Kolejne orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej potwierdzają tezę, iż zawieranie przez przedsiębiorcę umów z konsumentami jest aktywnością wysokiego ryzyka, w zasadzie „sportem ekstremalnym”, narażającym go na świadczenie usług za darmo. Najnowsze interpretacje europejskiego prawa konsumenckiego zdają się odrywać od jakichkolwiek realiów obrotu, doświadczenia życiowego, logiki i kanonów prawa zobowiązań. Ostatnio przekonali się o tym prawnicy, z których wielu przecież samych promowało skrajnie prokonsumencką wykładnię przepisów.
Czy liczne szkolenia prawnicze na temat abuzywności umów kredytów walutowych i (ostatnio) „wiborowych” będą musiały ustąpić pola szkoleniom na temat nieuczciwości klauzul w umowach kancelarii prawnych z konsumentami? Orzeczenie TSUE w sprawie C-395/21 wywołało spore poruszenie wśród polskich prawników. „TSUE nie rozumie specyfiki pracy profesjonalnych pełnomocników, negując de facto rozliczanie godzinowe z klientem, czym godzi w ustalone zasady wykonywania zawodu adwokata/radcy prawnego”, „wyrok pozwoli instrumentalnie traktować prawo konsumenckie do partykularnych celów ekonomicznych jednej strony zawartej umowy” – to tylko niektóre z komentarzy. Od razu zrodziły się obawy, iż wytyczony przez TSUE kierunek interpretacji dyrektywy konsumenckiej będzie przez klientów nadużywany, wywoła paradoksalnie antykonsumencki efekt: prawnicy podchodzić będą do obsługi konsumentów niechętnie, jako aktywności ryzykownej.
Strachy na Lachy?
Oczywiście są też głosy uspokajające: przecież chodzi o szczególnego rodzaju formułę wynagrodzenia prawnika (tj. rozliczenie wg stawek godzinowych), którego przejrzystość (a w pewnym sensie też uczciwość) podważa TSUE w ślad za litewskim sądem. jeżeli więc adwokat czy radca prawny rozlicza się z klientem np. ryczałtowo, to jego nie powinno to dotyczyć. Boimy się jednak, iż dobre samopoczucie nie pozwoli dostrzec przedstawicielom prawniczej profesji tego, co nieuchronnie nadchodzi, jeżeli w kwestii wykładni dyrektywy konsumenckiej nie dojdzie do opamiętania: odwrócenia podstawowych kanonów prawa zobowiązań i przyjęcia, iż wynagrodzenie dla przedsiębiorcy za świadczoną usługę na rzecz konsumenta będzie raczej wyjątkiem niż zasadą.
Wyrok C-395/21 wskazuje bowiem wyraźnie, gdzie miałoby zmierzać prawo konsumenckie: nie chodzi bynajmniej o rozważane w nim wynagrodzenie godzinowe, ale o to, co według tych samych prawideł może pójść na dalszy ogień. Nietrudno sobie wyobrazić, iż kolejnym celem „ataku” z pozycji dyrektywy 93/13 może być każdy model umowy kancelaria–konsument.
Niby dlaczego konsument ma oddawać część zasądzonego odszkodowania w formule tzw. success fee, skoro nie wiadomo, czy nie uzyskałby odszkodowania choćby bez wsparcia kancelarii? Czemu miałby płacić kancelarii uzgodnione wynagrodzenie ryczałtowe, skoro niedostatecznie poinformowano go o ryzyku przegranej, a tym samym utraty środków zainwestowanych w obsługę prawną? Czy aby na pewno model zlecenia świadczenia pomocy prawnej, oparty na należytej staranności (a nie gwarancji rezultatu), miałby spełniać wymogi przejrzystości wynikające z dyrektywy, skoro konsument nie wie, jak ma tę staranność oceniać?
W końcu, wracając na podwórko spraw frankowych: czy choćby w przypadku rozliczeń w formule success fee konsument rzeczywiście jest w stanie zawsze oszacować wysokość wynagrodzenia, które będzie musiał prawnikowi zapłacić? Co w sytuacji przesłankowego stwierdzenia nieważności umowy albo uznania jej za istotną oraz zasądzenia od banku zwrotu tylko części dochodzonej kwoty – wynik sprawy to rzeczywiście „sukces” konsumenta, za który należy się wynagrodzenie?
Niemożliwe? Zapewniamy, iż również tezy wyroku C-395/21 wydawały się jeszcze niedawno niemożliwe, tak jak kilka lat temu nikt się nie spodziewał, iż orzecznictwo TSUE pójdzie w stronę, którą znamy ze spraw kredytów walutowych. Wiatr zasiany przez niektórych prawników w tych sprawach przyniósł już teraz burzę, która może uderzyć w ekonomiczne podstawy wykonywania zawodu przez nich samych. Czy klient może wrócić do prawnika z żądaniem unieważnienia umowy oraz zwrotu zapłaconego dawno temu wynagrodzenia? Nadzieja na darmową obsługę prawną została już zasiana. Chętni zresztą już są – wystarczy przypomnieć kazus kilkudziesięciu konsumentów, którzy w zeszłym roku, od razu po wygranej sprawie sądowej przeciw bankowi, wytoczyli powództwa swym niedawnym pełnomocnikom procesowym.
Furtka – bezpodstawne wzbogacenie
Czy wyrok TSUE z 12.1.2023 r. w sprawie C-395/21, Legalis, przesądza, iż kancelaria, która zaoferowała swojemu klientowi „nieuczciwą” umowę, nie powinna dostać żadnego wynagrodzenia za wykonaną pracę? Niestety i takie interpretacje już teraz pojawiają się w mediach. Uzasadnienie wyroku pozostawia jednak tę kwestię otwartą, mimo iż najbardziej negatywnego dla prawnika scenariusza nie wyklucza – TSUE wyraźnie przyznaje, iż obowiązek zapłaty wynagrodzenia wynikać może z innych podstaw prawnych niż kontrakt: „nie jest wykluczone, iż unieważnienie umowy o świadczenie usług prawnych, które zostały już wykonane, może postawić konsumenta w sytuacji niepewności prawnej, w szczególności w sytuacji, gdyby prawo krajowe pozwalało przedsiębiorcy domagać się wynagrodzenia za te usługi na innej podstawie” (pkt 62).
Wątek ten może być szczególnie interesujący w kontekście spraw frankowych – skoro Trybunał wskazuje na „inne podstawy” wynagrodzenia niż zakwestionowana umowa, mogą być nimi przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu, które mogłyby znaleźć zastosowanie do rozliczeń na linii bank–kredytobiorca. Co więcej, TSUE wydaje się sugerować, iż ewentualne wzruszenie relacji prawnej na linii prawnik–klient może pociągać za sobą wątpliwości dla ważności i skuteczności czynności podjętych na jej podstawie. Czyli nie można definitywnie wykluczyć sytuacji, w której… pozwany przez swojego dawnego mocodawcę, choćby po pozytywnie zakończonej sprawie sądowej, prawnik broni się, kwestionując ważność i skuteczność działań podejmowanych w związku z reprezentacją tego klienta (sic!). Trudno sobie choćby wyobrazić etyczny galimatias, nad jakim będą musiały się przy takim scenariuszu głowić samorządy prawnicze.
Lepiej już było
Czy omawiany wyrok da prawnikom do zrozumienia, iż z dokładnie analogicznym problemem od wielu lat mierzą się inni przedsiębiorcy? Czy możliwe unieważnienie umowy o obsługę prawną i potencjalna „praca za darmo” lub „usługa w gratisie” prawnika, nie przypomina sytuacji instytucji finansowych, wobec których podnosi się analogiczny zarzut abuzywności w celu zwolnienia się z zobowiązania, a choćby formułuje roszczenia w postaci darmowych kredytów lub rzekomo przedawnionych obowiązków zwrotu kapitału („darmowe mieszkanie”)?
Czy profesjonalni pełnomocnicy, biorąc pod uwagę wyśrubowane kryteria narzucone przez TSUE oraz nieprzewidywalność procesu sądowego, są rzeczywiście w stanie dać konsumentowi pełną informację o szansach na powodzenie sporu i konsekwencjach ekonomicznych zawieranej umowy z kancelarią prawną?
Nie można oprzeć się wrażeniu, iż po wyroku w sprawie C-395/21 każdy prawnik przyjmujący zlecenie od konsumenta na prowadzenie sprawy przeciwko instytucji finansowej, dotyczącej rzekomo abuzywnej umowy, znajdzie się na starcie w trudnej sytuacji: jak stawiać w interesie klienta coraz bardziej radykalne tezy z powołaniem się na dyrektywę 93/13, jeżeli za kilka lat klient może z tymi samymi argumentami wrócić przeciwko samemu prawnikowi?
Dr Michał Jabłoński jest partnerem w Kancelarii Jabłoński Koźmiński i wiceprezesem Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki.
Dr hab. Krzysztof Koźmiński jest partnerem w Kancelarii Jabłoński Koźmiński i prezesem fundacji.