Nieraz spotkaliśmy się ze stwierdzeniem, iż bycie mamą lub zajmowanie się domem to też praca. Okazuje się, iż ten tok myślenia można przełożyć również na życie bez ślubu. Czy nasz wkład w np. opiekowanie się dziećmi, ma wartość finansową, którą można odzyskać po rozstaniu? Odpowiedź może wiele osób zaskoczyć.
Związek bez ślubu można rozliczyć jak małżeństwo. Nieoczywisty finał sprawy
Sąd Najwyższy w czerwcu tego roku orzekł w sprawie pewnie pary (sygnatura: I CSK 969/25). Przez lata żyli razem bez ślubu i mieli dzieci. On rozwijał działalność gospodarczą i stawiał dom, a ona zajmowała się domem, dziećmi i pomagała mu w firmie.
Sąd stwierdził, iż kobieta "działała w przekonaniu i w porozumieniu z pozwanym, iż wybudowany dom oraz rozwijana działalność gospodarcza będą służyć zaspokojeniu wspólnych potrzeb rodziny, którą mieli stworzyć".
Ich związek jednak się rozpadł. Mężczyzna był jedynym właścicielem majątku, a kobieta została z niczym. Postanowiła jednak walczyć o swoje w sądzie, domagając się jakieś zapłaty za lata swojego wkładu w ich wspólne życie. I... wygrała.
Sąd przyznał, iż należy jej się połowa jego majątku (czyli tak, jakby mieli ślub). Sprawa po apelacji trafiła aż do Sądu Najwyższego, który ostatecznie odmówił przyjęcia skargi mężczyzny. Tym samym podtrzymał korzystny dla kobiety wyrok. Ponadto jej eks musi jej oddać 5400 zł kosztów sądowych wraz z odsetkami.
Połowę majątku można odzyskać choćby po nieformalnym związku. Jest jednak warunek
Główny problem w takich sprawach polega na tym, iż konkubinat nie tworzy automatycznie wspólnoty majątkowej (w przeciwieństwie do małżeństwa). Prawo ma jednak asa w rękawie: instytucję bezpodstawnego wzbogacenia i nienależnego świadczenia.
Mówiąc ludzkim językiem: jeżeli jedna osoba inwestuje swój czas i pracę (np. prowadzenie domu, wychowanie dzieci) w związek z myślą o wspólnej przyszłości, a ta przyszłość nigdy nie następuje, to jej wkład staje się "świadczeniem nienależnym". Dlaczego? Bo cel, dla którego to robiła, czyli trwały związek i rodzina, nie został osiągnięty.
Sąd Najwyższy w swoim postanowieniu jednoznacznie to potwierdził, zgadzając się z sądem niższej instancji, że: "świadczenia powódki stały się świadczeniami nienależnymi w rozumieniu art. 410 k.c., w chwili odpadnięcia ich celu, jakim było wspólne życie". Zatem praca włożona w dom i rodzinę ma realną, wymierną wartość, której zwrotu można dochodzić po zakończeniu związku.
Mężczyzna twierdził, iż nie mieli być razem na zawsze. Sąd go wyjaśnił
Mężczyzna w tej sprawie bronił się, twierdząc, iż nigdy nie zamierzał się żenić, a ich celem było jedynie "pozostawanie stron w nieformalnym związku partnerskim, nie bezterminowo". Inaczej mówiąc, sugerował, iż od początku zakładali, iż ten związek kiedyś się skończy.
SN nie pozostawił na tej argumentacji suchej nitki. W uzasadnieniu padły dosadne słowa: "nikt przecież racjonalnie myślący nie decydowałby się na wspólne życie z drugą osobą oraz posiadanie potomstwa, gdyby przewidywał już w momencie zainicjowania relacji i jej realizacji, iż jest ona ograniczona w czasie i ulegnie zakończeniu".
Sąd podkreślił, iż posiadanie dzieci i budowanie wspólnego życia świadczą o chęci stworzenia trwałej rodziny, choćby jeżeli partner unikał rozmów o ślubie. To wyrok (można go przeczytać tutaj) dotyczący konkretnej pary, ale płynące z niego wnioski mogą być uniwersalne.