Być może gdyby nie wojna o sukcesję w rodzinie miliarderów, zwykłych Kowalskich zupełnie nie interesowałby fakt, w jaki sposób zarządzane jest imperium Zygmunta Solorza. Odkąd jednak rodzinne spory ujrzały światło dzienne, nie sposób nie zauważyć, jak bardzo Lichtenstein ma w nich najważniejsze znaczenie.
Ostatnio odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Wszyscy czekają na wyrok tamtejszego sądu. I zastanawiają się, czy może on zmienić on losy sukcesji.
Ale dlaczego akurat tam? I jakie to ma znaczenie? Zawiłości prawno-biznesowe mogą wydać się czarną magią dla kogoś, kto raczej się tym nie interesuje i nie miał z tym styczności. Spróbujmy więc po kolei wyjaśnić.
Prawnik: "To będzie prawna batalia na lata"
W Lichtensteinie zarejestrowane są dwie fundacje rodzinne Solorzów: TiVi i Solkomtel z siedzibą przy Kirchstrasse 12 w Vaduz.
Pierwsza skupia medialne i telekomunikacyjne spółki: TV Polsat, Polsat Cyfrowy, Polkomtel, Netia.
Druga – energetyczne. To m.in. Zespół Elektrowni Pątnów Adamów Konin i PAK energia atomowa.
Po co one Solorzowi?
W 2017 roku Tomasz Matwiejczuk, rzecznik Zygmunta Solorza-Żaka tak mówił o TiVi w rozmowie z "Parkietem": "Jest fundacją rodzinną, której fundatorem jest Zygmunt Solorz-Żak. Jej istnienie nie ma określonych ram czasowych. Została utworzona z myślą o przyszłości".
Do fundacji dołączył wtedy Cyfrowy Polsat. "Solorz-Żak uznał, iż w tym przypadku jest to najlepsza gwarancja zachowania w całości na długie lata tego, co jest jego dziełem, a co stworzył i budował przez całe życie od podstaw" – przekazał rzecznik.
Jednak dziś fundacje stały się polem rodzinnej walki.
Przypomnijmy. Według ustaleń polskich mediów 2 sierpnia 2024 roku Zygmunt Solorz przekazał notarialnie zarządzanie fundacją TiVi swoim dzieciom. Jednak 3 sierpnia postanowił zmienić decyzję, powołując się na "działanie pod wpływem błędu".
Czy mógł to zrobić? Czy miał do tego prawo? To dlatego sprawa trafiła do sądu w Lichtensteinie. I dlatego do czasu ogłoszenia wyroku, fundacja nie może zmienić prezesa Telewizji Polsat, którym jest jego młodszy syn Piotr Żak.
– Myślę, iż spór prawny przed sądem w Lichtensteinie może potrwać kilka lat. To, z czym teraz mamy do czynienia to dopiero zabezpieczenie, czyli etap tymczasowy przed adekwatnym rozstrzygnięciem sądowym. Nie wierzę, iż to się gwałtownie rozstrzygnie. To będzie prawna batalia na lata – przewiduje w rozmowie z naTemat mec. Paweł Osiński, który od lat zakłada fundacje rodzinne Lichtensteinie.
Czym jednak te fundacje w ogóle są? Bo na pewno nie tym, z czym powszechnie i najczęściej kojarzy nam się to słowo.
"Lichtenstein jest pod tym względem absolutnym topem światowym"
– Takie fundacje często są stosowane przez bogatych ludzi, którzy chcą mieć święty spokój. Założył je m.in. twórca InPostu Rafał Brzoska, czy twórca Ikei Ingvar Kamprad. Lichtenstein jest pod tym względem absolutnym topem światowym. Tam jest najlepsza jurysdykcja na świecie, jest stabilnie i jest kultura prawna. A u nas, choć też są fundacje rodzinne, co roku są zmiany – tłumaczy prawnik.
Lichtenstein był tu pionierem.
– To oni jeszcze w 1926 roku jako pierwsi wprowadzili współczesną koncepcję fundacji rodzinnej. Przepisy o fundacjach rodzinnych, które są w Austrii, na Wyspach Cooka, czy na Malcie są w dużej mierze kopią tego, co wprowadzili w Księstwie Lichtensteinu. Ich idea polega na tym, iż wydzielam swój majątek, po to, żeby był on bezpieczny, jeżeli ktoś będzie miał do mnie roszczenia. Przekazuję go podmiotowi trzeciemu, czyli fundacji rodzinnej, która nie jest moja, ale w praktyce to ja ją kontroluję, gdyż w statucie fundacji jest zapisane, iż najważniejsze uprawnienia mam ja, czyli fundator – tłumaczy mec. Osiński.
Obrazowo wyjaśnia to tak:
– Prowadzenie bardzo dużego biznesu wiąże się z bardzo dużym ryzykiem. Na przykład jest pani członkiem zarządu. Może się pani noga podwinąć, wspólnik może panią oszukać, skarbówka może mieć roszczenie... Wtedy zakłada się fundację. jeżeli zrobi się to we właściwym czasie, czyli zanim rozkręci się biznes, to gdy np. po 5 latach coś się stanie i wierzyciel zażąda zapłaty z pani majątku osobistego, pani mówi: "Nie mam. Przeniosłam 7 lat temu do fundacji rodzinnej w Lichtensteinie. Piszcie do sądu w Vaduz". I jeszcze proszę dodać, aby wynajęli kancelarię. Biorą 350 CHF.
– To od razu chłodzi gorące głowy. Fundacja rodzinna – dobrze założona – daje bezpieczeństwo i spokój – mówi prawnik.
"Zaletą dla wielu są kwestie spadkowe"
"Majątek przekazany Fundacji jest chroniony przed ryzykiem windykacji ze strony wierzycieli osobistych beneficjentów i fundatora", "Jak chcesz ochronić swój majątek i nie być pozwanym przez wierzycieli to załóż w Liechtensteinie fundację rodzinną" – przeczytacie na stronach niektórych kancelarii prawnych w Polsce.
Ale nie chodzi tylko o to.
Mec. Osiński tłumaczy to na stronie swojej kancelarii. "Bazując na moich doświadczeniach, wyróżniłbym trzy podstawowe powody, dla których zakładane są fundacje rodzinne" – pisze.
Oprócz ochrony majątku przez roszczeniami prywatnymi i ochrony majątku przed niestabilnością prawną i polityczną, to również zaplanowanie sukcesji majątku rodzinnego (uniknięcie konfliktów w rodzinie).
Pisze:
Inne kancelarie też to zaznaczają. Na przykład Kancelaria Radcy Prawnego Iwona Wójcik-Lis tak tłumaczy na FB:
"Zaletą dla wielu są kwestie spadkowe. Fundator ma dużą swobodę określenia kto dokładnie i na jakich zasadach może przejąć fundację rodzinną, w przeciwieństwie do polskiego prawa spadkowego, gdzie należny jest w takiej sytuacji zachowek".
Ale zwraca też uwagę: "Istotną kwestią jest, iż Liechtenstein nie jest stroną konwencji haskiej ani konwencja lugańskiej, wobec czego pozwanie takiej fundacji jest utrudnione".
Jak taka fundacja działa w praktyce?
Mec. Osiński tłumaczy, iż fundacja nie powinna zajmować się inną działalnością. – Może, ale nie powinna, bo wtedy będzie płacić większe podatki – zaznacza.
Podkreśla: – Fundacja nie prowadzi żadnej działalności. Jest podmiotem, który posiada udziały w polskich spółkach zależnych, przyjmuje dywidendy, może udzielić pożyczki. To wszystko. Ona jest na samej górze struktury, jest podmiotem zarządzającym. Pod nią jest spółka holdingowa, a pod nią wszystkie spółki zależne, które robią realny biznes.
Prawnik tłumaczy też, iż według przepisów Księstwa Lichtenstein przynajmniej jeden członek zarządu to może być tylko licencjonowany zarządca, czyli zatrudniony doradca z tego kraju.
– jeżeli założy tam pani fundację, z różnych powodów nie powinna pani wejść do zarządu. Fundacje obsługiwane są przez profesjonalne kancelarie powiernicze – zaznacza.
"Fundacja rodzinna to modny temat w Polsce"
Przy okazji wspomina, iż fundacje rodzinne to w ogóle modny temat w Polsce.
– Wyszła ustawa, ludzie rzucili na nie, bo myślą, iż to zabezpieczenie majątku. A to nie jest takie proste. Bo samo założenie fundacji nic nie zmieni, jeżeli pokłócimy się z rodziną. W Polsce byłoby to samo, co teraz jest w Lichtensteinie. Najlepiej byłoby rozproszyć władzę między siebie, rodzinę, doradców, adwokatów, ludzi, których zatrudniam i im płacę. Ale polski klient, zwłaszcza zamożny, ma problem z zaufaniem. Nikomu nie ufa. Chce trzymać wszystko w swoich rękach. Czyli ja albo dzieci – mówi.
Branżowy serwis prawo.pl analizuje, iż walka w rodzinie Solorzów pokazała, iż fundacja rodzinna w ogóle jest niebezpiecznym rozwiązaniem dla przyszłych spadkobierców.
– To kolejny dowód na to, iż fundacja nie zawsze rozwiązuje problemy rodzinne, jak czasem mylnie uważają osoby, które chcą taki podmiot stworzyć. Z jednej strony założenie fundacji rodzinnej może uprościć zarządzanie majątkiem, sukcesję, a także by opłacalne podatkowo, z drugiej – ułatwia wydziedziczenie spadkobierców, gdy pomiędzy nimi a fundatorem pojawi się jakiś spór – powiedział w rozmowie z portalem Adam Mariański, doradca podatkowy, adwokat.