14 stycznia 1993 roku doszło do największej katastrofy w historii polskiej floty handlowej. Prom „Jan Heweliusz”, pływający pod polską banderą, zatonął podczas huraganu na Bałtyku, zabierając ze sobą życie 55 osób – pasażerów i członków załogi. Wrak statku spoczywa na głębokości 27 metrów u wybrzeży niemieckiej Rugii, a tragedia ta wciąż budzi emocje i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.
Prom, który wypłynął z portu w Świnoujściu o godzinie 23:30, miał dotrzeć do szwedzkiego Ystad. Zaledwie kilka godzin później sztorm, który osiągnął siłę 12 stopni w skali Beauforta, zamienił ten rejs w koszmar. O godzinie 5:12 prom przewrócił się do góry dnem, a około pięciu godzin później zatonął u wybrzeży Rugii.
Problemy były już wcześniej
Prom „Jan Heweliusz” wyruszył w swój ostatni rejs, przewożąc ciężarówki i pasażerów, mimo powracających problemów technicznych, takich jak przechyły, awarie konstrukcji i niepełne naprawy. Już od wodowania jednostki stan techniczny statku budził poważne wątpliwości, jednak prom pozostawał w eksploatacji, mimo kolejnych usterek.
– Prom powstał w 1977 r. w Norwegii i już trzy tygodnie po wypłynięciu w pierwszy rejs uderzył w nabrzeże w Ystad, co zapoczątkowało całą serię wypadków, niektóre z nich – nagłe przechyły w morzu o mało go już wcześniej nie zatopiły. Część z nich została zatajona w czasach PRL przez armatora i instytucje morskie, a dziennikarze o nich nie pisali, bo była cenzura. Już w nowych czasach, cztery miesiące po katastrofie podjęto decyzję, aby nie upubliczniać raportu Państwowej Inspekcji Pracy, który był miażdżący dla państwa polskiego i jego niektórych instytucji, właściciela statku – mówił w wywiadzie dla Polski Morskiej Adam Zadworny, autor książki „Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku”.
W ekstremalnych warunkach sztormowych ratownicy nie mogli dotrzeć na czas. W lodowatych wodach Bałtyku, przy temperaturach poniżej zera, o życie walczyło 64 osoby. Uratowano jedynie 9 z nich. Pozostałe 55 osób, w tym 20 członków załogi i 35 pasażerów, zginęło. Wiele ciał nigdy nie zostało odnalezionych. Zadworny zwraca także uwagę na kontrowersje wokół reakcji polskich służb ratunkowych w dniu katastrofy.
– Polskie ratownictwo przez wiele godzin nie ruszyło na pomoc rozbitkom. Pierwsi byli Niemcy i Duńczycy. W przypadku Niemców to byli ochotnicy, zwykli rybacy, którzy wyruszyli statkiem ratowniczym ‘Arkona’, i zawodowcy – ratownicy marynarki wojennej, którzy polecieli helikopterami, także na ochotnika, bo warunki były bardzo niebezpieczne – przypomina.
Znaczenie dla gospodarki morskiej
Zadworny zauważa też, iż katastrofa „Heweliusza” wpłynęła na postrzeganie polskiej żeglugi na arenie międzynarodowej.
– Warto też wspomnieć, iż po katastrofie ‘Heweliusza’ Szwedzi mocno atakowali polską konkurencję na Bałtyku. Słusznie wskazywali na skrywaną historię wcześniejszych wypadków ‘Heweliusza’, ale tamtejsi dziennikarze pisali też bzdury, jakoby załoga ‘Heweliusza’ była pijana. Nie mieliśmy wtedy na Zachodzie w tej sprawie dobrej prasy. Ale kiedy we wrześniu 1994 r. na Bałtyku zatonął, zbudowany w Niemczech dla Finów, prom ‘Estonia’, Skandynawowie o ‘Heweliuszu’ zapomnieli – opowiada.
Niewyjaśnione wątki i ludzkie dramaty
Katastrofa „Heweliusza” obrosła mitami i teoriami spiskowymi, m.in. o rzekomym przemycie materiałów wybuchowych. Teorie się pojawiają, wynika z braku pełnego wyjaśnienia sprawy. Państwo polskie zamknęło temat zbyt szybko, a procesy były pełne uchybień. choćby Trybunał w Strasburgu uznał w 2005 roku, iż polskie procesy w sprawie katastrofy były niesprawiedliwe.
Na promie pracowali ludzie z marzeniami i planami na przyszłość. Włodzimierz Szpilman, bosman, wcześniej służył w Marynarce Wojennej, marzył o podróżach do ciepłych krajów. Teresa Sienkiewicz, stewardesa, straciła męża na statku handlowym i musiała samotnie utrzymywać dzieci. Te historie pokazują skalę ludzkiego dramatu. Ocalałych marynarzy również dotknęła trauma. Jeden z nich po katastrofie spał wyłącznie przy zapalonym świetle, inny miał wrażenie, iż jego dom się przechyla, jakby wciąż był na morzu.
– Niektórym moim rozmówcom tragedia „Heweliusza” przypomina katastrofę tupolewa pod Smoleńskiem, bo tu też mamy do czynienia z zaniedbaniami, z lekceważeniem procedur, takim polskim „damy radę”. Do tego te teorie spiskowe… W tej sprawie był wielki potencjał, dlatego filmowcy pracujący dla Netflixa produkują serial fabularny, w którym w rolę kapitana Andrzeja Ułasiewicza wciela się Borys Szyc – mówił Adam Zadworny Polsce Morskiej.
Pamięć o ofiarach
Mimo upływu lat wydarzenie to wciąż wywołuje silne emocje, a wspomnienia o ofiarach pozostają żywe wśród ich bliskich i środowiska marynarskiego. Każdego roku, 14 stycznia, w miejscach związanych z polską marynarką obchodzone są uroczystości upamiętniające ofiary katastrofy. Na Bałtyku, w miejscu zatonięcia „Heweliusza”, rodziny, marynarze i zainteresowani składają wieńce na wodzie. W portach opuszczane są bandery do połowy masztu, a załogi statków na chwilę wstrzymują pracę, by uczcić pamięć zmarłych minutą ciszy.
Katastrofa „Heweliusza” pozostaje jedną z najboleśniejszych kart w historii polskiej żeglugi. To również przestroga o konieczności dbałości o bezpieczeństwo morskie, zarówno w kontekście technicznym, jak i ludzkim.