„Panie mecenasie, czy my lekarze naprawdę nie możemy niczego zrobić z tymi szkalującymi opiniami pacjentów?” – tak rozpoczęła się moja rozmowa z klientką. Była to lekarka prowadząca praktykę w dziedzinie ginekologii, z wieloletnim doświadczeniem i uznaniem w swoim środowisku, jednocześnie ciesząca się zaufaniem wśród pacjentek.
Wystarczył jednak ten jeden feralny dzień, kiedy Jej dotychczasowy dorobek został zakwestionowany, a dotychczasowy porządek uległ zachwianiu. Sytuacja nie do pozazdroszczenia, niczym z prozy Kafki, ale w pełni zmaterializowana w jednej z prywatnych placówek medycznych. Jak do tego doszło?
Tło zdarzenia
Pacjentka została skierowana na wizytę do ginekologa przez położną, dysponując jedynie częściowo wykonane badaniami, gdyż w świetle tłumaczeń pacjentki „położna nie miała uprawnień do pobrania cytologii”, co nie było zgodne ze stanem rzeczywistym.
W przeszłości lekarka wielokrotnie informowała kierownictwo placówki o nieprawidłowej praktyce postępowania położnej, która kierowała pacjentki do ginekologa bez wymaganej, kompletnej dokumentacji, a nierzadko z samymi poleceniami skierowanymi do lekarza. Sprowadzało się to do tego, iż pacjentki były kierowane do lekarza przez wspomnianą położną bez jakichkolwiek badań. Bywało też, iż zgłaszały się do ginekologa ze skierowaniem podpisanym przez położną na pobranie cytologii i stopnia czystości pochwy, ale nie deklarowały chęci odbycia wizyty lekarskiej u ginekologa, jako iż ciążę prowadziła położna, a lekarz miał tylko „pobrać badania dla prowadzenia ciąży”.
Nieprawidłowość powyższej praktyki wynikała stąd, iż lekarz nie może wykonywać poleceń pacjentki, ani położonej, jako iż tylko on sam ponosi odpowiedzialność za zdrowie pacjentki w ciąży. Lekarka informowała pacjentki skierowane do niej przez wspomnianą położną, iż może wydać im skierowania i pobrać wszystkie badania, ale będzie to już prowadzenie ciąży przez lekarza, co wiąże się z wizytą lekarską, w trakcie której ginekolog będzie mógł dokonał oceny wyników badań, a w konsekwencji wziąć za nie odpowiedzialność.
Po zbadaniu pacjentki, lekarka stwierdziła stan zapalny, zaleciła odpowiednie leczenie i wykonanie cytologii po leczeniu.
Dwadzieścia pięć dni później pacjentka złożyła do placówki pismo reklamacyjne, z którego wynikało, iż powódka była dla niej „niemiła”, „nieuprzejma”, odmówiła wykonania cytologii z uwagi na stan zapalny, zamiast tego przepisała jej antybiotyk, którego ostatecznie pozwana i tak nie wykupiła i nie przyjęła. Wskazała, iż położna zbadała jej ponownie pH, które okazało się w normie, a nadto zleciła wykonanie posiewu z pochwy, które wykazało jedynie zakażenie GBS, czego miała świadomość. Reasumując pacjentka zarzuciła lekarce zachowanie wysoce nieprofesjonalne, narażające ją i jej dziecko na utratę zdrowia.
W pozwie o usunięcie skutków naruszenia dóbr osobistych, strona powodowa domagała się pisemnych przeprosin.
W odpowiedzi na pozew, wnosząc o jego oddalenie, pozwana pacjentka powołała się na wolność wyrażania opinii stanowiącą jeden z głównych fundamentów demokratycznego, pluralistycznego społeczeństwa.
Ostatecznie sprawa, w której występowałem, zakończyła się… wystosowaniem przez pacjentkę listu na adres pracodawcy mojej klientki.
Tym razem nie była to kolejna reklamacja, ale przeprosiny za podanie nieprawdziwych i krzywdzących zarzutów zawartych w piśmie reklamacyjnym. Jednocześnie pacjentka wyraziła ubolewanie, iż sformułowane przeze nią bezpodstawne zarzuty naruszyły cześć, godność i dobre imię ginekolożki oraz naraziły ją na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu lekarza.
Istota sprawy
O ile wrażenia z wizyty mogą mieć charakter czysto subiektywny, przy czym pacjentka w piśmie reklamacyjnym błędnie utożsamiła wyrażenie przez lekarza dezaprobaty w odniesieniu do nieprawidłowej praktyki położnej z nieuprzejmością ukierunkowaną w stronę pacjentki, tak w realiach sprawy lekarka poczuła się dotknięta pewnymi stwierdzeniami. Nie ulega wątpliwości, iż użyte sformułowania odnoszące się do jej zachowania, a mianowicie „wysoce nieprofesjonalne” i „narażające na utratę zdrowia” prowadzą w powszechnym społecznym odczuciu do naruszenia dóbr osobistych takich jak godność, cześć, dobre imię, pozycja zawodowa oraz autorytet w środowisku medycznym.
Wypada zauważyć, iż powyższymi zwrotami pacjentka nie tylko zarzuciła lekarce brak należytych kompetencji, ale również przypisała jej działanie wyczerpujące znamiona przestępstwa z art. 160 Kodeksu karnego, mając przy tym świadomość, iż brak było jakichkolwiek obiektywnych okoliczności wspierających takie twierdzenia. W tym czasie nie toczyło się bowiem żadne postępowanie (karne, dyscyplinarne) w stosunku do lekarce, która przepisując pacjentce lek na infekcję pochwy, przeznaczony dla kobiet w ciąży w istocie postępowała zgodnie z aktualną wiedzą medyczną i należytą starannością.
Zasady prawidłowego rozumowania i doświadczenie życiowe nakazują przyjąć, iż gdyby pacjentka rzeczywiście czuła się pokrzywdzona zachowaniem ginekolożki skorzystałaby ze swoich uprawnień denuncjacyjnych przed organami ścigania, czego jednak nie uczyniła. W rezultacie złożone w niniejszej sprawie pismo reklamacyjne służyć miało jedynie bezpodstawnemu zdyskredytowaniu powódki w jej miejscu pracy.
Pewnym truizmem wydaje się stwierdzenie, iż nie zawsze pacjent lub jego rodzina będą zadowoleni z leczenia, czy sposobu ich potraktowania przez lekarza. Prawo musi jednak postawić wyraźną barierę dla zachowań nieuzasadnionych i krzywdzących dla lekarza, w szczególności w sytuacjach, gdy krytyka zdeterminowana jest wolą obrażenia, czy zaszkodzenia w środowisku zawodowym. Cześć i dobre imię podlegają ochronie, a zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego naruszenie czci, może nastąpić zarówno przez pomówienie o ujemne postępowanie w życiu osobistym i rodzinnym, jak i przez zarzucenie niewłaściwego postępowania w życiu zawodowym, naruszające dobre imię danej osoby i mogące narazić ją na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu lub innej działalności.
Photo by Georgiy Datsenko (iStock).