Projekt wyspy energetycznej na Morzu Północnym ma zrewolucjonizować sektor energetyki odnawialnej, stając się symbolem technologicznej innowacji i ekologicznego rozmachu Danii. Jednak opóźnienia, rosnące koszty i problemy z pozyskaniem partnerów budzą wątpliwości o przyszłość tego monumentalnego przedsięwzięcia. We wtorek duński minister klimatu, Lars Aagaard, oświadczył, iż termin realizacji inwestycji przesunie się o co najmniej trzy lata – z 2033 na 2036 rok.
Wizja wyspy energetycznej
Ogłoszony w 2021 r. projekt zakłada budowę 80 km od wybrzeża Jutlandii sztucznej wyspy, która będzie kluczowym węzłem integracji i dystrybucji energii z offshore wind w regionie Morza Północnego. Jej powierzchnia ma wynieść 120 000 m², co odpowiada 18 boiskom piłkarskim, z planem dalszej rozbudowy do 460 000 m² (46 boisk). W początkowej fazie wyspa będzie obsługiwać energię z turbin o łącznej mocy ok. 3-4 GW, a w kolejnych latach przewiduje się możliwość zwiększenia jej zdolności choćby do 10 GW.
Projekt obejmuje również integrację zaawansowanych technologii magazynowania i konwersji, takich jak Power-to-X, czyli przekształcanie nadmiaru energii elektrycznej w paliwa odnawialne, w tym zielony wodór. Zastosowanie systemu przesyłu prądu stałego (HVDC) umożliwi sprawne dostawy zarówno do Danii, jak i do innych państw europejskich, wspierając transformację energetyczną na szeroką skalę.
Dodatkowo, wyspa ma pełnić funkcję logistycznego centrum operacyjnego, z portem dedykowanym instalacji i konserwacji farm wiatrowych.
Zmiana strategii finansowania i międzynarodowe negocjacje
Budżet projektu to ponad 30 mld USD, co czyni go największą inwestycją budowlaną w historii kraju. W ubiegłym roku Duńska Agencja Energetyczna ogłosiła, iż przedsięwzięcie będzie wymagało co najmniej 8 mld USD subsydiów ze środków publicznych, wywołując zaskoczenie i zaniepokojenie wśród opinii publicznej. Informacja ta znacząco podważyła założenia dotyczące autonomii finansowej przedsięwzięcia. Według wcześniejszych zapewnień projekt miał być bowiem realizowany według zasad rynkowych, bez udziału państwa.
Taki rozwój wydarzeń zmusił rząd do ponownego przemyślenia swojej strategii. Pierwotnie Duńczycy mieli zamiar przyciągnąć belgijskich inwestorów, ale ten plan upadł. Teraz zwrócono się w kierunku Niemiec. Negocjacje potencjalnym nowym partnerem są jednak czasochłonne, co wydłuża przewidywany termin realizacji co najmniej do 2036 r.
Offshore coraz droższy
Równocześnie inne duńskie projekty OZE także napotykają trudności. Ostatni przetarg na budowę morskiej infrastruktury wiatrowej o mocy 6 GW, który miał zostać rozstrzygnięty w tym roku, został przesunięty na kolejny. Farmy miały powstać do 2030 r., ale teraz ten termin staje pod znakiem zapytania.
Według analiz PwC, koszty rozwijania energetyki morskiej w Danii gwałtownie wzrosły w ostatnich latach. W okresie od 2021 do 2023 r. ceny technologii offshore wind zwiększyły się o 30-40%, co sprawia, iż inwestycje w ten sektor stają się ekonomicznie nieopłacalne.
Wyspa energetyczna ma być wizytówką skandynawskiej innowacji i zrównoważonego rozwoju. Aktualne wyzwania rzucają jednak cień na przyszłość tej inwestycji. Czas pokaże, czy Duńczycy zdołają przezwyciężyć przeciwności i doprowadzić projekt do skutku. Sukces przedsięwzięcia zależy od efektywnego zarządzania finansami i współpracy międzynarodowej, a jego realizacja może mieć najważniejsze znaczenie dla transformacji energetycznej w Europie.
Warto przypomnieć, iż duński rząd ma w planach również budowę drugiego, mniejszego hubu dla morskich elektrowni wiatrowych na wyspie Bornholm na Bałtyku.