Kable podmorskie, drony i incydenty w polskiej WSE tworzą dziś „najsłabsze ogniwa” bezpieczeństwa na Bałtyku. Sebastian Kalitowski tłumaczy, jak sabotaż można ukryć w statystyce wleczenia kotwic, ile kosztują naprawy zerwanych połączeń i co naprawdę wydarzyło się przy kablu SwePol Link. Pytamy też, czy drony – od FPV po morskie USV – to chwilowy trend, czy już stały element morskiej „wojny w szarej strefie”.
Polska Morska: Panie Sebastianie – kable podmorskie – dlaczego stały się celem i jak „gubią się” w statystykach zdarzeń?
Sebastian Kalitowski: Ponad 95% globalnego ruchu danych – transakcje bankowe, media społecznościowe, przechowywanie danych w chmurze, a choćby łączność wojskowa – przepływa przez sieć około 500 podmorskich kabli ułożonych na dnie mórz i oceanów. Rocznie odnotowuje się średnio 200 przypadków uszkodzeń kabli przez statki wlokące kotwicę. To świetne przykrycie dla celowych działań sabotażowych.
W działaniach sabotażowych statystyka jest bratem sabotażu. jeżeli dochodzi od zrywania kabli podmorskich spadającymi kotwicami co jest wynikiem błędu ludzkiego czy nawigacyjnego alb po prostu wynikiem ludzkiej niedbałości czy braku dobrego wyszkolenia. Rosja doskonale historycznie wie jak skuteczny jest sabotaż, a sabotaż statkiem handlowym jest tani, trudny do udowodnienia i daje świetne możliwości maskowania sprawcy. Co więcej jest bardzo trudno udowodnić umyślny charakter działań, które Sabotaż kabli na Bałtyku w 2024 roku i wielokrotne zerwanie podmorskich połączeń Tajwanu pokazują, iż nie jest to zagrożenie teoretyczne.
W erze cyfrowej współzależności, pojedyncze zerwanie kabla podmorskiego może sparaliżować państwa, sparaliżować firmy oraz komunikację . Od 2021 roku uszkodzone zostały na Bałtyku m.in. gazociągi Nord Stream, Nord Stream 2 i Balticconnector, a od października 2023 r. – co najmniej 11 kabli podmorskich. Sami Finowie w 2024 roku odnotowali 4 próby podejrzanego wleczenia kotwicy w okolicach gdzie przebiegają ich kable podmorskie.
Naprawę Balticconnectora, uszkodzonego przez chiński statek MV Newnew Polar Bear, oszacowano na 35 mln euro, a kabla energetycznego EstLink2 – na ok. 60 mln euro.

Polska Morska : W maju 2025 r. głośno było o zachowaniu rosyjskiej jednostki w pobliżu kabla SwePol Link. Jak Pan to odczytuje?
Sebastian Kalitowski: Nie sądzę żeby Rosjanie mieli zamiar sabotować i uszkodzić kabel SwePolu w czasie wspomnianego przez Panią incydentu. Rosyjski tankowiec z „floty cieni” MV Sun pojawił się w dniu 17 maja br. w okolicach gdzie leży kabel podmorski. Zachowywał się tak, jak mogłoby to wyglądać gdyby próbował zerwać kabel wleczona kotwicą po dnie.
Obserwując ruch statku widać, iż statek „włóczył się” w okolicach kabla, a potem bezpośrednio nad nim przepływał. Rzeczywiście mogłoby wyglądać to tak dla osób niewtajemniczonych jakby statek miał zamiar zerwać kabel. Mogło to sugerować jego „nieintuicyjne” zachowanie określające go jako „czerwona flaga”.
Po pierwsze ze względu na przynależność do rosyjskiej „floty cieni”, stwierdzone wcześniejsze incydenty związane z „manipulowaniem” AIS, a po trzecie ze względu na „nienaturalne” zachowanie. Wszystkie narzędzia do monitoringu ruchu podejrzanych jednostek, które dzisiaj wykorzystują systemy AI musiałyby statek zidentyfikować jako jednostkę podejrzaną tzw. „czerwoną flagę”. W Maritime Safety & Security testujemy jeden z takich programów do analizy sytuacji wywiadowczej na Bałtyku wykorzystujący AI i tak też przez nas MV Sun został wtedy zidentyfikowany.
Z drugiej strony należy jasno powiedzieć, iż statek nie łamał żadnych przepisów bo miał oczywiście prawo żeglować po naszej WSE i nie musiał choćby korzystać z prawa nieszkodliwego przepływu bo nie wszedł choćby na nasze wody terytorialne.
Reasumując i odpowiadając na pytanie dlaczego celem MV Sun nie był sabotaż należy wskazać, iż gdyby był taki cel tych działań prawdopodobnie sabotaż zostałby z powodzeniem przeprowadzony. Co więcej obawiam się, iż o tym iż doszło do zerwania kabla dowiedzielibyśmy się od operatora, który zidentyfikowałby jego zerwanie, a sam MV Sun prawdopodobnie zdążyłby udać się w kierunku Zatoki Fińskiej i pewnie znalazłby bezpieczne schronienie na wodach terytorialnych Rosji. Poza tym gdyby był to sabotaż prawdopodobnie statek ukrywałby swoją pozycję i aktywność nad kablem w systemie AIS chociażby wyłączając nadajnik. Z czym statki „floty cieni” nie mają najmniejszego problemu mimo, iż nie jest to zgodnie z przepisami międzynarodowymi.
Nasza reakcja była nazwijmy to „spóźniona” gdyż wysłaliśmy w rejon „wałęsania” się rosyjskiego tankowca z „floty cieni” nad naszym kablem podmorskim dopiero po trzech dniach od momentu pojawiania się go w jego rejonie i podjęcia przez niego podejrzanej aktywności samolot patrolowo-rozpoznawczy M28B Bryza. Dzień później w tamten rejon został wysłany również okręt.
Powinniśmy asystować i „patrzeć na ręce” MV Eventin gdy tylko rozpoczął „wałęsanie” przy kablu. Na nasze szczęście nie chodziło o zerwanie kabla, ale o przetestowanie naszej gotowości do identyfikacji zagrożeń w domenie morskiej.

Polska Morska: Drony na morzu — chwilowa moda czy trwały przełom? Co zmieniają w praktyce działań?
Sebastian Kalitowski: Pamiętam jeszcze kilka lat temu analizując potencjalne kierunki ataku na statki oprócz ataku z wykorzystaniem awionetki czy ultralekkiego samolotu wypełnionego ładunkiem wybuchowym rozważałem również atak z wykorzystaniem motolotni. Moja wyobraźnia i doświadczenie nie sięgały wtedy jeszcze do dronów latających bo nie były one jeszcze wykorzystywane.
Potem gdy w 2021 roku w ramach prowadzonych przez nas działań wywiadowczych spotykałem się ze świadkami pierwszego śmiertelnego ataku dronem latającym na statek MT Mercer Street zastanawiałem się kiedy dojdzie do następnych ataków z użyciem UAV przeciwko żegludze. Dzisiaj doświadczenia z Morza Czerwonego i Morza Czarnego pokazują jak drony latające są skuteczne w atakach na porty, obiekty morskiej IK czy statki. Nie sądziłem, iż nastąpi to tak gwałtownie i w takiej skali. Co więcej pojawił się bardzo tani i prosty w konstrukcji segment dronów latających FPV.
Za niecałe 1000 EUR konstruuje się śmiercionośne i skuteczne narzędzia bojowe do przenoszenia kilku kilogramów materiałów wybuchowych. Sięgają dzisiaj po nie także przestępcy działający domenie morskiej. Wykorzystując je do obserwacji sił policyjnych i wojskowych ale także do ich zwalczania. Kilka miesięcy temu było głośno, o tym iż kartele narkotykowe wysyłają swoich ludzi na wojnę na Ukrainę żeby zdobywali wiedzę z zakresu bojowego wykorzystania dronów. Na efekty nie musieliśmy długo czekać. Tydzień temu kolumbijski policyjny śmigłowiec UH 60 Black Hawk, który brał udział w misji zwalczania produkcji kokainy został zestrzelony przez drona FPV z ładunkami wybuchowymi. Policyjny śmigłowiec operował w rejonie działania FARC i Klanu Zatoki Perskiej. Zginęło 12 funkcjonariuszy, a 7 zostało rannych.
Wiele osób może nie kojarzyć ale przykłady bojowego użycia dronów morskich do ataków na inne jednostki to nie jedynie najbardziej znane medialnie wydarzenia na Morzu Czarnym w czasie wojny na Ukrainie. To znacznie dłuższa historia zaczynająca się od sterowanych siłami załogi „łodzi wybuchowych” – jednostek załogowych wypełnionych materiałem wybuchowym do tych autonomicznych i zdalnie sterowanych.
Wielu uważa, iż po raz pierwszy metodę ataku z wykorzystaniem „łodzi wybuchowej” zastosowano w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej kiedy to porucznik Unii William B. Cushing zatopił konfederacki pancernik CSS Albemarle łodzią – torpedą drzewcową w rzece Roanoke w dniu 27 października 1864 roku. Potem w działaniach asymetrycznych na morzu sięgano wielokrotnie po załogowe „łodzie wybuchowe” i robili to m.in. terroryści A Kaidy w atakach na USS Cole i MV Limburg czy MV M Star. Potem wielokrotnie sięgali po nie Tamilskie Tygrysy LTTE, którzy walczyli do 2009 roku o utworzenie niepodległego państwa tamilskiego w północnej i wschodniej części Sri Lanki. Następnie ten morski środek bojowy ewoluował do etapu zastąpienia załóg, które ginęły w czasie ataku systemami zdalnym sterowaniem „łodzi wybuchowych”.
Po raz pierwszy prawdopodobnie zrobili to w styczniu 2017 roku Huti atakując takim dronem wypełnionym ładunkiem wybuchowym saudyjską fregatę Al Madinah. Początkowo Huti konwertowali zwykłe motorówki czy skiffy rybackie typu jemeńskiego takie jak Blowfish na platformy bezzałogowe. Potem były to już całkiem dojrzałe i skuteczne konstrukcje takie jak Toofan 1 czy Toofan 2. Z powodzeniem dwa drony Toofan 2 zostały potem wykorzystane w dniu 12 czerwca 2024 roku na Morzu Czerwonym do ataku na MV Tutor, zmuszając w konsekwencji załogę do opuszczenia uszkodzonego statku, a kilka dni później powodując zatonięcie statku.

W ubiegłym miesiącu miałem robocze spotkanie z przedstawicielem producenta ukraińskiego drona morskiego SeaWolf, któremu przypisuje się historyczne pierwsze zniszczenie rosyjskiego myśliwca Su-30 przez drona pływającego. Po tym spotkaniu na którym miałem możliwość zapoznać się z możliwościami drona nie mogłem powstrzymać się od smutnej refleksji, iż jako kraj zaprzepaściliśmy oraz straciliśmy poważny potencjał i bardzo dużo czasu. W 2011 r. Akademia Marynarki Wojennej moja Alma Mater wraz ze Sportisem zrealizowali wspólny projekt budowy bezzałogowej jednostki nawodnej o nazwie Edredon, przeznaczonej do wykorzystania w celach militarnych oraz do zabezpieczania morskiej IK przed atakami terrorystycznymi. Trzeba sobie powiedzieć jasno byliśmy ponad 10 lat przed Ukraińcami w dziedzinie konstrukcji dronów morskich. Co prawda Edredon był sterowany radiowo ale nie byłoby żadnego problemu żeby dostosować go do dzisiejszych warunków oraz sterowania satelitarnego oraz wykorzystania go jako platformę bojową do przenoszenia głowicy bojowej i różnego uzbrojenia.
Wojna na Ukrainie wymusiła na Ukraińcach zmianę myślenia i dała zielone światło na implementacje rozwiązań proponowanych przez małe firmy prowadzone przez zapaleńców wręcz produkujących swoje drony w warunkach garażowych.
Cieszę się, iż mimo utraty posiadanego potencjału powoli w zakresie konstrukcji dronów morskich staramy się podążać małymi krokami we adekwatnym kierunku. Wierzę, iż tacy uznani producencie jak WB Group, która posiada ogromne doświadczenie w zakresie dronów latających będzie również w stanie dokonać wiele w domenie morskiej. Mam nadzieję, iż ich STORMRIDER, który już za kilka dni będzie miał woją premierę na targach MSPO w Kielcach po skutecznych testach gwałtownie wejdzie na wyposażenie naszych sił zbrojnych.
Nawet jeżeli STORMRIDER czy inny USV wejdzie na wyposażenie bardzo istotne stanie się wypracowanie taktyki jego użycia. Widziałbym jako najsensowniejszy wariant stworzenie autonomicznych grup operacyjnych dronów morskich stacjonujących nie w bazach morskich ale w zakonspirowanych miejscach na naszym wybrzeżu. Bazowanie w warunkach konspiracyjnych „pod przykryciem” zespołów dronów gotowych do ataków z wielu miejsc naszego wybrzeża utrudniało by ich zlokalizowanie i ewentualne zniszczenie ale przede wszystkim stworzyłoby możliwość podejmowania błyskawicznych działań bojowych z wielu punktów naszego wybrzeża. Genialne jest to, iż drony są niewielkie i można je przewozić na przyczepach oraz wodować chociażby z samochodu terenowego choćby na plaży co znacznie poprawia możliwości ich operacyjnego wykorzystania i utrudnia wykrycie dyslokacji oraz możliwość zniszczenia.
Warto wspomnieć, iż w lipcu na Bałtyku Rosjanie w czasie ćwiczeń „Lipcowy Sztorm” realizowali m.in. scenariusz ćwiczenia polegający na zwalczaniu dronów morskich USV przeciwnika. Takie ćwiczenia Rosjanie prowadzą stosunkowo często ale w czasie ćwiczeń po raz pierwszy dokonali również pokazu ataku drona BBKN Dandelion (ББKН Одуванчик) z głowicą bojowa w misji kamikaze atakującego stojąca jednostkę pływającą. Na wyposażeniu sił morskich Federacji Rosyjskiej znajdują się także inne drony USV: SARGAN, KATRAN, ZAFIR/ORCAN i MURENA 300 S.
Nie mamy zbyt wiele czasu by uruchomić produkcję różnych typów naszych bojowych dronów morskich.