Polska ropa i wiecznie wkurzeni Niemcy

2 dni temu

Z roku na rok, to co wyczynia się w Polsce coraz mocniej irytuje Niemców. Ostatnim przykładem jest odkrycie w okolicach Świnoujścia dużych złóż ropy i gazu. Niemiecka reakcja była identyczna, jak wcześniejsze. Wybuch oburzenia, za którym idzie natychmiastowa próba zablokowania całego przedsięwzięcia.

„Strach przed ropą naftową w niemieckim raju wakacyjnym!” – zaalarmował „Bild” kilka godzin po tym, jak w świat poszła informacja, iż wielkie złoża znajdują się kilka kilometrów od Świnoujścia. „Ekolodzy biją na alarm” – dorzucił na swym portalu „Die Frankfurter Rundschau”. Niepokój wyraził „Die Welt” informując, iż eksploatacja złoża mogłaby zacząć się w ciągu trzech, czterech lat. A „Die Zeit” zastrzegł: „Część złoża znajduje się na niemieckim terytorium”.

W tym czasie władze nieniemieckich kurortów słały już apele do rządu federalnego, by bronił ich przed polskimi planami stawiania platform wiertniczych, zasłaniających plażowiczom Bałtyk. Działo się to we wtorek 22 lipca. W środę minister środowiska Meklemburgii-Pomorza Przedniego Till Backhaus (SPD), ostrzegł, że wydobycie przez Polaków ropy naftowej grozi poważnymi konsekwencjami dla środowiska i turystyki. Nazwał przedsięwzięcie „retrospektywny pod względem polityki klimatycznej”.

Kilka godzin później Federalne Ministerstwo Środowiska, Ochrony Klimatu, Przyrody i Bezpieczeństwa Jądrowego ogłosiło stanowisko kierującego nim Carstena Schneidera (SPD). Informował w nim zaniepokojonych obywateli, iż jeżeli polski rząd wyda koncesję na wydobywanie ropy naftowej obok wyspy Uznam, to projektu ten: „wymagać będzie oceny oddziaływania na środowisko, która ze względu na bliskość Niemiec opiera się na procedurze transgranicznej zgodnie z prawem europejskim”. Ministerstwo dodało, iż: „kwestia, ile ropy naftowej i gazu będzie przez cały czas spalanych w Europie, nie zależy od dostaw, ale od unijnych ram ochrony klimatu”, na koniec przypominając o unijnych decyzjach dotyczących sukcesywnego odchodzenia od paliw kopalnych.

Tłumacząc z języka urzędowego na potoczny: minister odpowiedzialny za ochronę środowiska i klimatu w RFN zapewnił wszystkich, iż jeżeli przyjdzie co do czego, to żadna platforma wiertnicza naprzeciwko Świnoujścia po polskiej stronie nie zostanie uruchomiona. Stanie się tak, ponieważ ma dość narzędzi, by to zablokować. A zatem drodzy niemieccy miłośnicy plaż nad Bałtykiem – nie lękajcie się!

Opisywaną histerię wzbudziło przekazanie mediom przez kanadyjską spółkę Central European Petroleum (CEP) informacji o szacunkowej wielkości złoża odkrytego kilka miesięcy temu pod dnem Bałtyku ok. 6 km na północ od Świnoujścia. CEP szacuje je na 22 mln ton ropy naftowej (nieco mniej niż roczne zapotrzebowanie na nią Polski) i ok. 5 mld metrów sześciennych gazu. Prezes spółki Rolf Skaar nie ukrywa, iż będzie szukał partnerów do rozpoczęcia eksploatacji w tej chwili jednego z największych złóż ropy na Starym Kontynencie. Mogłaby być nim np. jedna z polskich spółek energetycznych. Reakcja niemieckiej strony wskazuje, iż prezes Skaar powinien sobie darować zbędny wysiłek, bo żadnego wydobycia nie będzie.

Podjęcie jego próby najpewniej zaowocuje natychmiast takimi samymi przeciwdziałaniami, jak w przypadku budowy terminala kontenerowego w Świnoujściu. Gdy minister Carsten Schneider uspokajał plażowiczów, iż polskie platformy wiertnicze nie zaatakują ich od strony Bałtyku, w Warszawie Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał wstrzymanie budowy terminala. Uczynił to na wniosek niemieckiej organizacji ekologicznej Lebensraum Vorpommern, wspieranej przez polskie organizacje ekologiczne (zapewne zupełnie niekorzystające z niemieckich grantów).

Niemców wkurzyło to, iż polski terminal: „będzie miał negatywny wpływ na środowisko naturalne regionu”. jeżeli sąd odrzuci skargę, wówczas nastąpią niechybnie kolejne próby zablokowania budowy przy użyciu innych narzędzi. To samo tyczy się polskiej elektrowni jądrowej. Wprawdzie przez cały czas de facto pozostaje ona jedynie w sferze zapowiedzi, ale już niepokoi niemieckich ekologów.

Jak zatem widać Polacy od kilku lat nieustannie czymś wkurzają Niemców i lista powodów do irytacji się wydłuża. Dorzucić do niej można choćby niechęć do przyjmowania odsyłanych do Polski migrantów, wprowadzenie kontroli granicznej, niechęć do wprowadzenia podatków zaordynowanych w ETS2, niechęć do umowy UE-Mercosur, itp. itd.

Jednym słowem, żeby relacje polsko-niemieckie były dobre należałoby w pierwszym kroku wyznaczyć, do jakiej odległości na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej można w Polsce planować większe przedsięwzięcia gospodarcze. Drugim krokiem byłoby wynegocjowanie tych obszarów ekonomicznych, w których Warszawa miałaby prawo realizować własne interesy. Trzeci krok, umacniający dobre sąsiedztwo dotyczyłby określenie zagadnień, co do których Polacy mogliby mieć własne zdanie. Wówczas Niemcy przestaliby się na nich wkurzać.

Jeśli te kroki nie zostaną wykonane, to niestety na przyjazne sąsiedztwo nie mamy co liczyć. Cały problem polega bowiem na tym, iż państwo niemieckie jest bardzo ekspansywne jeżeli idzie o obronę własnych interesów, a już zwłaszcza na niwie gospodarczej. Jednocześnie potrafiło stworzyć całą gamę skutecznych narzędzi, by ich bronić na terenie innych krajów. Szczególnie w Europie Środkowej traktowanej jako naturalna strefa wpływów Berlina. Używane są one natychmiast, gdy kolizja interesów następuje.

Tymczasem bogacenie się Polski, jej rozwój ekonomiczny a przede wszystkim rozbudzone ambicje społeczeństwa powodują mnożenie się sprzecznych interesów w coraz większej liczbie obszarów. Terminal kontenerowy w Świnoujściu, czy niedawno odkryte złoża ropy to tylko najbardziej jaskrawe przykłady. Niestety prowadzą one do wniosku, iż jeżeli polskie państwo przez cały czas chce się rozwijać, to musi nauczyć się skutecznie radzić sobie z niemiecką presją, szantażami oraz przede wszystkim działaniami prowadzonymi zakulisowo w Brukseli, powodującymi, iż to nie Berlin, ale Unia przywołuje Polaków do porządku. Na szczęście pojawiła się też jedna, coraz mocniejsza prawidłowość. jeżeli rządzący III RP zbytnio ulegają Berlinowi, wyborcom coraz mniej się to podoba i coraz trudniej udaje się im o tym zapomnieć.

Idź do oryginalnego materiału