Ile kosztuje nas uzależnienie od monopali?

1 dzień temu

Budowa morskich farm wiatrowych w Polsce dopiero się rozkręca, a już pojawiają się poważne problemy technologiczne, logistyczne i środowiskowe. W centrum uwagi znalazły się monopale, czyli stalowe fundamenty, które przez lata były standardem przy offshore wind. Dziś okazuje się, iż ten model – choć sprawdzony – niesie ze sobą szereg istotnych ograniczeń.

— Dziś za jednego monopala trzeba zapłacić choćby 12 milionów euro. A to tylko jeden element farmy. Do tego dochodzą problemy z dostępnością materiału – w Polsce nie ma ani huty, ani zakładu, który byłby w stanie wyprodukować i pospawać blachę 160-milimetrową – mówił Daniel Kisała podczas Bałtyckich Warsztatów Obronnych.

Koszt jednego monopala to choćby 12 milionów euro. A na każdą dużą farmę potrzeba dziesiątek takich elementów. Co więcej, Polska nie posiada ani jednej huty, która mogłaby wyprodukować blachy stalowe o grubości 160-200 mm, niezbędne do ich wykonania. Problem nie kończy się na produkcji. Brakuje także zakładów prefabrykacji, które byłyby w stanie formować i spawać te kolosy. W efekcie większość zamówień trafia do Chin.

Kisała zwrócił też uwagę na to, iż import z Chin to nie tylko długi czas realizacji i uzależnienie od globalnych łańcuchów dostaw. To także ryzyko opóźnień, wzrostu kosztów transportu morskiego i coraz mniej komfortowej pozycji negocjacyjnej dla europejskich wykonawców. W dodatku, jak pokazują wstępne realizacje na Bałtyku, co najmniej 20 monopali nie udało się „zabić”, czyli skutecznie osadzić w morskim dnie. Przyczyną są m.in. niedoskonałości badań geotechnicznych i nieprzewidywalność warunków gruntowych.

— Monopale były przez lata standardem w offshore wind, ale dziś widać, jak wysoką cenę płacimy za uzależnienie od tej technologii – finansowo, logistycznie i środowiskowo…. Większość zamówień trafia do Chin, a niektórych pali nie udaje się w ogóle zainstalować… Zdarza się, iż choćby co piątego monopala nie udaje się skutecznie osadzić. A mówimy o elementach kosztujących miliony euro, przywożonych z drugiego końca świata – dodaje.

Stalowe monopale są wbijane głęboko w dno morza – choćby na 30-40 metrów. Proces ten generuje ogromny hałas sejsmiczny, który ogłusza lub zabija morskie ssaki, m.in. morświny. Dla ekosystemu Bałtyku to jedno z najpoważniejszych zagrożeń, jakie niesie rozwój morskiej energetyki. Dlatego coraz głośniej mówi się o konieczności szukania alternatyw.

— Technologia ślizgowa pozwala budować choćby 8 metrów konstrukcji dziennie. W warunkach kryzysowych, takich jak zagrożenie infrastruktury, czas ma najważniejsze znaczenie… Pracowaliśmy nad betonem, który nie tylko wytrzyma 50 lat, ale też powstaje z recyklingu zużytych łopat turbin. Fundamenty grawitacyjne możemy budować tu, lokalnie. To nie tylko niższe koszty i większa trwałość, ale też impuls rozwojowy dla polskich firm i regionów nadmorskich – podsumowuje Kisala

Jedną z takich alternatyw są fundamenty grawitacyjne, wykonywane z betonu przy użyciu technologii szalunków ślizgowych. Są tańsze, możliwe do produkcji lokalnie i nie wymagają wbijania – po prostu stawia się je na morskim dnie. jeżeli więc słowa zamienią się w czyny, przed polską gospodarką morską otwiera się realna szansa na nowy rozdział – oparty na lokalnych możliwościach, nowoczesnych technologiach i długofalowym myśleniu o przyszłości.

zdjęcie poglądowe: envato.elements

Idź do oryginalnego materiału