Tomasz Boniecki, znany w sieci jako Tomek_TV, samotnie przeczesuje polskie jeziora i Bałtyk, wydobywając z ich dna wszystko – od hulajnóg i rowerów po sieci, pułapki kłusownicze i rzeczy z potencjalnie kryminalnym tłem. Wśród setek przedmiotów najbardziej działają na niego te, które odsłaniają ludzką podłość: porzucone urny, zamknięte worki ze zwierzęcymi kośćmi czy elementy przemocy. Choć pod wodą widzi więcej, niż wielu chciałoby sobie wyobrazić, wciąż wraca tam, by zostawiać te miejsca w lepszym stanie, niż je zastał.
Jak zaczęła się Pana przygoda z nurkowaniem? Czy pamięta Pan swoje pierwsze zejście pod wodę?
Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się od mojego poprzedniego hobby, czyli poszukiwań wykrywaczem metalu. Byłem detektorystą i specjalizowałem się w poszukiwaniach wodnych – wtedy jeszcze tylko brodząc. Szukałem „skarbów” pogubionych na plażach i kąpieliskach. Z czasem było mi tego mało. Chciałem wiedzieć, co jest głębiej, co można tam zobaczyć i znaleźć. W naturalny sposób jedno hobby przerodziło się w drugie – w nurkowanie. Moje pierwsze prawdziwe zejście pod wodę odbyło się podczas podstawowego kursu nurkowego. Pamiętam, iż było to jezioro Ińsko.
Czy ma Pan swoje ulubione jezioro?
Moim ulubionym miejscem jest Bałtyk, ale jeżeli miałbym wskazać ulubione jezioro, byłoby to jezioro Dąbie przy moim rodzinnym Szczecinie. To ogromny, a zarazem bardzo płytki akwen – jego średnia głębokość wynosi jedynie około 2,5 metra. Bardziej przypomina rozlewisko. Ma jednak inne, bardzo interesujące cechy: bogatą historię, wiele tajemnic i jest praktycznie nieeksplorowane – nikt tam nie nurkuje. Dno w dużej mierze jest piaszczyste, więc jeżeli coś na nie upadnie, będzie leżało na wierzchu bardzo długo. Zimą zdarza się też bardzo dobra widoczność.
Czy do tego typu akcji potrzebne są jakieś specjalne certyfikaty, zezwolenia? Trzeba to gdzieś zgłaszać?
Nurkowanie w Polsce jest bardzo słabo regulowane. Z prawnego punktu widzenia nie trzeba mieć żadnych kursów, certyfikatów ani zezwoleń. Uważam, iż to skrajnie nieodpowiedzialne i na pewno nie polecam nurkować bez przygotowania – to prawie pewna droga do utraty zdrowia lub życia. Osobom, które chcą zacząć, polecam tzw. intro nurkowe – jednodniowe, próbne nurkowanie pod okiem instruktora. To świetna okazja, by sprawdzić, czy to hobby jest dla nas. jeżeli tak, kolejnym krokiem powinien być podstawowy kurs nurkowy.
Od lat oczyszcza Pan jeziora i Bałtyk. Co było najbardziej szokującym znaleziskiem?
Myślę, iż najbardziej szokującym znaleziskiem był zamknięty worek, w środku którego znajdowały się cegły i kości psa. Bardzo nieprzyjemnie wspominam to nurkowanie. To pokazuje, jak podli potrafią być ludzie.



Jak często schodzi Pan pod wodę? Czy to praca, hobby, sposób na życie?
To hobby, które niedawno przerodziło się w sposób na życie. Żeby się rozwijać, potrzebowałem więcej czasu w nurkowanie – teraz mam go wystarczająco. Nurkuję 3-4 dni w tygodniu. To dużo jak na nasze polskie warunki. Nurkowałbym jeszcze więcej ale głównym problemem jest pogoda.
Działa Pan sam czy ze wsparciem?
Nurkuję zawsze sam, ale często mam wsparcie powierzchniowe. To, co robię, jest nietypowe i czasochłonne, dlatego trudno znaleźć kogoś, kto chciałby robić dokładnie to samo i dostosować się do mojego stylu pracy. Mam uprawnienia do samodzielnego nurkowania i realnie nie potrzebuję partnera pod wodą. O wiele ważniejsze jest dla mnie wsparcie na powierzchni — logistyka to często najtrudniejsza część planu. Nurkuję w miejscach nietypowych, tam gdzie inni nie schodzą pod wodę. zwykle nie ma bliskiego dojazdu, a pokonywanie długich dystansów w pełnym sprzęcie ważącym około 70 kg nie należy do przyjemnych. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tworzenia materiałów — fotograf lub kamerzysta na powierzchni też jest potrzebny.
Czy zauważył Pan, iż po akcjach oczyszczania ludzie bardziej dbają o czystość w tych miejscach?
Niestety, nie sądzę. Ci, którzy wynieśli z domu dobre wychowanie, nie potrzebują uświadamiania. Natomiast ci, którzy tego nie mają, raczej się nie zmienią.
Przykład: jezioro Drawsko sprzątam regularnie, co miesiąc, od ponad dwóch lat. Wszyscy lokalni mieszkańcy o tym wiedzą, a mimo to nowe śmieci ciągle się pojawiają.
Jakie śmieci najczęściej trafiają się w polskich jeziorach?
Prowadziłem swoje statystyki. Największą grupę stanowią „śmieci ogólne, zmieszane”: plastikowe opakowania, butelki, kubki, przypadkowo zgubione przedmioty. Na drugim miejscu są śmieci związane z alkoholem: puszki i butelki po piwie. To pokazuje, jak duży problem z alkoholem ma nasze społeczeństwo. Trzecie miejsce zajmują śmieci po wędkarzach: puszki po kukurydzy, opakowania po robakach, żyłki, plecionki, przynęty.






Jak reagują ludzie, gdy widzą, co naprawdę leży na dnie?
Głównie są zaskoczeni tym, jak wielkim śmietnikiem są nasze wody. Ja sam byłem tym zdziwiony. Choć jest to negatywne zaskoczenie, pocieszające jest to, iż większość reaguje na to oburzeniem. A skoro nie ma zgody i nie ma znieczulicy, to jest szansa na zmianę.
Jak reaguje Pan, gdy trafia na rzeczy, które mogą mieć kryminalne tło?
Trudno ocenić, co mogło mieć kryminalne tło, a co jest zwykłą zgubą. Nóż, młotek, telefon, portfel czy torebka mogą być zarówno celowo wyrzucone, jak i przypadkowo zgubione. Jest tego tak dużo, iż jeżeli coś nie wzbudzi wyraźnych podejrzeń, zakładam, iż to zguba.
Jakie są największe niebezpieczeństwa? Czy zdarzyła się wyjątkowo ryzykowna sytuacja?
Oczywiście, iż były takie sytuacje — i co ciekawe, zawsze wynikały z nieodpowiedzialnych, głupich albo nielegalnych działań innych ludzi. Niebezpieczeństwa związane z samym nurkowaniem można minimalizować dzięki dobremu wyszkoleniu i sprzętowi. Nie da się jednak kontrolować zachowań innych. Byłem np. wielokrotnie łapany na wędkę przez wędkarzy — raz celowo. Wędkarz powiedział, iż „będzie miał fajną historię dla kolegów”. Rzucanie we mnie kamieniami też się zdarza — czasem przez dzieciaki, ale nie zawsze. Kiedyś w Bałtyku dorosły facet rzucał we mnie kamieniami, a gdy się wynurzyłem, stwierdził, iż myślał, iż jestem „jakąś foką” — jakby rzucanie w fokę było w porządku.
Najbardziej ryzykowne jest nurkowanie latem, gdy na wodzie jest najwięcej ludzi. Największe bezpośrednie zagrożenie stanowią skutery wodne, zwłaszcza na Bałtyku. Istnieją przepisy regulujące, jak blisko brzegu mogą pływać, ale mało kto je zna albo respektuje, a policja ich nie egzekwuje. Wielokrotnie skuter przepływał nade mną w miejscu, gdzie absolutnie nie powinien się znaleźć.



Co najbardziej motywuje Pana do działania, mimo chłodu, zmęczenia i trudnych warunków?
Nie potrzebuję szczególnej motywacji — to moje hobby i naprawdę lubię to robić. Samo nurkowanie daje mi ogromną frajdę. Satysfakcja pojawia się, gdy wiem, iż zrobiłem coś dobrego i zostawiłem miejsce w lepszym stanie, niż je zastałem. Nieważne, czy wyciągnąłem kilkaset kilogramów śmieci, znalazłem i unieszkodliwiłem pułapki kłusownicze, wypuściłem z nich ryby, czy wydobyłem sieci widma albo odnalazłem i zgłosiłem niewybuchy. Każda z tych rzeczy to dla mnie taka poboczna misja, którą lubię realizować.
Hulajnogi, rowery, opony, urny, torebki… Te znaleziska brzmią jak scenariusz filmowy. Czy któreś szczególnie zapadło Panu w pamięć?
Na pewno urna z prochami kobiety, którą znalazłem pod molo w Międzyzdrojach. Ktoś przesypał prochy z prawdziwej urny do szklanego, zamkniętego pojemnika i opisał go: „prochy mojej żony”. W środku był też przemoczony list od męża do żony. Nie otwierałem tego, nie ruszałem — zostawiłem dokładnie tak, jak znalazłem, na dnie Bałtyku.
Co dzieje się ze śmieciami po wydobyciu?
Jeśli jest ich dużo, wcześniej ustalam odbiór z gminą, na terenie której leży jezioro. Najczęściej zgadzają się na odbiór i utylizację na własny koszt — mimo iż formalnie nie muszą.
Zarządcą większości wód w Polsce są Wody Polskie. To oni powinni o nie dbać i je czyścić, a ogromny problem stanowi dla nich choćby odbiór śmieci zebranych przez wolontariusza. Mam o tej instytucji bardzo złe zdanie — nigdy nie zgodzili się odebrać zebranych odpadów i nigdy nie zareagowali na moje zgłoszenia o miejscach, które są dosłownie śmietnikami. Często ignorują zgłoszenia, a gdy sprawa zostanie nagłośniona, wydają oświadczenia, zapraszają na rozmowy, obiecują współpracę… i tylko na tym się kończy.
Jak edukować ludzi, by przestali traktować wodę jak kosz na śmieci?
Myślę, iż większości z tych osób nie da się wyedukować. Można nagłaśniać problem — tak jak ja to robię — i to na pewno ma jakiś pozytywny efekt, ale nie rozwiąże całości. Śmieci, które leżą w wodzie, często mają po kilkadziesiąt lat. Zdarza się, iż wyciągam butelki jeszcze z PRL-u. W Polsce potrzebne jest systemowe rozwiązanie. Państwo i istniejące instytucje powinny prowadzić takie działania. w tej chwili większość pracy wykonują wolontariusze, a tak nie powinno być. Wolontariusze powinni być wsparciem, a nie zastępstwem dla działań państwa.
Gratuluję zdobycia stopnia Extended Range Divemaster! Co ten etap zmienia w Pana nurkowaniu?
Dziękuję. To uznaniowy stopień wydawany przez federację, do której należę. Oznacza, iż jestem nurkiem technicznym i Divemasterem jednocześnie.
Nurek techniczny to kolejny etap po nurkowaniu rekreacyjnym — może nurkować głębiej i dłużej, wykonywać dekompresję, a poziom wyszkolenia i sprzętu jest wyższy.
Divemaster z kolei to pierwszy stopień profesjonalny (nie należy mylić z nurkiem zawodowym). Divemaster może zajmować się nie tylko sobą, ale też innymi nurkami: prowadzić grupy, nadzorować je, pełnić funkcję podwodnego przewodnika. Extended Range Divemaster może prowadzić nie tylko nurków rekreacyjnych, ale również technicznych.
zdjęcia / filmy: archiwum prywatne, Tomek_TV, Tomasz Boniecki

4 godzin temu







