Zwykłe procesy potrafią trwać latami. A na początku pandemii, kiedy sądy stanęły, mówiło się, iż grozi nam zapaść i zalew spraw o przewlekłość. Okazuje się jednak, iż ich liczba nieznacznie spadła. Pokazują to najnowsze statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości, które poznała „Rzeczpospolita”.
Wpływ wszystkich spraw do sądów w 2021 r. wyniósł 14 262 435. W tym samym okresie wniesiono 15 290 skarg na przewlekłość, co stanowiło zaledwie 0,11 proc. wszystkich spraw kierowanych do sądów w 2021 r. Wartości dla I półrocza 2022 r. wynoszą zaś odpowiednio 7 437 602 (wpływ), 7496 (skargi na przewlekłość) i 0,10 proc. (odsetek skarg w stosunku do wpływu).
Przypomnijmy, iż w poprzednich latach liczba skarg sięgała choćby 19 tys.
Rok czekania na termin
– To wydłużenie postępowania widać jednak w indywidualnych sprawach – mówi „Rz” adwokat Mariusz Paplaczyk, który nie chce się jednak wypowiadać na temat ogólnych statystyk. Jak dodaje, skarżący czekają na pierwszy termin w sprawie coraz dłużej – bywa, iż ponad rok. A przeciętnego obywatela nie przekonują tłumaczenia, iż sąd potrzebuje czasu w czynności techniczne, bo te zwykle kilka z jego perspektywy wnoszą do sprawy.
Zapytaliśmy sędzię Barbarę Piwnik, dziś już w stanie spoczynku, czy w swojej karierze miała sprawę przewlekłą, z której musiała się tłumaczyć przed wyższą instancją.
– Nigdy nic takiego jak skarga mi się nie przydarzyło – mówi „Rz” Barbara Piwnik. Przyznaje, iż może to wynikać z profesjonalnego przygotowania do sprawy i konsekwentnego wymagania profesjonalizmu od stron postępowania.
– Bywały procesy, kiedy trzeba było pełnomocników przywołać do porządku na sali – wspomina sędzia. Barbara Piwnik podkreśla też, iż proces karny, jak żaden inny, kusi do przewlekłości, a pełnomocnicy często próbowali to wykorzystać. – To sędzia jest gospodarzem na sali rozpraw, i to od jego przygotowania zależy, jak sprawa dalej się potoczy – zaznacza.
Jak jednak wytłumaczyć „pandemiczny” spadek spraw dotyczących przewlekłości?
– To był specyficzny czas. Sądy się przymknęły na obywateli, a ci ostatni też niechętnie wychodzili z domu i walczyli o swoje – mówi „Rz” Michał Garbacz ze stowarzyszenia osób walczących o sprawiedliwość.
Adwokat Michał Paplaczyk potwierdza, iż w ostatnich dwóch latach widać zwątpienie wśród klientów kancelarii. – Składając skargę, mogą uzyskać pieniądze, dziś ok. 3,5 tys. zł. Ale to nie wszystko. Ich sprawa, po przyjrzeniu się jej, ma szansę trafić na początek kolejki – uważa adwokat.
Potrzeba cierpliwości
Liczby nie kłamią – z roku na rok sądy działają wolniej i coraz dłużej czeka się na wydanie orzeczenia w prawie każdym wydziale, zarówno w pierwszej, jak i w drugiej instancji.
Najdłużej czeka się na orzeczenie w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń – ponad dziesięć miesięcy.
Niewiele lepiej jest w sprawach upadłościowych i gospodarczych. Ponad siedem miesięcy trzeba czekać na rozstrzygnięcie sprawy cywilnej. Krótsze terminy są tylko w sądach rodzinnych i karnych.
„Wskaźnik opanowania wpływu (stosunek spraw załatwionych do wpływających) w głównych kategoriach spraw zwiększył się o 14,6 proc. W pierwszym półroczu 2021 r. wyniósł 104,4, co oznacza, iż na każde 100 spraw, które wpłynęły do sądu, załatwiono 104,4. Sądy załatwiły więcej spraw, niż wpłynęło, a zatem również część spraw z poprzednich lat. To najlepszy wynik od 2012 r.” – czytamy w raporcie resortu sprawiedliwości.
Wynika z niego też, iż 30,4 proc. spraw zostało załatwionych w sądach za pośrednictwem systemów teleinformatycznych. To wzrost o 9,2 proc. Od lipca 2020 r. w trybie zdalnym odbyło się ponad 146 tys. rozpraw.
Liczby mówią swoje
Swoje dane, dużo mniej optymistyczne, ma Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia. Zdaniem organizacji w sprawie cywilnej procesowej czas trwania postępowania sądowego się wydłużył. Powód? Za mało sędziów w stosunku do liczby spraw wpływających do sądów, a w konsekwencji rosnące obciążenie pracą.
Dodatkowo do sądów trafiają sprawy wymagające większego nakładu pracy (np. dotyczące kredytów frankowych).