Niemal pół miliona porad udzielono w 2023 roku w ramach systemu nieodpłatnej pomocy prawnej i obywatelskiej – wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości. Jednak ten system, działający od 2016 roku, ma sporo wad, które w praktyce sprawiają, iż często korzyść z niego jest iluzoryczna. Według samorządowców i prawników wynika to ze słabego finansowania z budżetu, a także z dopuszczenia do doradzania osób nieprzygotowanych do tej roli. O tych problemach dyskutowano 8 marca podczas konferencji zorganizowanej w Bielsku-Białej przez tamtejszą Akademię Nauk Stosowanych oraz Naczelną Radę Adwokacką.
Teoretycznie system działa, bo punkty, w których są udzielane porady, nie narzekają na brak zainteresowania. Nie zawsze jednak korzystają z nich osoby rzeczywiście potrzebujące. Jak relacjonowali uczestnicy konferencji, zdarza się, iż po poradę przychodzi np. żona dobrze zarabiającego lekarza, by poradzić się w sprawie sprzedaży nieruchomości wartej miliony złotych. Bywa też, iż przychodzi osoba prowadząca spór w sądzie, by za darmo zweryfikować pracę obsługującego ją komercyjnie prawnika.
Jak zauważył adwokat Mariusz Hassa, wprawdzie osoby korzystające z darmowych porad wypełniają ankietę o swoich dochodach, ale w praktyce nie jest ona żadnym miernikiem zamożności czy ubóstwa.
– Niektóre osoby odwiedzające punkty pomocy wcale nie ukrywają, iż mają wysokie dochody – zauważa adwokat.
Taka sytuacja – co podkreślano na konferencji – wynika z nowelizacji ustawy regulującej ten system, która przed 2018 r. limitowała darmowe porady tylko do pewnych grup społecznych. Dziś beneficjentem takiej pomocy może być adekwatnie każdy.
Ale to nie koniec patologii. Kolejną jest ewidentne wprowadzanie w błąd osób korzystających z porad przez doradzające osoby, które nie są profesjonalnymi prawnikami. Efekty na co dzień widzi Mariola Adamiec-Witek, sędzia Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej, która orzeka w sprawach z prawa pracy.
– Zdarza się, iż ktoś wyrzucony z pracy chce walczyć ze swoim pracodawcą, ale wnosi pozew przeciwko niewłaściwemu podmiotowi, np. siostrzanej spółce o podobnej nazwie – relacjonuje sędzia. Dodaje, iż zdarzają się przypadki wnoszenia spraw, które są już przedawnione. Powód czasem błędnie podaje kwotę netto wynagrodzenia zamiast kwoty brutto.
– Wszystkie te przypadki łączy jedno: to są ludzie wpakowani na miny przez „doradzicieli” i „pojaśniaczy” – tak ironicznie określiła sędzia jakość usług świadczonych przez tzw. doradców obywatelskich. Chodzi o dopuszczoną w ustawie możliwość świadczenia nieodpłatnych porad przez osoby, które nie są zawodowymi prawnikami, ale ukończyły specjalny kurs. Obejmuje on 70 godzin zajęć, z czego tylko połowa dotyczy prawa.
W rezultacie osoby korzystające z tych porad są przeświadczeni, iż gdy np. zmieni się nazwisko dziecka, którego rodzice się rozwiedli, uchroni to takie dziecko przed obowiązkiem utrzymywania ojca, gdy ten na starość popadnie w niedostatek.
– Jesteśmy zdziwieni i przerażeni, gdy spotykamy takie osoby, wprowadzone w błąd przez osoby bez prawniczego przygotowania – powiedziała adwokat Izabela Białek.
– Mam marzenie, by stworzyć system kancelarii, finansowanych przez państwo, które w całości poświęcają się nieodpłatnej pomocy prawnej. Zapobiegłoby to przypadkom wprowadzania w błąd, a poza tym byłoby szansą dla wielu młodych prawników, którym po ukończeniu aplikacji nie zawsze łatwo od zaraz zbudować własną kancelarię i zaistnieć na ryku – postulowała adw. Dorota Kulińska, organizatorka konferencji.
Systemowi nie sprzyja słabe finansowanie ze strony państwa. Jak zauważył Grzegorz Kubalski, wicedyrektor biura Związku Powiatów Polskich, dzisiejsza kwota 5863 zł z budżetu państwa dla samorządów na działanie jednego punktu pomocy prawnej jest dość skromna.
– W 2016 r. wynosiła 5150 zł, a gdyby ją indeksować o stopę inflacji, to by wynosiła 7,7 tys. zł – zauważył Kubalski. Dodał, iż w ramach tej bazowej kwoty tylko ok. 350 zł można przeznaczać na sprawy „techniczne”, w tym wynajęcie lokalu. – Przy stawce 25 zł za metr kwadratowy, można wynająć 12-metrową klitkę i to bez wyposażenia – ironizował Kubalski.
Mimo takich niesprzyjających warunków, samorządy radzą sobie z prowadzeniem punktów, korzystając z posiadanych już zasobów. – W ubiegłym roku, w naszym powiecie, gdzie mieszka 111 tys. osób, udzieliliśmy nieodpłatnych porad 1553 osobom – relacjonowała Barbara Bandoła, starosta w Pszczynie. Jak zauważyła, działalność punktu pomocy stara się propagować poprzez lokalne media, podczas festynów i podobnych imprez, a choćby w miejskim szpitalu.
– Wprawdzie w szpitalnych salach porad nie udzielamy, ale staramy się docierać z informacją o pomocy prawnej wszędzie tam, gdzie są osoby potrzebujące pomocy prawnej, także pacjenci – mówi starosta.