Osoby często korzystające z YouTube niejednokrotnie sprawdzały, czy w obrębie platformy da się znaleźć pirackie filmy i seriale. Sytuacja taka wydaje się absurdalna w serwisie, w którym materiały wideo są demonetyzowane i usuwane z nierzadko błahych powodów, ale takie materiały są tam obecne. Raport przygotowany przez Adalytics i nagłośniony przez The New York Times nie pozostawia złudzeń: YouTube to mekka piratów.
Pirackie filmy i seriale na YouTube liczone są w tysiącach
Choć YouTube od lat inwestuje miliony dolarów w systemy wykrywania naruszeń praw autorskich, piractwo wciąż ma się tam dobrze. Setki, a choćby tysiące filmów, seriali, koncertów i transmisji sportowych trafiają na platformę bez zgody właścicieli praw. Czasami przyjmują postać przyciętych, rozciągniętych lub zniekształconych nagrań, mających oszukać algorytmy Content ID. Mimo iż platforma regularnie usuwa takie materiały, gra w kotka i myszkę z nieuczciwymi użytkownikami trwa w najlepsze.
Założyciel Adalytics, Krzysztof Franaszek, poinformował, iż w ramach badania zidentyfikowano ponad 9000 domniemanych przypadków naruszenia praw autorskich na YouTube. Wśród nielegalnie udostępnionych treści znalazły się pełnometrażowe filmy z Hollywood wciąż obecne w kinach, produkcje dostępne ekskluzywnie na platformie Netflix, popularne seriale oraz transmisje sportowe. Do wyboru, do koloru.
Impulsem do rozpoczęcia badania była sytuacja, w której kilku klientów Adalytics zauważyło, iż 60 procent ich budżetów reklamowych trafiało na filmy na YouTube, które zniknęły z platformy. Gdy materiał wideo zostaje usunięty, YouTube kasuje również powiązane z nim dane dotyczące emisji reklam. Franaszek podkreślił, iż klienci oczekują większej przejrzystości w kwestii wydatkowania środków reklamowych oraz informacji, jakiego rodzaju treści są przez te reklamy wspierane.

Setki milionów odsłon i… nic
Dlaczego nikt niczego nie robi z materiałami, których obecność jest prawdopodobnie zgłaszana administracji? Prawdopodobnie z tego samego powodu, dla którego Facebook wspiera oszustów i „przymyka oczy” na reklamy oraz innego rodzaju działalność przestępców. Brak osób mogących sprawnie, manualnie weryfikować treści i wadliwy system zautomatyzowany.
Łącznie nieautoryzowane nagrania wymienione w raporcie zebrały ponad 250 milionów wyświetleń. Wiele z nich, opublikowanych między lipcem 2024 a majem 2025 roku, pochodziło od największych wytwórni filmowych. Wśród pirackich treści znalazł się m.in. aktorski remake klasycznej animacji Disneya Lilo i Stitch, który swoją oficjalną premierę miał 23 maja 2025 roku. Do tego czasu film obejrzało już na YouTube ponad 200 tysięcy osób. Zdaniem autorów raportu mogło to przełożyć się na milionowe straty finansowe dla Disneya. O ile oczywiście osoby te zapłaciłyby za obejrzenie produkcji.
YouTube odbija piłeczkę, atakuje twórców raportu
Rzecznik YouTube, Jack Malon, odniósł się do zarzutów. Stwierdził, iż tylko w ciągu ostatniego roku system Content ID wykrył 2,2 miliarda materiałów potencjalnie naruszających prawa autorskie. Nie powiedział jednak, ile było oflagowanych w ten sposób niesłusznie, a ile było zwykłym copyright trollingiem.
Gdy YouTube wykryje nieautoryzowany materiał, właściciele praw mają możliwość usunięcia nagrania lub jego monetyzacji poprzez zarabianie na reklamach. Jak twierdzi Jack Malon, około 90 procent oznaczonych filmów pozostaje w serwisie, a 10 procent jest usuwane. YouTube nie analizuje treści wideo usuwanych na wniosek wytwórni.
Malon odrzucił również ustalenia przedstawione w raporcie Adalytics. Określił je jako nachalną próbę marketingową mającą na celu przyciągnięcie nowych klientów dzięki sensacyjnych i wprowadzających w błąd danych. Jego zdaniem nazywanie oznaczonych materiałów „nielegalnymi” bez uwzględnienia decyzji właścicieli praw świadczy o podstawowym braku zrozumienia tego, jak działa obecny system YouTube.
Jednym słowem: przestępstwo w ocenie YouTube jest naruszeniem zasad korzystania z serwisu tylko wtedy, gdy zgłosi je poszkodowany. Interesujące.