Zgodnie z raportem Global Market Outlook opublikowanego w kwietniu przez Polskie Stowarzyszenie Fotowoltaiki, Polska znajduje się w tej chwili na 12. miejscu na świecie pod względem prognozowanego wzrostu sektora PV na lata 2024–2028. To ogromny potencjał – zarówno w skali gospodarki, jak i transformacji energetycznej. Jednak sukces tego sektora coraz częściej staje się zakładnikiem systemowych barier.
Inwestycje fotowoltaiczne, zwłaszcza w skali przemysłowej, grzęzną dziś w gąszczu nieczytelnych, czasochłonnych i nieprzewidywalnych procedur. Wbrew trendom światowym i unijnym, Polska nie stworzyła jeszcze ram prawnych, które realnie wspierają tempo transformacji energetycznej. Zamiast wykorzystać fotowoltaikę jako motor modernizacji, staliśmy się przykładem niewydolnego permittingu.
„Permitting hell” po polsku – diagnoza systemowych blokad
W raporcie obraz polskiego systemu inwestycyjnego dla PV został przedstawiony bez złudzeń: mamy do czynienia z klasycznym przypadkiem „permitting hell”.
Kluczowym problemem jest tzw. mechanizm łańcuchowego procedowania – każda decyzja administracyjna warunkuje możliwość wystąpienia o kolejną. Brakuje możliwości prowadzenia równoległych postępowań, co znacząco wydłuża cały cykl inwestycyjny.
Według danych z raportu, proces realizacji projektu PV trwa od 3 do choćby 6 lat – z czego znaczna część to czas administracyjnego impasu.
Największe bariery inwestycyjne koncentrują się wokół czterech obszarów: decyzji środowiskowych – które potrafią trwać 12–18 miesięcy, przy braku jednolitej interpretacji przepisów; planowania przestrzennego – gdzie nowelizacja u.p.z.p. może dodatkowo utrudnić lokalizację instalacji PV; przyłączeń do sieci – tu inwestorzy wskazują na arbitralność decyzji, brak transparentności i długi czas oczekiwania; braku równoległości procedur – system wymusza sekwencyjne działanie, co podnosi koszty i zwiększa ryzyko inwestycyjne.
Koszty zaniechania – dlaczego czas działa na naszą niekorzyść
Nad polskim sektorem PV wisi konkretna data: maj 2025 r., kiedy to mija termin implementacji unijnej dyrektywy RED III. Dokument ten zobowiązuje państwa członkowskie do uproszczenia i przyspieszenia procedur administracyjnych dla inwestycji OZE, uznając je za projekty leżące w nadrzędnym interesie publicznym.
Tymczasem Polska dokonała tylko częściowej transpozycji przepisów – 27 listopada 2024 r. o zmianie ustawy o odnawialnych źródłach energii oraz niektórych innych ustaw. Dalszą implementację dyrektywy RED III zakłada opublikowany 7 lutego 2025 r. projekt ustawy o zmianie ustawy o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych oraz niektórych innych ustaw (UD162), który wprowadza dodatkowe mechanizmy dotyczące mapowania potencjału OZE i wyznaczania obszarów przyspieszonego rozwoju OZE (OPRO). Nie rozwiązuje to jednak wielu barier systemowych.
Branża przestrzega, iż zaniechanie może mieć realne konsekwencje – nie tylko spowolnienie nowych inwestycji, ale choćby wycofanie się deweloperów z rynku czy postępowania przed TSUE i kary za niewdrożenie prawa unijnego.
Tym bardziej bolesne staje się porównanie z innymi krajami. Niemcy ułatwiają montaż mikroinstalacji bez rejestracji, Francja wprowadziła obowiązek instalowania PV na parkingach powyżej 1500 m², Czechy wdrażają krajowe mapy lokalizacji OZE i upraszczają procedury, Włochy stosują mechanizm „milczącej zgody”, który oznacza, iż jeżeli organ administracji publicznej nie wyda decyzji w określonym terminie, wniosek uznaje się za zatwierdzony - mechanizm ten znacząco przyspiesza proces wydawania pozwoleń, redukując ryzyko opóźnień wynikających z przewlekłości procedur administracyjnych.
Tymczasem polscy inwestorzy wciąż słyszą, iż „nie ma mocy przyłączeniowej”, „nie można złożyć wniosku bez wcześniejszej decyzji”, „proszę czekać na interpretację”. Jak wynika z ankiety PSF, ponad 85% respondentów ocenia obecny system jako nieprzewidywalny i zniechęcający do inwestycji.
Co dalej?
Zdaniem branży, jeżeli sektor fotowoltaiki ma przez cały czas odgrywać istotną rolę w transformacji energetycznej, konieczne będzie nie tylko dostosowanie przepisów prawa, ale także usprawnienie mechanizmów instytucjonalnych. Obecna sytuacja staje się weryfikacją zdolności państwa do skutecznej realizacji przyjętych celów klimatycznych — nie tylko na poziomie deklaracji, ale również praktyki administracyjnej.