Rok po Heweliuszu zatonęła Estonia pochłaniając życie 852 osób

1 dzień temu
Zdjęcie: Rok po Heweliuszu zatonęła Estonia pochłaniając życie 852 osób


Katastrofa promu „Estonia” z 1994 roku do dziś budzi emocje i pytania bez odpowiedzi. Zginęły wówczas 852 osoby, a przyczyny tragedii pozostają przedmiotem sporów. Najnowsze badania potwierdziły oficjalną wersję sprzed lat, ale dla rodzin ofiar to wciąż za mało.

Statek należał do estońskiego armatora Estline, miał 155 metrów długości i ważył ponad 15 tysięcy ton. Dla wielu osób znajdujących się na pokładzie, była to rutynowa przeprawa między krajami skandynawskimi.

Jak zatonęła Estonia?

Wieczorem 27 września 1994 roku prom MS Estonia wyruszył z Tallinna do Sztokholmu. Na pokładzie było 989 osób. Rejs przebiegał spokojnie do około godziny pierwszej w nocy, kiedy załoga usłyszała metaliczny huk. Kilkadziesiąt minut później jednostka zniknęła z radarów. W ciągu pół godziny ogromny prom zatonął na głębokości ponad 80 metrów. Na morzu panował chaos – szalupy ratunkowe nie dawały się spuścić, a wielu pasażerów nie zdążyło choćby opuścić kabin. Z 989 osób przeżyło tylko 137.

Fot: Estline AB.

W 1995 roku wrak uznano za morski grób, a jego naruszanie stało się przestępstwem. Decyzja miała chronić pamięć ofiar, ale w opinii części społeczeństwa tylko wzmocniła poczucie, iż coś ukryto.

W 1997 roku wspólna komisja śledcza Estonii, Szwecji i Finlandii ogłosiła raport, który uznano za ostateczne wyjaśnienie tragedii. Według niego przyczyną było oderwanie furty dziobowej – stalowej klapy osłaniającej wjazd na pokład samochodowy. Do środka wdarła się woda, statek gwałtownie stracił równowagę i przewrócił się.

Komisja wskazała też na błędy proceduralne – zbyt późny alarm, brak komunikacji z pasażerami, niesprawne sygnalizacje świetlne i brak odpowiedniego przeszkolenia załogi. Nie znaleziono natomiast żadnych dowodów na eksplozję, zderzenie z innym statkiem ani ingerencję z zewnątrz. Dodatkowe kontrowersje wywołały doniesienia, iż w ładowni mogły znajdować się tajne transporty wojskowe, przewożone ze Wschodu do Szwecji. Szwedzki rząd po latach potwierdził, iż dwa tygodnie przed katastrofą prom faktycznie przewoził sprzęt wojskowy, ale zapewnił, iż nie miało to miejsca w noc katastrofy.

Wrak promu MS Estonia spoczywa w wodach międzynarodowych pomiędzy Estonią, Finlandią i Szwecją, około 22 mil morskich (41 kilometrów) od fińskiej wyspy Uto, na głębokości od 74 do 85 metrów.

Oficjalny raport zamknął sprawę tylko na chwilę. W kolejnych latach pojawiały się głosy, iż katastrofę poprzedziło potężne uderzenie, a nie stopniowe zalanie pokładów. Swoje wątpliwości budziły też niejasności wokół listy pasażerów i losu kapitana Avo Pihta, który miał zostać uratowany, po czym zniknął bez śladu.

W 2020 roku film dokumentalny „Estonia: The Find That Changes Everything” znów ożywił emocje. Podczas badań wraku odkryto dużą dziurę w burcie statku, której wcześniej nie opisano w żadnym raporcie. Pojawiły się teorie o kolizji z okrętem podwodnym lub o eksplozji. W odpowiedzi Szwecja, Estonia i Finlandia powołały nową komisję ekspertów. Jej ustalenia ogłoszono w 2023 roku. Badania z użyciem kamer 3D i ok 45 tysięcy zdjęć potwierdziły, iż uszkodzenia kadłuba powstały, gdy wrak opadł na skaliste dno. Nie znaleziono żadnych śladów eksplozji ani kolizji. Ostatecznie stwierdzono, iż katastrofę spowodowały błędy konstrukcyjne furty dziobowej oraz wadliwe spawy.

Tragedia „Estonii” zmieniła jednak żeglugę na Bałtyku. Wprowadzono surowsze przepisy bezpieczeństwa, wzmocniono konstrukcje promów i udoskonalono procedury ewakuacji. Choć po trzech dekadach znamy oficjalne przyczyny katastrofy, wiele osób przez cały czas uważa, iż historia tego rejsu nie została opowiedziana do końca.

Część akt dotyczących tragedii pozostaje tajna do 2069 roku. To wciąż podsyca emocje i teorie spiskowe. Rodziny ofiar mają jednak nadzieję, iż pewnego dnia prawda o zatonięciu Estonii zostanie ujawniona w całości.

fot: Estline.EE

Idź do oryginalnego materiału