Dziura budżetowa rekordowa, więc – wiadomo – trzeba ją czymś załatać. Jak wielu ekspertów twierdzi, czas reform dochodów podatkowych jest dobrym momentem nie tylko na zbilansowanie rosnących wydatków państwowych, ale także podjęcie kwestii sprawiedliwości społecznej. Pora zatem na odważne decyzje – wprowadźmy podatek od nadzwyczajnych dochodów obywateli. Absurd? No pewnie!
- Rząd w krótkim czasie zapowiada kolejne obciążenia fiskalne (m.in. bankowy, akcyza, cukrowy, opakowaniowy, cyfrowy), które coraz szerzej obejmują gospodarkę.
- Propozycje opodatkowania „niemoralnie wysokich zarobków” specjalistów czy przedsiębiorców pokazują, jak łatwo politycy próbują grać na emocjach społecznych.
- Daniny od „nadmiarowych zysków” tłumaczone są sprawiedliwością, w praktyce mogą zniechęcać firmy do inwestycji, prowadzić do szarej strefy i finalnie uderzać w zwykłych obywateli.
Nastała wielka podatkowa jesień. Liście powoli spadają, a podatki rosną. W niespełna kilka tygodni rząd zapowiedział wzrost podatku bankowego, akcyzy na alkohol, zwiększenie podatku od wygranych w konkursach, od nieruchomości, opłaty cukrowej, opakowaniowej, a także wprowadzenie podatku od telefonów. Na horyzoncie dodatkowo wyłaniają się nowe pomysły jak podatek cyfrowy. W większości mowa o podatkach sektorowych. Są jednak obszary w zakresie np. podatku dochodowego, gdzie ręka fiskusa jeszcze nie sięgała.
Chłód nierówności
Pomimo licznych instrumentów, które swego czasu wprowadzał Polski Ład, współczynnik Giniego – czyli podstawowa miara nierówności dochodowych, wynosi w Polsce 0,30. To co prawda mniej niż w np. w Hiszpanii (0,34) czy na Litwie (0,33), ale więcej niż w Słowenii (0,24) czy Czechach (0,24). Innymi słowy, Polska nie jest rajem egalitaryzmu. Co jednak najbardziej rażące, rozziew między elitą zarabiającą ponad 50 tys. zł miesięcznie brutto a medianą krajową (ok. 7,7 tys. zł brutto) rośnie. Według raportu OECD, górne 10 proc. gospodarstw domowych kontroluje ponad 40 proc. całkowitego majątku w Polsce. Dane nie napawają ciepłem.
Stąd należy poważnie pomyśleć o koncepcji dochodu maksymalnego lub innymi słowami i celami – podatku od nadzwyczajnych dochodów, nie tylko dla wybranych branż, ale i od osób fizycznych. Czymś niemoralnym jest osiąganie wysokich zarobków w profesjach związanych np. z bezpieczeństwem. Specjaliści od obronności czy inżynierowie w sektorze zbrojeniowym zarabiają nadzwyczajnie dużo w czasie, gdy Polska nie może czuć się bezpieczna swoich granic. Zarabiają na naszym bezpieczeństwie. Czym było ponadprzeciętne wynagradzanie lekarzy w czasie pandemii? Albo zarobki inżynierów dróg, gdy w Polsce budowano dopiero pierwsze kilometry autostrad. Praktyką wręcz niemoralną jest wysokie wynagradzanie w sektorach kluczowych, gdy dana branża napotyka strategiczne wyzwania. Jest to wręcz spekulacja na kryzysie państwowym porównywalna do sprzedawania powodzianom zgrzewki wody za 40 zł, z czym np. mieliśmy do czynienia podczas ubiegłorocznej powodzi w Kotlinie Kłodzkiej.
Podatek od nadzwyczajnych dochodów potrzebny od zaraz
Nie trzeba także dodawać, iż główną grupą, która osiąga nadzwyczajne zyski, są po prostu przedsiębiorcy. Ci kupują za te środki np. nowe, sportowe samochody, zamiast przekazać swoje zarobki na podwyżki dla tych, którym zawdzięczają swój wysoki status. Przedsiębiorca od nowego podatku nie zbiednieje. A jak mówią liberałowie, Pan Janusz Biznesu poradzi sobie w każdych warunkach.
Niemoralnie wysokie zarobki szokują zawsze i wszystkich. Stąd należy wprowadzić podatek od nadzwyczajnych dochodów. Konieczne jest ustalenie wysokości wynagrodzenia maksymalnego, nieprzekraczającego np. 3-krotności mediany w gospodarce – czyli na dziś około 20 tys. zł miesięcznie. Zysk ponad tą kwotę powinien być ograniczony 100 proc. stawką podatkową.
(…)
Cały felieton dostępny jest TUTAJ.