Z pozoru wynik wyborów w Niemczech nie zaskakuje: będzie kolejna wielka koalicja, podobna do tych, które dominowały za schyłkowej Angeli Merkel. Tak naprawdę, jak w starym powiedzeniu, trzeba by jednak zmienić wszystko, by wszystko pozostało po staremu; czytaj: by rząd dusz zachowały partie głównego nurtu. Ale przyszły kanclerz Friedrich Merz nie ma siły na głębokie reformy.