Czytam o wynikach jakiegoś sondażu na temat tego, czego Polacy chcą. Bodaj na trzecim miejscu znajduje się pragnienie obniżki podatków. Litości. Poziom obciążeń podatkowych w Polsce jest poniżej średniej unijnej. Ale chodzi choćby nie o to, bardziej o chorobę, która od dawna toczy nasze społeczeństwo. To nienawiść do własnego państwa. Jej odpryskiem jest niechęć do wszelkich podatków. Stałym elementem powszechnie powtarzanych sądów jest przekonanie, iż polskiemu państwu nie należą się żadne podatki, bo je zmarnuje. Nie mogę już słuchać tych wynurzeń przedstawicieli polskiej klasy średniej i wyższej (ostatnio np. cytowanych obficie przez „Gazetę Wyborczą” informatyków), iż może i chętnie by je płacili, ale nie w Polsce. Bo w Polsce wszystko zostanie zmarnowane i rozkradzione.
Są też tacy, wcale liczni, którzy pod wpływem bardzo u nas popularnej ideologii libertarianistycznej uważają, iż podatki jako takie to kradzież i należy je zlikwidować. Ale likwidacja podatków to przecież likwidacja państwa. Tymczasem państwo jest dobrem wspólnym. Należy je naprawiać i wzmacniać, a nie dążyć do jego faktycznej likwidacji czy przynajmniej zwijania się (państwo minimum to jeden z najgłupszych pomysłów politycznych). Nie ma zaś silnego i efektywnego państwa bez podatków. Kto inny niż obywatele ma je utrzymywać?
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 48/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym