Tablice alimentacyjne, czyli swoisty "cennik" świadczeń na dziecko, miały być pomocą dla sędziów, mediatorów i rodziców. Zamiast tego wywołały falę krytyki, a teraz po cichu zniknęły z rządowych stron. Co poszło nie tak i co dalej z tablicami?
Czym są tablice alimentacyjne i po co powstały?
Tablice alimentacyjne to nowatorskie w polskim systemie narzędzie mające na celu uporządkowanie kwestii alimentów. Jak podkreślano od początku, nie jest to akt prawny, a jedynie forma "sugerowanego cennika" lub wskazówki.
Ich głównym celem było ułatwienie mediacji, orzekania wysokości alimentów, a także danie rodzicom przejrzystego obrazu potencjalnych kosztów utrzymania dziecka. W teorii miały one pomóc w obiektywnej ocenie, skrócić postępowania sądowe i zachęcić do zawierania ugód, opierając się na trzech kluczowych czynnikach: dochodzie brutto rodzica zobowiązanego do płacenia, wieku dziecka oraz liczbie dzieci na utrzymaniu.
Jak tłumaczyła wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, wprowadzenie tablic miało przynieść "większą przewidywalność oraz mniejsze napięcia związane z ustalaniem alimentów, a dla dzieci – szybsze zapewnienie odpowiedniego wsparcia finansowego".
Zgodnie z założeniami sędzia, mediator czy rodzic mógł w prosty sposób odnaleźć w tabeli widełki dochodowe, wiek dziecka i sprawdzić sugerowaną kwotę świadczenia. Autorzy nie spodziewali się, iż opublikowane wyliczenia wzbudzą aż tak skrajne emocje. Pomysł może i był dobry, ale zastosowany mechanizm nie do końca przemyślany, a przez to niesprawiedliwy.
Kontrowersje wokół "oderwanych od rzeczywistości" kwot w tablicach
Niemal natychmiast po publikacji tablic w mediach społecznościowych, zwłaszcza pod postami resortu sprawiedliwości, zawrzało. Internauci (nie tylko mężczyźni, ale i kobiety) zarzucili autorom, iż proponowane kwoty są drastycznie zawyżone i całkowicie "oderwane od rzeczywistości".
Wskazywano na skrajne przypadki, które pokazywały, iż zastosowanie się do tabel mogłoby prowadzić do absurdalnych sytuacji finansowych. "Ktoś, kto stworzył te tabele, jest oderwany od rzeczywistości. Ktoś zarabiający 16 tys. brutto co jest 11 tys. netto z 3 dzieci, będzie musiał oddawać jakieś 80 proc. swojej pensji" – grzmiał jeden z internautów.
Krytyka skupiała się na tym, iż wyliczenia nie uwzględniają realnych kosztów życia osoby płacącej alimenty, pozostawiając jej niewielkie środki na własne utrzymanie (poniżej opisujemy to szerzej). Mimo zapewnień, iż tablice to tylko drogowskaz, a sąd i tak każdą sprawę rozpatruje indywidualnie, mleko się rozlało. Głosy oburzenia były na tyle silne, iż ministerstwo nie mogło ich zignorować.
Tablice z kwotami alimentów znikają z sieci. Co z nimi było nie tak?
Po fali krytyki Ministerstwo Sprawiedliwości usunęło ze swoich stron internetowych zarówno same tablice, jak i późniejszy komunikat wyjaśniający, jak je interpretować. "Cennik" jest jednak dalej w poście na profilu resortu na Facebooku (zachowały się też tam też głosy oburzenia) i krążą w sieci.
"Rzeczpospolita" przytacza konkretny przykład podany... przez sam resort, który pokazuje główny problem z tablicami: przy dochodzie 9000 zł brutto (ok. 6465 zł netto na umowie o pracę) i trójce dzieci, łączna kwota alimentów wyniosłaby 5280 zł. Oznacza to, iż rodzicowi zobowiązanemu do płacenia na życie zostałoby zaledwie 1085 zł – a to kwota zbliżona do minimum egzystencji.
Gdzie tkwił błąd? Autorzy zestawili kwoty brutto (dochodów) z netto (alimentów). W rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Iwona Sepioło-Jankowska z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu stwierdziła, iż choć sam zamysł stworzenia widełek jest krokiem w dobrą stronę, to forma budzi poważne wątpliwości.
– Najpoważniejszym mankamentem jest sposób przeliczenia dochodów i kwot alimentów. W tabeli zastosowano dochód brutto osoby zobowiązanej, czyli kwotę przed opodatkowaniem i oskładkowaniem, a następnie zestawiono go z sugerowaną wysokością alimentów netto, czyli "na rękę". Taki sposób kalkulacji jest mylący – wskazała ekspertka, dodając, iż tablice zupełnie ignorują też różnorodność form zatrudnienia, jak działalność gospodarcza czy umowy cywilnoprawne.
Co dalej z tablicami alimentacyjnymi? Resort zapowiada poprawki
Wiceministra Zuzanna Rudzińska-Bluszcz opublikowała na portalu X oświadczenie, w którym przyznała, iż projekt tablic wymaga ponownego rozpatrzenia i wprowadzenia poprawek.
"Tablice alimentacyjne mają pomagać, a nie wzbudzać kontrowersje. Dobro dziecka jest wartością nadrzędną, ale nie możemy pomijać głosu rodziców. Wsłuchując się w Państwa uwagi, ponownie je przeanalizujemy, skonsultujemy tablice raz jeszcze z ekspertami i organizacjami społecznymi" – zapowiedziała.
Wygląda więc na to, iż sam pomysł nie został porzucony. To jego obecna wersja trafiła do kosza.