
Unia Europejska wzywa USA do obniżenia ceł na stal z UE i zniesienia ich na towary z UE, takie jak wino i napoje spirytusowe, co wynegocjowano przy okazji rozmów na temat umowy ramowej USA z Unią Europejską. Ale Amerykanie zaczynają stawiać dodatkowe warunki, jak całkowita zmiana europejskich regulacji technologicznych, co zostawiałoby amerykańskim koncernom „wolną rękę” na rynku unijnym.
Porozumienie Unii Europejskiej z USA wprowadziło obniżone 15% cło USA na wiele towarów z UE, a UE zobowiązała się do zniesienia ceł na amerykańskie produkty przemysłowe, a także niektóre produkty rolne i spożywcze. Pozostały jednak inne cła celowane, w tym 50% cła na stal i aluminium z UE, które Unia Europejska w tej chwili wyrównała własnym 50% cłem na import stali powyżej określonego kontyngentu. Jednak, jak stwierdzono przy okazji rozmów, amerykańskie cła na stal i aluminium miały zostać obniżone, a Unia miała zlikwidować w stosunku do USA kontyngentowanie. Komisja Europejska liczyła na dokładnie określenie terminu tych obniżek czasie pierwszej wizyty w Brukseli sekretarza handlu USA Howarda Lutnicka i przedstawiciela handlowego USA Jamiesona Greera.
Jednak gwałtownie europejski komisarz ds. handlu Maros Šefčovic stwierdził, iż nie spodziewa się natychmiastowego przełomu w rozmowach ze swoimi amerykańskimi odpowiednikami.
„Myślę, iż dzisiaj nie chodzi o negocjacje. Chodzi o podsumowanie. Myślę, iż chodzi również o polityczną ocenę dwustronnych stosunków UE-USA” – powiedział.
Przyczyną zahamowania negocjacji jest, iż unijne zniesienie ceł ze względu na konieczność uzyskania na to zgody Parlamentu Europejskiego i rządów UE może dopiero nastąpić marcu lub choćby kwietniu 2026, co już spowodowało gniewną reakcję Waszyngtonu.
Unia zastosowała strategię pojednawczą – europejscy ministrowie chcą dyskutować na temat potencjalnej współpracy regulacyjnej, takiej jak samochody, zakupy energii z USA przez Unię, które w tym roku osiągnęły wartość 200 mld dolarów, oraz wspólne działania na rzecz bezpieczeństwa gospodarczego, szczególnie w odpowiedzi na chińskie ograniczenia eksportu pierwiastków ziem rzadkich i kontrole eksportu.
Jednak, mimo iż proces akceptacji przebiega zgodnie z planem, sytuacja stała się napięta. Pierwszym sygnałem było ograniczenie sprzedaży amerykańskich zaawansowanych chipów sztucznej inteligencji do państw Europy i potraktowanie ich jak państw Azji. w tej chwili pojawiła się dodatkowo kwestia ceł na stal i aluminium.
Poza tym, iż Stany Zjednoczone nałożyły 50% cło na te metale, od połowy sierpnia stosuje się je do ich zawartości w różnego typu 407 towarach „pochodnych”, choćby takich jak motocykle i lodówki. Więcej produktów pochodnych może zostać dodanych w przyszłym miesiącu. Unijni dyplomaci stwierdzili, iż takie działania wraz z perspektywą nowych ceł na ciężarówki, minerały krytyczne, samoloty i turbiny wiatrowe grożą zerwaniem lipcowego porozumienia.
„Jesteśmy w delikatnym momencie, Stany Zjednoczone szukają powodów do krytyki UE, ponieważ staramy się zmusić je do pracy nad stalą i innymi nierozwiązanymi sprawami” – powiedział Reuters jeden z dyplomatów UE.
Unia chce również, aby niektóre jej produkty były objęte niskimi cłami sprzed prezydentury Trumpa. Na unijnej liście znajdują się wina i napoje spirytusowe, oliwki, makarony, urządzenia medyczne i biotechnologie.
I tu zaczynają się problemy. Amerykański przemysł przetwórstwa spożywczego lobbuje w Waszyngtonie, zwłaszcza u Republikanów w Kongresie i w Białym Domu by podwyższone cła utrzymać jak najdłużej. Co ciekawe, w lobbing ten zaangażowali się także producenci win i spirytualiów.
Obecnie sekretarz handlu USA Howard Lutnick powiedział, iż Unia Europejska musi zmienić swoje regulacje cyfrowe, aby osiągnąć porozumienie w sprawie obniżenia ceł na stal i aluminium.
„Rozmawiamy z nimi o cofnięciu unijnych przepisów technologicznych. W zamian za to zaproponujemy atrakcyjną umowę dotyczącą stali i aluminium. Chodzi o to, aby jeżeli UE zniesie te ramy regulacyjne i uczyni je bardziej atrakcyjnymi dla naszych firm, mogą one skorzystać z inwestycji wartych setki miliardów, a być może choćby bilion dolarów” – powiedział Lutnick w wywiadzie dla Bloomberg Television.
Takie bezpośrednie wiązanie przez Lutnicka kwestii unijnych przepisów o usługach cyfrowych z kwestią ceł na stal i aluminium stawia Unię w trudnej sytuacji. UE konsekwentnie deklaruje, iż nie pozwoli innym krajom dyktować swoich przepisów technologicznych. Z drugiej strony wysokie cła na metale powodują spore szkody w różnych branżach, a cła na „pochodne” są już mocno dotkliwe.
„Jeśli chodzi o stal i aluminium, musimy uzyskać dodatkową ulgę. Wiele wyprodukowanych maszyn nie może zostać dostarczonych do USA, a nasze firmy odczuwają znaczny spadek sprzedaży” – powiedziała dziennikarzom 24 listopada niemiecka minister gospodarki Katherina Reiche.
Lutnick i Greer spotkali się już z Henną Virkkunen, wiceprzewodniczącą wykonawczą ds. suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji w Komisji Europejskiej. W trakcie spotkania Virkkunen podkreśliła znaczenie dwóch głównych unijnych przepisów technologicznych: ustawy o usługach cyfrowych i ustawy o rynkach cyfrowych, które regulują platformy i rynki internetowe. Zaproponowała praktycznie w zamian za zmniejszenie ceł na stal i aluminium ograniczenie przepisów dotyczących sztucznej inteligencji i ochrony danych, Lutnick i Greer zgodzili się… ale zażądali wycofania się UE ze wszystkich regulacji dotyczących technologii cyfrowych. Konsternacja w Brukseli była pełna i podczas briefingu po wizycie rzecznik Komisji Europejskiej powtórzył stanowisko Unii, iż nie będzie negocjowania przepisów technologicznych i podatkowych w ramach rozmów handlowych ze Stanami Zjednoczonymi.
„Tak, to absolutnie przez cały czas obowiązuje” – powiedział dziennikarzom rzecznik Thomas Regnier. Administracja Trumpa od dawna twierdzi, iż UE niesprawiedliwie traktuje amerykańskich gigantów technologicznych wskazując zarówno na unijne regulacje, jak i wysokie grzywny, które Komisja Europejska nałożyła na firmy, takie jak Google, któremu grozi kara antymonopolowa w wysokości prawie 3 mld euro. Unia odpowiada, iż jest to wyłącznie efekt działania tychże koncernów, które na rynku unijnym wprowadzają swoje wewnętrzne regulacje absolutnie nie licząc się z Unią, a firmy te z tych właśnie powodów mają przecież procesy antymonopolowe także w USA.
„Rozwiążmy nierozstrzygnięte sprawy. Zostawmy je za sobą. Opracujmy rozsądne ramy, w których te firmy będą mogły się rozwijać i budować” – powiedział Lutnick.
„To po prostu dyktat. Amerykanie żądają dla siebie specjalnych praw, których Unia nie może im dać, bo zamieniłyby Europę w rodzaj technologicznego Dzikiego Zachodu, gdzie największe koncerny z USA robiłyby co im by się podobało, płacąc przy tym podatki takie, jakie płacą średniej wielkości firmy europejskie. Poza tym byłby to precedens – jeżeli bowiem mogą to zrobić Amerykanie, to czemu nie Chińczycy? Oni też natychmiast zażądaliby wygodnych dla siebie zmian w regulacjach unijnych przystawiając Unii do głowy pistolet na przykład w postaci metali ziem rzadkich. Słowem, nadchodzą ciężkie czasy i nie ma co udawać, iż w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi mowa o jakiejkolwiek wzajemności” – powiedział ISBiznes.pl jeden urzędników unijnych odpowiedzialnych za konkurencję pracujących w Brukseli.

3 godzin temu






