sposób, ale otwiera ona pole do nadużyć – bo osoba dorosła jest dla dziecka autorytetem, czasem może też mieć wpływ na spełnienie jego marzeń – np. o dalszej karierze w jakimś sporcie. Innym przykładem niepożądanego zachowania jest komunikacja z dzieckiem dzięki prywatnych kanałów, np. przez własne media społecznościowe. Zakaz ten ma eliminować niebezpieczeństwo uwiedzenia nieletniego (grooming).
Jakie sankcje miałyby grozić za niespełnienie tych obowiązków?
Brak odpowiedniej polityki ochrony skutkowałby brakiem dostępu do funduszy publicznych. Grantobiorcy musieliby zatem przedstawić taki dokument już na etapie konkursu. A w przypadku zlecenia zadania publicznego takiemu podmiotowi kontrola jego realizacji połączona byłaby z kontrolą przestrzegania tej polityki. Próbowaliśmy przekonać władze jednego z miast wojewódzkich, by wprowadziły takie rozwiązania w konkursach miejskich, ale zarzucono nam, iż nie ma do tego podstaw prawnych. Przez to ofertodawca mógłby uznać to za kryterium dyskryminacyjne, odwołać się i najpewniej wygrać. W obecnym stanie prawnym nie jest to więc możliwe. Oprócz powiązania realizacji polityki ochrony dzieci z finansowaniem publicznym podmioty te miałyby obowiązek edukowania swoich pracowników z zakresu tej polityki.
Katarzyna Katana jest radcą prawnym.