Mowa a tożsamość. Dlaczego mniejszości potrzebują obcowania ze swoim językiem?

1 dzień temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/praca-i-polityka-spoleczna/news/mowa-a-tozsamosc-dlaczego-mniejszosci-potrzebuja-obcowania-ze-swoim-jezykiem/


Dla mniejszości narodowych język to coś znacznie więcej niż narzędzie komunikacji. To korzenie, historia, przynależność. Prawo do używania swojego języka w przestrzeni publicznej to prawo do bycia widzianym.

Wyobraźmy sobie sytuację: ktoś całe życie mieszka w tej samej miejscowości, mówi językiem swojej wspólnoty, uczy dzieci tego języka w domu, pielęgnuje tradycję. Ale na drogowskazach, w dokumentach, na tablicach – nigdzie nie ma śladu jego języka. Oficjalnie nie istnieje.

W przestrzeni publicznej, która przecież jest wspólna, jego język jest niewidzialny. To właśnie codzienność wielu mniejszości narodowych w Europie – i temat, który w Polsce i na Litwie przyjmuje bardzo konkretne formy.

Dla mniejszości język nie jest dodatkiem. Jest sercem wspólnoty, znakiem jej tożsamości i ciągłości. Gdy nie ma go w przestrzeni publicznej, pojawia się poczucie wykluczenia – jakby państwo, w którym się żyje, nie uznawało istnienia tej wspólnoty.

Polska: przestrzeń na język mniejszości

W Polsce mechanizm wprowadzania nazw miejscowości w językach mniejszości reguluje ustawa z 2005 r. To akt, który – mimo wielu ograniczeń – daje realne narzędzia do odzyskiwania widzialności. W gminach, gdzie mniejszość stanowi co najmniej 20 proc. mieszkańców, można ustanowić dodatkowe, pomocnicze nazwy w języku mniejszości.

Na takiej podstawie powstały dwujęzyczne tablice w kilkudziesięciu gminach – po niemiecku, białorusku, litewsku czy kaszubsku. Dla mieszkańców to nie tylko formalność, ale akt symboliczny. Uznanie, iż ich język – i oni sami – należą do tej samej wspólnej przestrzeni.

Nie oznacza to, iż wszystko działa bez zgrzytów. Pojawiały się przypadki wandalizmu, protesty, a choćby próby sądowego podważenia nazw w języku niemieckim. Ale mechanizm istnieje, a jego funkcjonowanie pokazuje, iż państwo może godzić jedność językową z szacunkiem dla różnorodności.

Litwa: państwowość ponad różnorodność?

Na Litwie sytuacja wygląda inaczej. Choć państwo to również ratyfikowało Konwencję ramową o ochronie mniejszości narodowych, praktyka jej stosowania – zwłaszcza wobec polskiej mniejszości – budzi zastrzeżenia. Najwięcej kontrowersji budzi właśnie kwestia nazw miejscowości w języku polskim.

W rejonie wileńskim i solecznickim, gdzie Polacy stanowią zdecydowaną większość, od lat funkcjonowały nieoficjalne tablice z polskimi nazwami. Były wyrazem lokalnej tożsamości, ale też próbą powiedzenia: „Jesteśmy tu u siebie”. Tymczasem sądy i administracja państwowa uznawały takie działania za nielegalne. Tablice były usuwane, a lokalne samorządy – karane grzywnami.

W centrum sporu znajduje się litewska ustawa o języku państwowym. W praktyce jej wykładnia prowadzi do wykluczenia innych języków z przestrzeni publicznej – choćby tam, gdzie mniejszości są wyraźnie obecne. To przekaz, który trudno zrozumieć z perspektywy praw człowieka: iż obecność mniejszościowego języka na tablicy stanowi zagrożenie dla państwowości.

Dlaczego to nie „kwestia techniczna”

Pojedyncza tablica z nazwą miejscowości w języku mniejszości to dla większości społeczeństwa detal. Dla mniejszości – często symboliczny przełom. To dowód, iż ich język, kultura i historia są uznane. Że państwo, którego są obywatelami, nie ignoruje ich obecności.

Z perspektywy prawa międzynarodowego sprawa jest jednoznaczna. Artykuł 11 ust. 3 Konwencji ramowej mówi o obowiązku poszanowania tradycyjnych nazw miejscowości i innych topograficznych oznaczeń w językach mniejszości tam, gdzie osoby należące do mniejszości tradycyjnie zamieszkują dany obszar. To nie przywilej, ale prawo – wywodzące się z godności człowieka i jego tożsamości kulturowej.

Brak tych nazw nie jest więc brakiem neutralnym. Jest decyzją, by symbolicznie usunąć mniejszość z krajobrazu kulturowego państwa. To działanie, które może ranić – bo sugeruje, iż tylko jeden język, jedna kultura i jedna tożsamość mają prawo być widoczne.

Europejskie wartości w praktyce lokalnej

Choć prawo do używania języka mniejszości w przestrzeni publicznej wynika z umów międzynarodowych i standardów Rady Europy, jego realizacja zależy od państw członkowskich. Polska i Litwa wyraźnie się tu różnią.

Polska – mimo ograniczeń – stworzyła mechanizm umożliwiający mniejszościom odzyskanie przestrzeni symbolicznej. Litwa, mimo formalnych zobowiązań, stawia barierę w postaci interpretacji prawa o języku państwowym. Efekt? Dla wielu litewskich Polaków ich własny język pozostaje „niewidzialny” w miejscu, w którym mieszkają od pokoleń.

To nie jest tylko problem prawny. To pytanie o wizję wspólnoty: czy państwo powinno budować swoją jedność na wykluczaniu różnorodności, czy raczej na jej uznaniu i włączeniu?

Widzialność to uznanie

Widoczność języka mniejszości w przestrzeni publicznej to coś więcej niż element estetyczny. To wyraz uznania: tak, jesteście częścią tej wspólnoty. Tak, wasz język zasługuje na miejsce w krajobrazie symbolicznym. Tak, państwo widzi was i waszą tożsamość.

Nie chodzi o politykę tożsamościową, ale o zwykłą sprawiedliwość. Gdy mniejszość może zobaczyć swój język na tablicy drogowej czy urzędowym dokumencie, to znaczy, iż nie musi ciągle dowodzić, iż istnieje. I iż nie musi wybierać między lojalnością wobec państwa a wiernością wobec własnej tożsamości.

Idź do oryginalnego materiału