Zabieranie pojazdów sprawcom niektórych przestępstw drogowych – propozycja polityków z Ministerstwa Sprawiedliwości nie ma nic wspólnego z zasadami odpowiedzialności karnej w państwie prawa.
Przedstawiony przez grupę polityków z Ministerstwa Sprawiedliwości projekt zmian w prawie karnym przewiduje między innymi obligatoryjne pozbawianie kierowców pojazdu, jeżeli spowodują konkretne przestępstwo na drodze. Moment zgłoszenia propozycji legislacyjnej nie jest przypadkowy – chodzi po raz kolejny o wykorzystanie procesu legislacyjnego i emocjonującego tematu do wzmocnienia swojej politycznej pozycji przez Zbigniewa Ziobrę w ramach rozgrywek partyjnych.
Skoro jednak projekt ujrzał światło dzienne, a wielu komentatorów jest zachwycona nowymi przepisami, musimy im się przyjrzeć pod kątem Dogmatycznym.
Sprawca przestępstwa drogowego zasługuje oczywiście na adekwatną karę za popełniony czyn. W tym – być może – również na karę finansową (grzywnę), wymierzaną przez sąd. Ano właśnie: zasługuje na adekwatną karę wymierzaną przez sąd.
Każde słowo jest istotne: mówimy o karze, a nie żadnym przepadku, ma być ona adekwatna do czynu, a nie tego, ile kosztowało czyjeś auto, wreszcie ma ją wymierzyć sąd. Wymierzyć samodzielnie, a nie pod dyktando populistów prawnych.
Prześledźmy zatem krok po kroku, dlaczego tak zwany przepadek pojazdu w wersji proponowanej przez populistów nie ma racji bytu w aktualnym systemie prawnym.
Oszustwo w nazwie
Przede wszystkim “przepadek” pojazdu, o którym mowa w projektowanych przepisach, nie ma nic wspólnego z przepadkiem i nazywanie go w ten sposób jest po prostu oszustwem. Świadczy o tym już choćby zróżnicowanie sytuacji, w których ma dochodzić do “przepadku” pojazdu.
Okazuje się, iż przepadek pojazdu nie zagraża mniej pijanemu kierowcy i w ogóle nie zagraża sprawcom wszystkich przestępstw drogowych. W przypadku prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości (art. 178a k.k.) warunkiem zabrania samochodu jest stopień upojenia sprawcy, ulokowany na pułapie co najmniej 1,5 promila alkoholu we krwi.
Dowód? Projektowany przepis głosi:
Sąd orzeka przepadek, o którym mowa w art. 44b, w razie popełnienia przestępstwa określonego w § 1 lub 4, chyba iż zawartość alkoholu w organizmie sprawcy przestępstwa określonego w § 1 była niższa niż 1,5 promila we krwi (…).
To mniej więcej tak, jakby napisać: broń palna podlega przepadkowi, gdy zastrzelono z niej co najmniej 5 osób. jeżeli ofiara jest jedna, broń przepadkowi nie podlega…
Trzeba się na coś zdecydować: albo coś jest, albo nie jest narzędziem przestępstwa.
Absurdem jest przepadek rzeczy od pewnej ilości alkoholu. Jest się pijanym lub nie, a nie według tego rozumowania “pijanym bardziej lub mniej”. A to jedna z wielu nieścisłości konstrukcji tych przepisów.
Komentarz Czytelniczki Dogmatów na FB z 10.02.2022Te arbitralne i nieuzasadnione rozróżnienia dowodzą, iż pojazd nie jest traktowany jak narzędzie zbrodni, ale jedynie jako pretekst do finansowego obciążenia sprawcy. Nie chodzi więc o żaden “przepadek”, ale o czystą represję – “danie po kieszeni” sprawcom wybranych czynów zabronionych.
Mniej pijani – nietykalni
O tym, iż zabieranie auta kierowcy nie ma nic wspólnego z pozbawieniem sprawcy narzędzia przestępstwa świadczy też wyjątkowa pobłażliwość Ministerstwa Sprawiedliwości dla groźnych, pijanych kierowców, którzy jednak mają w organizmie poniżej 1,5 promila alkoholu.
Przepis ma stanowić, iż sąd orzeka przepadek pojazdu, chyba iż zawartość alkoholu w organizmie sprawcy przestępstwa była niższa niż 1,5 promila we krwi. Uwaga – mowa tu wyłącznie o alkoholu!
Przestępstwo z art. 178a k.k. może być natomiast popełnione również przez kierującego znajdującego się pod wpływem środków odurzających. W jego przypadku, niezależnie od ilości zażytego środka i wpływu na bezpieczeństwo na drodze – zasadą będzie przepadek auta.
Absurd polega na tym, iż w Polsce faworyzujemy alkohol, który statystycznie stwarza dużo większe zagrożenie niż jakakolwiek inna substancja odurzająca.
Komentarz Czytelnika Dogmatów na FB z 11.02.2022Taka to ministerialna “sprawiedliwość”: jak już jechać, to nie po narkotykach, tylko po pijaku poniżej 1,5 promila… A przecież kierowca z 1,4 promilami za kółkiem jest o wiele groźniejszy niż osoba pod niewielkim wpływem narkotyków. Absurd absurdem pogania.
Auto do kasacji, a płacić trzeba
Do jeszcze bardziej kategorycznych wniosków prowadzi analiza przepisów o “przepadku” równowartości pojazdu, “jeżeli pojazd w czasie popełnienia przestępstwa nie stanowił własności lub stanowił współwłasność sprawcy”.
Równowartość pojazdu “przepada” również wtedy, gdy uległ on zniszczeniu lub znacznemu uszkodzeniu. Na marginesie – żeby nie było tak łatwo – wartość pojazdu ma być szacowana abstrakcyjnie. Chodzi o “szacunkową, średnią wartość rynkową pojazdu odpowiadającego pojazdowi prowadzonemu przez sprawcę, ustaloną na dzień popełnienia przestępstwa”, a jak ją ustalać określi w rozporządzeniu Minister Sprawiedliwości.
“Przepadek” równowartości pojazdu może mieć miejsce na przykład w sytuacji spowodowania przez sprawcę wypadku drogowego. Wówczas “przepadek” będzie obligatoryjny, a jeżeli pojazd uległ zniszczeniu – sprawcę trzeba będzie pozbawić równowartości auta…
Ale po co w ogóle “przepadek” równowartości pojazdu, który uległ zniszczeniu w wypadku drogowym?
Jak widać, we wszystkich tych sytuacjach nie chodzi o żaden “przepadek” pojazdu, ale określenie dodatkowej, drakońskiej dolegliwości $$ za popełnione przestępstwo, której obowiązkowy wymiar ma być uzależniony od w pełni losowego czynnika – wartości auta, jakim porusza się sprawca.
Użycie nazwy “przepadek” to po prostu oszustwo.
Sztywna sankcja
Traktowanie odebrania sprawcy pojazdu lub jego równowartości w kategoriach represji oznacza, iż mamy tu do czynienia z ukrytą sankcją bezwzględnie oznaczoną, zakazaną przez polską Konstytucję. Dodatkowo, jest to sankcja sztywna, ale nieokreślona przez ustawę, bo nie wiadomo z góry, jaka kara grozi za popełnienie konkretnego przestępstwa, skoro zależy ona każdorazowo od wartości auta.
Sąd będzie zmuszony nałożyć na sprawcę dodatkowe dolegliwości związane z utratą pojazdu lub jego równowartości. Zależą one od wartości auta, a wartość auta nie ma przecież żadnego związku z czynem popełnianym przez sprawcę.
To naruszenie konstytucyjnej zasady określoności kary przewidzianej “za czyn” w tym sensie, iż grożąca kara ma zależeć od relewantnych okoliczności popełnionego czynu.
Czyli jak jadę samochodem za 200.000 zł i mój kolega jedzie samochodem za 200.000 zł i oboje jesteśmy pijani, tylko iż ja rozbijam swoje auto, to on traci 200.000 zł, a ja tracę 400.000 zł. No faktycznie sprawiedliwie.
Komentarz Czytelnika Dogmatów z FB z 11.02.2022Jaka kara “grozi” w omawianej sytuacji? Taka, do jakiego auta wejdziesz… To jawny absurd.
Odebranie prawa do sądu
Przepisy o obligatoryjnym przepadku pozbawiają obywatela konstytucyjnego prawa do rozpatrzenia jego sprawy przez niezależny sąd (art. 45 ust. 1 Konstytucji) oraz wymierzenia mu kary przez sąd (art. 175 ust. 1 słowo pierwsze Konstytucji).
Sprawa ma być “rozpatrzona”, a kara “wymierzona” przez sąd, który jest władzą uprawnioną do “wymierzania” sprawiedliwości.
Oznacza to, iż sąd musi mieć możliwość podjęcia decyzji odnośnie do kary dostosowanej do konkretnego przypadku. Ma “rozpatrzyć” sprawę, a nie mechanicznie podpisać się pod z góry narzuconą sankcją. Musi mieć zatem stosowne widełki, w ramach których “wymierzy” surowszą albo łagodniejszą, a sprawiedliwą karę.
Projektodawca chce natomiast zmusić sędziego do orzeczenia kary z góry określonej przez polityków (zawsze przepada pojazd lub jego równowartość), a “określonej” tak, iż skrajnie niedookreślonej, bo zależnej od czynników losowych nie związanych z czynem (dwa absurdy w jednym).
W tym kontekście Czytelnik Dogmatów stwierdził ironizując:
Poniżej 0,5‰ – zakaz prowadzenia do 3 lat, powyżej 0,5‰ – zakaz prowadzenia od 3 lat. Kradzież poniżej 500 zł – wykroczenie, kradzież powyżej 500 zł – przestępstwo. Rozbój – pozbawienie wolności od 2 lat. Rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia – pozbawienie wolności od 3 lat. Same absurdy.
Komentarz Czytelnika Dogmatów na FB z 10.02.2022Podane przykłady dowodzą właśnie tego, iż dolegliwość, sankcja, kara powinna być wymierzana przez sąd, a nie mechanicznie i sztywno narzucona. We wszystkich przykładach mamy do czynienia z przedziałem OD – DO, w ramach którego można wybierać i dostosowywać karę do konkretnej sytuacji.
Proponowane przepisy naruszają również ogólną zasadę Kodeksu karnego, zgodnie z którą sąd “wymierza” karę według swojego uznania, w “granicach” przewidzianych przez ustawę (stanowi o tym art. 53 k.k.).
Sankcja bezwzględnie oznaczona ma odbierać sędziemu uprawnienie, by wymierzał karę według swojego uznania i w granicach (“od – do”) przewidzianych przez ustawę, a ma zmusić go, by stał się notariuszem ustawodawcy. Nie da się tego pogodzić z konstytucyjnym trójpodziałem władzy.
Liczne naruszenia Konstytucji
Przepisy o obligatoryjnym odbieraniu pojazdu łamią Konstytucję w wielu innych punktach:
- naruszenie zasady proporcjonalności: przewidziana w ustawie kara powinna być adekwatna do czynu, a nie jest karą adekwatną do czynu sytuacja, gdy może ona za ten sam czyn wynieść zarówno 5000 zł, jak i 500.000 zł;
- naruszenie zasady równości wobec prawa: za podobny czyn dwóch sprawców spotkają nieporównywalnie odmienne konsekwencje prawne,
- brak indywidualizacji kary, która ma oddziaływać na konkretnego sprawcę; dolegliwość finansowa nie zawsze spełni swe cele,
- złamanie zasady wymierzania sprawiedliwości przez sąd: o tym, na jaką karę zasługuje konkretny sprawca, np. czy należy docisnąć go finansowo, czy może niekoniecznie, zawsze wie lepiej organ rozpoznający konkretną sprawę, a nie urzędnik czy polityk siedzący za biurkiem lub robiący groźne miny na konferencji.
Problemem projektowanych przepisów jest atak na elastyczność i racjonalność reakcji karnej, którą powinien wymierzać uprawniony organ. Nie ma żadnych przeszkód, by dostosować rodzaj kary i wysokość grzywny do kondycji finansowej sprawcy. Powinien to jednak określać sąd, a nie “wszystkowiedzący” polityk.
Czy mandaty proporcjonalne do zarobków, które stosuje się w wielu krajach, też są “losową” sankcją? Czy faktycznie wartość pojazdu kierowcy jest “losowa” i nie ma nic wspólnego np. z jego zamożnością? Czy stała kwota sankcji oby na pewno jest tak samo dotkliwa dla wszystkich?
Komentarz Czytelnika Dogmatów na FB z 11.02.2022O tym, jaka kara jest najlepsza/spełni swoje cele sprawiedliwościowe i ochronne ma zdecydować sąd, dobierając konkretną grzywnę lub inną karę do konkretnego czynu. Może powinna być to niekiedy bardzo wysoka kara, sięgająca setek tysięcy złotych. Ale ma to być decyzja sądu, a nie mechaniczne zabieranie pojazdu o określonej wartości, bez związku z popełnionym przestępstwem.
Pozory elastyczności
W przypadku pijanych kierowców, którzy nie spowodowali wypadku (tych powyżej 1,5 promila) oraz jadących pod wpływem narkotyków projekt przewiduje zastrzeżenie:
Sąd może odstąpić od orzeczenia przepadku, o ile zachodzi wyjątkowy wypadek, uzasadniony szczególnymi okolicznościami.
Zmusza to sędziego do szczególnego tłumaczenia się z odstąpienia od przepadku, co jest przejawem ograniczenia dyskrecjonalnej władzy sądowniczej. W państwie prawa sędzia nie tłumaczy się, dlaczego odstępuje od represji, ale sam dobiera rodzaj represji w zależności od popełnionego czynu, i uzasadnia, dlaczego wymierzył taką a nie inną karę.
Ponadto, prokuratura może w zasadzie w każdej sprawie kwestionować tę decyzję, dowodząc iż nie zachodził ów wyjątkowy wypadek.
Można sobie wyobrazić taką oto argumentację: przecież narkotyki są nielegalne, a skoro są nielegalne, to nie może być to “szczególna okoliczność” usprawiedliwiająca sprawcę. Nie można czerpać przywilejów z popełnionego bezprawia. I po sprawie: każdy kierujący pod wpływem niegroźnego środka odurzającego straci swój samochód.
A z drugiej strony, skoro alkohol jest legalny, a pewne jego stężenie w ogóle nie skutkuje zabraniem pojazdu, to może w niektórych przypadkach nietrzeźwych sprawców powyżej 1,5 promila będzie się dało uzasadnić, iż ma miejsce szczególny przypadek uzasadniający odstąpienie od odebrania samochodu. W efekcie jest to danie nadziei skrajnie nieodpowiedzialnym, mocno nietrzeźwym i rażąco groźnym kierowcom (“może się uda”, skoro Zbigniew Ziobro tak napisał w swoim przepisie).
Podsumowanie
Co istotne, obligatoryjność w prawie karnym nie zawsze jest sama w sobie “zła”. Mogą istnieć przepisy nakładające na sąd lub inne organy władzy (np. policję) określone powinności, dotyczące ukształtowania sytuacji prawnej konkretnej osoby.
Jednak muszą być one związane chociażby z rodzajem czynu popełnionego przez sprawcę, a nie zależeć od losowych czynników, których przełożenie na sytuację prawną obywateli sprowadzi wielką niesprawiedliwość, nierówność i nieproporcjonalność.
Karze ma podlegać sprawca, a nie jego samochód.
Mierzenie dolegliwości, na jaką zasługuje sprawca, wartością pojazdu, jakim się porusza, nie ma nic wspólnego z racjonalnym prawem karnym, opartym na zasadzie winy. I z naruszenia tej podstawowej zasady nie można czynić obligatoryjnej reguły, wiążącej sądowi ręce.
Przestępcę drogowego musi spotkać adekwatna kara. Ma o niej zadecydować sąd, a nie populiści z Ministerstwa Sprawiedliwości, dramatycznie pragnący dziś utrzymać się na powierzchni politycznego bytu.
Dziękuję za dyskusję nad omawianym zagadnieniem całej Społeczności Dogmatów!
Zachęcam do cytowania analizy:
- M. Małecki, Przepadek pojazdu wg populistów: niekonstytucyjna represja i językowe oszustwo, Dogmaty Karnisty z 15.02.2022, dogmatykarnisty.pl