Czas na ustawę definitywnie zamykającą frankowy problem, który zaczął dotykać nas wszystkich.
Temat interwencji legislacyjnej w relacje banków z kredytobiorcami frankowymi jest mi znany wyłącznie z przekazów medialnych. Nie wiem, ile prawdy jest w doniesieniach dziennikarzy o rzekomych pracach nad projektem ustawy. Nie mam pojęcia, jaki hipotetyczny model zamknięcia sporu projektodawca przyjmie, nie posiadam też informacji w przedmiocie „politycznego planu” jej procedowania – tj. który z podmiotów konstytucyjnie uprawnionych wystąpiłby z inicjatywą ustawodawczą, jak zachowają się parlamentarzyści oraz jaką decyzję podjąłby prezydent.
Nie mam natomiast wątpliwości co do dwóch rzeczy. Po pierwsze, iż problem urósł do stanu, w którym konieczne jest poważne rozważenie scenariusza ustawy definitywnie zamykającej spory frankowe. Nie ze względu na dobro banków, kredytobiorców czy sądów – ale nas wszystkich. Dobro wspólne i interes publiczny to kategorie, którymi powinny kierować się władze publiczne, w tym prawodawca. A w zgodzie z nimi jest wyjście z kryzysu gospodarczego, powstrzymanie rosnącej inflacji, a przede wszystkim zatrzymanie szaleństwa polegającego na wykorzystywaniu abuzywności do zdobycia darmowych mieszkań. Kto tego nie rozumie – niech zada sobie pytanie, czy w rzeczywistości takie prezenty występują. I niech zapozna się z aktualnymi doniesieniami zza granicy na temat zawirowań wokół Silicon Valley Banku oraz paniką, która zapanowała wśród obywateli niepewnych tego, czy odzyskają zdeponowane w bankach pieniądze.
Po drugie, ewentualny projekt ustawy musi być dobrze przemyślany, a jego konstrukcja legislacyjna bardzo rzetelna. Uważam, iż od strony konstytucyjnej oraz w świetle wymagań poprawnej legislacji da się to zrobić, choć nie będzie to łatwe wyzwanie.
Pamiętajmy, iż w niektórych krajach właśnie w ten sposób wygaszono problem kredytów indeksowanych oraz denominowanych – wkroczył ustawodawca i, choć towarzyszyły tej decyzji różne kontrowersje, skutecznie zamknął sprawę.
W końcu bawią mnie głosy komentatorów, zdaniem których rzekomo interwencji legislacyjnej sprzeciwiałaby się polska konstytucja czy tym bardziej „europejskie prawo konsumenckie” lub orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To nie tylko oczywista nieprawda, ale efekt przedawkowania wyrwanych z kontekstu tez orzeczniczych i jednostronnych interpretacji dyrektywy prowadzonych w duchu ideologii konsumenckiej, dla której nie liczy się proporcjonalność, umowa oraz zobowiązanie – a kilka dogmatycznie rozumianych haseł w stylu „ochrona konsumenta”, „abuzywność”, „cel dyrektywy” lub „efekt zniechęcający”.
Polski ustawodawca ma pełne prawo uregulować wybrane zagadnienia relacji kredytobiorcy z bankiem. I może to zrobić również w ten sposób, iż plan zdobycia darmowej nieruchomości lub kredytu bez opłat się jednak nie powiedzie.
Potwierdził to zresztą TSUE w niedawnym wyroku z 16.3.2023 r., C-6/22, Legalis w którym wielokrotnie wspomina o roli prawodawstwa krajowego. Np. w ustępie 22, w którym przypomina, iż to państwo członkowskie reguluje skutki unieważnienia umowy. Dodaje zresztą, iż preferowanym rozwiązaniem jest „zapewnienie przywrócenia sytuacji prawnej i faktycznej, jaka istniałaby w braku zaistnienia takiego nieuczciwego warunku”.
Nie ma tu zresztą ani słowa o darmowym kredycie czy nieruchomości w prezencie. Przywrócenie sytuacji prawnej i faktycznej nie polega też na tym, iż strona upadłej umowy zostaje z mieszkaniem (którego nie miała) i dodatkowymi roszczeniami wobec banku, a bank bierze na siebie wszystkie koszty.
W efekcie sugestie o ewentualnej odpowiedzialności odszkodowawczej względem frankowiczów od Skarbu Państwa za wprowadzenie takiej ustawy należy włożyć między bajki.
Dr hab. Krzysztof Koźmiński jest autorem publikacji poświęconych tematyce kredytów indeksowanych i denominowanych, prezesem Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki.