Zderzenie marzeń z rzeczywistością

liderzyinnowacyjnosci.com 1 tydzień temu

Połączenie ambicji, kompetencji i charyzmy przynosi najlepsze efekty. Udowodniła to wielokrotnie Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, która z wykształcenia jest inżynierem, ale sukcesy zawodowe odnosi w wielu innych dziedzinach. Za swoje dokonania w działalności gospodarczej, samorządowej i politycznej, wyróżniona została tytułem „Honorowego Złotego Inżyniera” w 31 edycji plebiscytu Przeglądu Technicznego.

Dla absolwentki Wydziału Budownictwa i Architektury Politechniki Łódzkiej przyznanie takiego tytułu ma znaczenie?

To jest dla mnie wielki honor i zaszczyt. Bardzo dziękuję za to wyróżnienie. Nigdy nie przypuszczałam, iż jeszcze ktoś mnie doceni za moje zawodowe wykształcenie po tylu latach. Dyplom inżyniera już dawno odłożyłam do szuflady, a teraz poczułam powrót do korzeni, od których zaczynałam swoją drogę życiową.

Studia inżynierskie to był dobry pomysł na wybór drogi życiowej?

Na mój wybór wpłynęła tradycja rodzinna. Wśród moich najbliższych większość była inżynierami budownictwa, albo architektami, dlatego chciałam to kontynuować. Tradycja w narodzie, to przecież rzecz święta. Zawsze zresztą, miałam zacięcie do nauk ścisłych. W szkole ubóstwiałam matematykę, fizykę i chemię. Bardzo lubiłam się uczyć tych przedmiotów, bo wiedzę przyswajałam sobie z niezwykłą łatwością. Egzamin na Wydział Budownictwa i Architektury Politechniki Łódzkiej zdałam z jedną z najwyższych ocen, wśród wszystkich kandydatów. Studiowałam inżynierię środowiska, ponieważ uważałam, iż jest to kierunek przyszłościowy, związany z kształtowaniem i ochroną zasobów naturalnych, od których zależy los naszej planety. Okazuje się, iż po 40 latach od tamtej pory, przez cały czas jest to zawód przyszłościowy, a przed osobami z takim wykształceniem pojawiają się coraz to większe wyzwania.

Jakie plany zawodowe miała młoda pani inżynier po studiach ?

Studia skończyłam w 1983 roku, w czasach PRL. Mogłam wtedy zostać asystentką na uczelni, a później wykładowcą, ale moim marzeniem była budowa. Chciałam tworzyć coś, co byłoby namacalne i widoczne, czym można się cieszyć, dlatego po studiach zatrudniłam się w Kombinacie Budowlanym Zachód w Łodzi. Zaczęłam pracować najpierw jako inżynier stażysta, a potem jako inżynier budowy. Przez 4 lata byłam majstrem grupy robót sanitarnych na budowie i to był mój intrygujący świat. Życie wyglądało wtedy inaczej i nie zawsze nasze marzenia mogły się urzeczywistnić. Przed transformacją ustrojową działaliśmy w ramach systemu gospodarki nakazowo -rozdzielczej. Do realizacji były normy i zalecenia partyjne m.in. ile mamy oddać mieszkań do użytku w danym roku. Nikogo nie interesowała, ani jakość materiałów, ani jakość wykonanej pracy. Niemniej jednak, umiejętność rozwiązywania problemów, łączenia faktów i logiczne myślenie, dobrze się sprawdziły w mojej pracy po studiach. Podobnie zresztą jak otwartość i łatwość komunikowania się z otoczeniem.

Kierowanie załogą na budowie w czasach PRL nie było zbyt dużym wyzwaniem dla kobiety?

Przyznam, iż to nie były łatwe czasy, zwłaszcza dla „panienki z dobrego domu”, która po studiach trafiła na budowę. Wtedy co prawda, alkohol sprzedawano dopiero od 13.00, ale trzeźwość nie była mocną stroną wśród załogi. Przychodziłam do pracy o 4:00 nad ranem, żeby moi pracownicy nie weszli na budowę z promilami we krwi. Z drugiej strony, to byli jednak niesamowicie prostolinijni i porządni ludzie, którzy zawsze mówili szczerze co myślą i byli chętni do pomocy. Słabo wykształceni, a choćby zdarzali się tacy, którzy nie potrafili czytać ani pisać. Byłam tym niesamowicie zaskoczono, bo zupełnie się nie spodziewałam, iż mamy jeszcze w kraju takie osoby. W naszych relacjach na budowie nie było to jednak przeszkodą, bo wszyscy ciężko pracowali i ufali sobie wzajemnie.

Wiedza inżynierska zdobyta na studiach sprawdziła się w praktyce majstra grupy robót sanitarnych na budowie?

Miałam wiedzę teoretyczną wyniesiona ze studiów, ale brakowało mi doświadczenia. Praktyki studenckie miały zupełnie innych charakter. Dbano przede wszystkim o to, żeby student nie zrobił sobie jakiejś krzywdy na budowie, dlatego te zajęcia dalekie były od realiów. Kiedy zderzyłam się z rzeczywistością musiałam się nauczyć operowania koparką, spychaczem, gwintowania i skręcania rur i jeszcze wielu innych rzeczy. To było konieczne, żebym mogła sprawdzać i egzekwować wykonanie zadań wśród swoich pracowników. To była praca na akord, dlatego musiałam się sama przekonać co i w jakim czasie można faktycznie zrobić. Zależało mi, na rzetelnej i uczciwej ocenie ich pracy. Każdy wiedział co do niego należy, bo od tego zależała sprawna realizacja planów. Wszystko było precyzyjnie ustalone, co będziemy robić na budowie każdego dnia. Zdobyłam tam niezbędną w zawodzie praktykę. Dla inżyniera to był wspaniały czas, bo wiele się wtedy nauczyłam. Po latach mogę powiedzieć, iż to był dla mnie bardzo interesujący czas i mam z tej pracy chyba najlepsze wspomnienia. Szkoda, iż nie trwało to dłużej.

Dlaczego odeszła pani z budownictwa?

Nie odeszłam z budownictwa z własnej woli, dlatego iż przestało mi się to podobać. Musiałam niestety, zmienić branżę, bo kiedy nadszedł czas przemian na początku lat 90. XX wieku w Polsce kombinaty budowlane, mówiąc kolokwialnie, po prostu padły. W bardzo krótkim okresie skończyła się gospodarka na kredyt i praktycznie z dnia na dzień przestaliśmy budować obiekty i budynki mieszkalne. Jedyna rzecz, która przyszła mi wtedy na myśl, to wziąć sprawy w swoje ręce. Skoro dawałam sobie radę jako osoba zarządzająca w branży budowlanej, to postanowiłam spróbować sił we własnej działalności. To był zresztą taki czas, kiedy pragnęliśmy tej samodzielności i możliwości bezpośredniego stanowienia o sobie. Zrobiłam wtedy papiery mistrzowskie i czeladnicze z zakresu krawiectwa i otworzyłam mały zakład tekstylny, który produkował odzież. Dawało mi to duży impuls rozwojowy i odnosiłam sukcesy w tej branży. Prowadziłam ten biznes zgodnie ze wszystkimi wymogami prawa i dobrze zarabiałam. Moje umiejętności biznesowe dostrzegło duże przedsiębiorstwo polonijne, które wtedy powstawały i zaproponowało mi, żebym u nich prowadziła produkcję i handel. Później wciągnęła mnie w swoją działalność Łódzka Izba Przemysłowo – Handlowa i przez 6 kolejnych lat byłam jej dyrektorem.

Praca w samorządzie gospodarczym była spełnieniem oczekiwań dla osoby z dyplomem inżyniera?

Samorząd gospodarczy jest organizacją, która zrzesza przedsiębiorców z różnych sektorów i angażuje się w tworzenie korzystnych warunków do prowadzenia działalności biznesowej w firmach. Izba Przemysłowo-Handlowa (IPH) wpływa również na politykę gospodarczą rządu i państwa przez opracowywanie i składanie projektów dotyczących działalności gospodarczej. Jako dyrektor IHP walczyłam o sprawy drobnego i większego biznesu po upadku przemysłu lekkiego w Łodzi. Robiłam wszystko, żeby ten biznes mógł się w mieście odrodzić. Muszę przyznać, iż z determinacją angażowałam się w te działania. Samorząd gospodarczy za pośrednictwem swoich reprezentantów, ma bowiem realny wpływ na to co dzieje się w sferze prawodawstwa dla podmiotów gospodarczych. Skutek był taki, iż politycy zauważyli tę moją aktywność w tym zakresie i zaproponowali mi wstąpienie na ten niełatwy grunt, bo polityka nigdy nie była w kręgu moich zainteresowań.

Dała się pani bez obaw do tego przekonać?

Dostrzegłam w tym szansę dla Łodzi, która przez lata była zaniedbywana i lekceważona przez władze w PRL. Pomijano ją we wszystkich programach rozwoju społeczno-gospodarczego i traktowano miasto jako niechlubną pozostałość po burżuazyjnych czasach. Kiedy zostałam dyrektorem Łódzkiej Izby Przemysłowo-Handlowej kształtowała się nowa polityka i zaczęły powstawać partie polityczne, dlatego dałam się przekonać liderom Platformy Obywatelskiej do wstąpienia w jej szeregi. Wydawało mi się, iż zyskam dzięki temu skuteczniejsze narzędzie, aby zadbać o odbudowę i rozwój miasta, na czym bardzo mi zależało. Ścieżkę kariery zawodowej miałam już za sobą, ale zyskałam doświadczenie związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, które mogłam wykorzystać w pracy polityka.

Polityka spełniła te oczekiwania?

Niestety, cały czas mnie zawodzi. Miałam o niej zupełnie inne wyobrażenie. Starałam się zmieniać tę politykę od środka. Boli mnie to, iż szczególnie w obecnych czasach, skupiamy się na walkach z przeciwnikami politycznymi, a czasami także wewnętrznych. Interes zwykłych obywateli powinien być dla polityków najważniejszy. Stabilizacja i zmiana jakości życia Polaków na lepsze, dobry dostęp do służby zdrowia, nauki, rekreacji, sprawna komunikacja, a więc wszystko to, czym żyją ludzie. Myślę, iż Łódź w tych sprawach dobrze się odnalazła i wróciła na ścieżkę rozwoju. Pokazujemy, iż jeżeli się chce, to polityka może być dobrym narzędziem, żeby zmieniać świat na lepsze. Są ludzie, którzy myślą podobnie i w Łodzi robimy to razem od 15 lat kiedy jestem prezydentem miasta.

Bardzo wysokie poparcie społeczne w kolejnych wyborach samorządowych satysfakcjonuje prezydenta miasta?

Czuję się spełniona i mam ogromną satysfakcję, iż mieszkańcy doceniają to co dla nich robimy. Tylko podczas pierwszych wyborów w 2010 roku na prezydenta Łodzi była druga tura. Pozostałe trzy tury odbyły się z poparciem od 60 do 70%. Wśród największych aglomeracji to się rzadko zdarza. Jest to dla mnie wielkim zaszczytem, ale też jeszcze większym zobowiązaniem.

Jakie najtrudniejsze problemy stoją teraz do rozwiązania przed prezydentem Łodzi?

Patrząc z pozycji inżyniera, to przede wszystkim problemy infrastrukturalne. Łódź od połowy XIX wieku, była miejscem w którym zaczęto produkować i eksportować towary na rynek rosyjski bez cła. Miasto zaczęło się wtedy intensywnie rozwijać. W czasie wojny nie było zniszczone, ale z dawnych lat pozostała nam stara infrastruktura, która nigdy nie była przebudowywana. Budynki w większości są prywatne, bądź wpisane do rejestru zabytków. Wymagają gwałtownych remontów i rewitalizacji. Podobnie jest z drogami, które znajdują się w przestrzeni miasta. To są ulice o tej samej szerokości z czasów Łodzi przemysłowej, czyli przeznaczone dla wozów konnych i pieszych. To wszystko wymaga przebudowy. Remonty kamienic, modernizacja ulic, tworzenie nowych przestrzeni publicznych oraz rozwój terenów zielonych to tylko niektóre z działań. Miasto kryje w sobie sieć zapomnianych rzek i strumieni, które przez lata zostały ukryte pod ziemią. Dziś stawiamy na ich renaturyzację i przywracanie mieszkańcom oraz tworzenie atrakcyjnych miejsc rekreacji. Dzięki tym działaniom Łódź nie tylko zyskuje nowe przestrzenie przyjazne mieszkańcom, ale także odbudowuje swój związek z naturą. Można powiedzieć iż moje życie zawodowe zatoczyło koło, bo zajmuję się infrastrukturą i inżynierią środowiskową w mieście. Choć sam tego nie robię, to sprawuje pieczę nad tymi inwestycjami. Jednym z bardzo ważnych przedsięwzięć jest także budowa Tunelu Średnicowego, który umożliwi przejazd pociągów dalekobieżnych i aglomeracyjnych, czyniąc Łódź jednym z najważniejszych węzłów kolejowych w Polsce. Stajemy się nowoczesnym miastem z duszą, otwartym na przyszłość, a jednocześnie szanującym swoją historię.

Sukcesy zawodowe pani prezydent już znamy, a jaki jest największy sukces w życiu osobistym?

Moim sukcesem osobistym jest mój cudowny syn Robert, który jest artystą po ASP i robi wiele wspaniałych rzeczy. Niedawno skończył też mechatronikę i uzyskał drugi zawód. Jestem z niego bardzo dumna, ale publicznie się nim nie chwalę, bo zawsze staram się rodzinę trzymać z dala od polityki i spraw miasta. Nie chcę łączyć ze sobą tych dwóch światów. Moim marzeniem zawsze było jednak to, żeby moim bliscy zostali w Łodzi i nie musieli szukać dla siebie innego miejsca w Polsce czy na świecie. Jestem szczęśliwa, iż tak się stało i iż Łódź staje się miastem coraz piękniejszym i przyjaznym do życia pod każdym względem .

Rozmawiała Jolanta Czudak

Wywiad ukazał się w lutowym wydaniu Przeglądu Technicznego

Idź do oryginalnego materiału