"Mam 28 lat i nie chcę pracować od 9 do 17. Nie mam na nic siły, a nie stać mnie choćby na kawalerkę"

2 dni temu
Zdjęcie: fot. shutterstock / SB Arts Media


"Każdego dnia wstaję bladym świtem, ogarniam się, wsiadam w autobus i jadę do pracy. Podróż zajmuje mi godzinę, bo - wiadomo - korki. W drugą stronę to samo. Praca na pełny etat, więc pół dnia mi ucieka między palcami. Wracam i... zalegam na łóżku. Nie mam sił po takim dniu" - napisała w liście do redakcji nasza czytelniczka Asia.
Cześć. Nazywam się Asia i mam 28 lat. Pracuję, odkąd pamiętam. Zaczęłam jeszcze przed studiami, a potem w trakcie nauki też dorywczo, głównie w odzieżówkach. Teraz mam pracę na pełny etat. Jest co prawda związana z moim kierunkiem i zainteresowaniami, ale co z tego, jak straciłam całą energię.


REKLAMA


Zobacz wideo Jak wygląda sytuacja mieszkaniowa w Warszawie? "Może wygram w totka"


"Nie chcę pracować od 9 do 17. Pół dnia mi ucieka między palcami"
Razem z chłopakiem mieszkamy u moich rodziców. Gdyby nie oni, to nie wiem, jak bym sobie dawała radę. I psychicznie, i finansowo. Każdego dnia wstaję bladym świtem, ogarniam się, wsiadam w autobus i jadę do pracy. Podróż zajmuje mi godzinę, bo - wiadomo - korki. W drugą stronę to samo. Praca na pełny etat, więc pół dnia mi ucieka między palcami. Wracam i... zalegam na łóżku. Nie mam sił po takim dniu. Zmuszam się, żeby pomóc z zakupami albo coś zrobić koło domu. Nie jestem niewdzięczna przecież. Ale tak naprawdę to przez cały dzień myślę tylko o tym, żeby wrócić do łóżka. A potem znowu to samo i koło się zatacza.


Lubię swoją pracę, ale nie chcę pracować od 9 do 17. Ten system po prostu nie jest dla mnie. Trudno mi wstać rano, a wieczorem nie mogę zasnąć, choćby jak jestem mega zmęczona. Niestety nie ma u nas systemu zmianowego, więc nie mam wyboru. A chętnie pracowałabym wieczorami, jak nikt mi nie przeszkadza. Ale u nas to nie przejdzie, więc jestem w potrzasku.
"Nazywam się Asia i mam 28 lat. Nie stać mnie choćby na kawalerkę"
Być może nie byłabym taka przytłoczona, gdybym miała własne mieszkanie. Może coś bliżej miejsca pracy. Ale nie stać mnie choćby na kawalerkę. Zarabiam nieźle, ale i tak za mało, żeby mi dali kredyt. Chłopakowi też nieśpieszno do ożenku, a ja nie chcę na nim wywierać presji. Wynajmować mieszkania nie chcę, bo raz, iż koszty są jakieś chore, a dwa, iż rodzice mają dom piętrowy. No szkoda, żeby miał stać praktycznie pusty, jak tam tylko dwójka emerytów i kundelek.


'Mam 28 lat i nie chcę pracować od 9 do 17. Nie mam na nic siły, a nie stać mnie choćby na kawalerkę' fot. shutterstock / daniiD


I tak sobie egzystuję. Wiecznie zmęczona, wiecznie z telefonem w ręku, bo na nic nie mam sił. A choćby nie mam dzieci. Nie wyobrażam sobie, co muszą przeżywać rodzice, którzy są w takiej sytuacji, jak ja. To tyle. Chciałam się wygadać. A może ktoś coś podpowie, jak z tego wybrnąć. Uprzedzam: zmienić pracę i wziąć kredyt nie wchodzi w grę.
Warto pamiętać o tym, iż jeżeli trudna sytuacja zaczyna nam mocno doskwierać, dobrze jest szukać pomocy u specjalistów. Doradcy, lekarze, psychoterapeuci pomogą uporać się z problemem. A wy, co sądzicie o sytuacji naszej czytelniczki? Macie dla niej jakieś porady? Zostawcie komentarz. A jeżeli macie ochotę, to zagłosujcie w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.
Idź do oryginalnego materiału