Czego UE może się spodziewać po drugiej kadencji Trumpa?

1 miesiąc temu

Europejscy decydenci zastanawiają się co zrobić po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, zwłaszcza jeżeli chodzi o groźbę nałożenia nowych ceł na import z UE. Istnieje duże niebezpieczeństwo, iż Unia Europejska przesadzi i zdecyduje się uderzyć jako pierwsza.

Jest to możliwe, ponieważ rozejm w sprawie własnych ceł odwetowych UE w stosunku do wcześniej ogłoszonych amerykańskich wygasa w marcu 2025 roku. Nie trzeba być geniuszem politycznym, by zrozumieć, iż „uderzenie jako pierwszy” nie jest najlepszym sposobem na radzenie sobie z Donaldem Trumpem, choćby jeżeli niektórzy, jak były ambasador Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie, Lord Darroch, wierzą, iż Trump uderzy pierwszy, a następnie powie krajom: „Jeśli chcesz ich zniesienia, co zamierzasz zrobić, aby wyrównać stosunki handlowe?”.

Sztuka porozumienia

Wszyscy zgadzają się, iż z Trumpem zawsze można dojść do porozumienia. W 2018 roku napisał on na Twitterze: „Unia Europejska przyjeżdża jutro do Waszyngtonu, aby negocjować umowę w sprawie handlu. (…) Mam dla nich pomysł. Zarówno USA, jak i UE znoszą wszelkie cła, bariery i subsydia! To wreszcie można by nazwać wolnym rynkiem i sprawiedliwym handlem! Mam nadzieję, iż to zrobią, jesteśmy gotowi – ale tego nie zrobią!”.

Jak ujął to szwedzki klasyczny liberalny myśliciel Johan Norberg: „Opłaty celne Trumpa zaszkodzą przede wszystkim Amerykanom. Europa nie powinna reagować, krzywdząc Europejczyków cłami odwetowymi, ale oferując alternatywne umowy, które mogłyby skusić Trumpa i pogłębić wolny handel z globalną koalicją chętnych”.

„Uważamy, iż cła będą musiały poczekać”, być może do roku, napisali analitycy Barclays po wyborach. Podobno również rząd Wielkiej Brytanii uważa, iż Trump prawdopodobnie złagodzi swoje ogólne podejście do ceł, ponieważ spowodowałoby to wzrost inflacji w USA. Brytyjscy ministrowie uważają, iż zamiast tego Trump prawdopodobnie zastosuje podejście sektorowe, koncentrując się na opłatach celnych na stal, aluminium, technologię i samochody.

Scott Bessent, zarządzający funduszem hedgingowym, który jest faworytem do objęcia stanowiska nowego sekretarza skarbu Donalda Trumpa, podkreślił, iż plan Trumpa dotyczący ceł będzie „etapem negocjacji”. Co ciekawe, pojawiły się pierwsze oznaki sygnalizujące pewną elastyczność Trumpa. Według jednego z raportów rozważa on zwolnienie brytyjskiego eksportu z ceł. Co ważne, rząd Wielkiej Brytanii już zasygnalizował, iż nie będzie uciekał się do ceł odwetowych wobec USA w przypadku wojny handlowej, obawiając się, iż taki ruch tylko sprowokuje Donalda Trumpa i przyniesie niewielkie korzyści.

Jeśli premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer przyjąłby umowę oferowaną przez Trumpa, prawdopodobnie obejmowałaby ona rzeczy, które utrudniają Wielkiej Brytanii zobowiązanie się do dostosowania regulacyjnego do UE.

Koniec z uzbrajaniem handlu

Byłaby to pozytywna rzecz. Zwiększona tendencja UE do uzbrajania handlu poprzez przeciążanie negocjacji handlowych wymaganiami regulacyjnymi dla partnerów handlowych jest głęboko niepokojąca dla wszystkich, kto wspiera wolny i otwarty handel. W idealnym świecie Wielka Brytania nie musiałaby poświęcać handlu z UE w celu zwiększenia wymiany handlowej z Ameryką. Staje się to jednak trudne ze względu na zapał UE do łączenia handlu z regulacjami, poprzez które UE stara się narzucić partnerom handlowym własne preferencje polityczne.

Jednym z prawdopodobnych tematów, którymi zajmie się administracja Trumpa, są unijne przepisy dotyczące wylesiania. Po pierwsze, zaszkodziło to stosunkom handlowym między UE a eksporterami oleju palmowego z Azji Południowo-Wschodniej, takimi jak Malezja i Indonezja. Uznali oni za szczególnie niesprawiedliwe, iż pomimo iż organizacje pozarządowe, takie jak Global Forest Watch, chwaliły ich w 2023 r. za osiągnięcie znacznego ograniczenia utraty lasów, UE odmawia uznania ich standardów za równoważne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż szacuje się, iż już 93 proc. oleju palmowego importowanego do Europy jest produkowane w sposób zrównoważony, a Wielka Brytania akceptuje malezyjski standard przeciwdziałania wylesianiu jako równoważny.

Protest rozprzestrzenił się jednak i po tym, jak Brazylia i Stany Zjednoczone zażądały opóźnienia, Komisja Europejska zdecydowała się ustąpić. Kluczowa była również presja ze strony Niemiec. Eurodeputowany CDU Peter Liese nazwał choćby nowe unijne przepisy dotyczące wylesiania „biurokratycznym potworem”.

Podstawowy problem polega na tym, iż UE skutecznie broni swojego handlu, o co oskarża innych. Zamiast dążyć do większego otwarcia rynków, UE coraz częściej wymaga od swoich partnerów handlowych przestrzegania całego szeregu przepisów. Jest to jeden z powodów, dla których umowa handlowa między UE a latynoamerykańskim blokiem handlowym Mercosur wciąż nie została sfinalizowana.

Podsumowując, plan cłowy Trumpa jest w dużej mierze częścią szeroko zakrojonych negocjacji, w ramach których Trump prawdopodobnie nie tylko zażąda od UE obniżenia własnych opłat, ale także zaprzestania wiązania wszystkich tych uciążliwych regulacji z handlem. Dobrą rzeczą jest to, iż na najwyższym szczeblu Komisji Europejskiej niektórzy decydenci już zmienili zdanie. Sabine Weyand, dyrektor generalna ds. handlu w Komisji Europejskiej, zauważyła, iż partnerzy handlowi coraz częściej kwestionują wykorzystywanie przez UE polityki handlowej do pełnienia roli „globalnego regulatora”. W ten sposób zakwestionowała również postępowanie UE z dyrektywą w sprawie wylesiania, stwierdzając: „Musimy przyznać, iż środki są niezwykle uciążliwe i bardzo trudne do spełnienia dla państw rozwijających się, a zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz drobnych rolników w tych krajach”.

Co więcej, Trump prawdopodobnie zażąda również od UE zaprzestania instrumentalizowania polityki pomocy państwa w celu ścigania amerykańskich wielkich technologii niezależnie od ich przeregulowania. Jest to również mile widziane dla Wspólnoty. UE w coraz większym stopniu ignoruje naruszenia pomocy państwa, więc niepokojące jest to, iż następnie podwaja wysiłki na takich firmach jak Apple, ponieważ zgodziła się na interpretacje podatkowe, o których UE twierdzi, iż nie były one tak naprawdę otwarte dla wszystkich.

Chociaż można by to uzasadnić, to z pewnością mówimy tu o szarej strefie. Oczywiste jest, iż UE powinna priorytetowo traktować zwalczanie oczywistych naruszeń traktatowego zakazu pomocy państwa. Czy Trump zmusi UE do ponownego skupienia się na swojej podstawowej działalności, jednocześnie zapobiegając nadmiernej regulacji? Może tak być i to w bardzo niedalekiej przyszłości.

Polityka klimatyczna pod presją

Innym tematem, który prawdopodobnie zostanie poruszony przez Trumpa, jest nowa protekcjonistyczna taryfa klimatyczna UE CBAM, czyli „Carbon Border Adjustment Mechanism”, która wprowadza cło na import z krajów, które zdecydują się nie przestrzegać kosztownej polityki klimatycznej UE.

Indie oprotestowały już ten pomysł na szczeblu WTO. Wielka Brytania rozważa wprowadzenie podobnej taryfy, aby uniknąć zakłóceń w handlu z UE, ale jest to błędne podejście. Brytyjska Komisja Wzrostu Gospodarczego ostrzega, iż gdyby Wielka Brytania zdecydowała się na takie rozwiązanie, „mogłoby to doprowadzić do strat PKB na mieszkańca w wysokości od około 150 do 300 funtów”, a choćby do 650 funtów, w przypadku, gdyby łańcuchy dostaw dostosowały się do producentów o najniższych kosztach.

Naukowcy obliczyli również korzyści płynące z zastąpienia porozumienia paryskiego „porozumieniem w sprawie klimatu i wolności”, szacując je na 1000 funtów na mieszkańca. Również to alternatywne podejście może spodobać się Trumpowi, który prawdopodobnie ponownie wycofa Stany Zjednoczone z kolektywistycznego „porozumienia paryskiego”. Sygnatariusze takiego alternatywnego traktatu międzynarodowego wykorzystaliby korzyści handlowe, pod warunkiem iż wdrożyliby przyjazną dla klimatu politykę wolnorynkową.

Nowe badanie przeprowadzone przez Warsaw Enterprise Institute i podobnie myślące think tanki wyjaśnia, iż doprowadziłoby to do „odbiurokratyzowania gospodarki”, wraz ze „zmianami podatkowymi (…) w celu zwiększenia opłacalności inwestowania w PP&E (Property, Plant, and Equipment) w sposób, który zachęci firmy nie tylko do utrzymania obecnych zdolności produkcyjnych, ale także do modernizacji i rozwoju nowych projektów. Subsydia wszelkiego rodzaju powinny być znoszone w sposób uporządkowany i stopniowy”.

Inne sugerowane środki, które sygnatariusze takiego międzynarodowego traktatu mogliby wprowadzić, to zwolnione z podatku „obligacje CoVictory”, a także ukierunkowane cięcia podatkowe (Clean Tax Cuts, CTCs) w czterech sektorach odpowiedzialnych za 80 proc. emisji gazów cieplarnianych – transporcie, energii i elektryczności, przemyśle i nieruchomościach. Kolejnym możliwym środkiem są cięcia podatkowe mające na celu rozbicie monopoli.

Takie alternatywne podejście do polityki klimatycznej raczej nie spotka się z dużą sympatią na COP29, szczycie klimatycznym ONZ w Baku w Azerbejdżanie, ale fakt, iż ani przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, ani ustępujący kanclerz Niemiec Olaf Scholz nie wezmą udziału w tej konferencji, mówi wiele o utrzymującym się poparciu dla „karzącego” modelu polityki klimatycznej. Mimo to przez cały czas obowiązuje on w UE. Być może wygrana Trumpa może to teraz zmienić. Unijna federacja handlowa BusinessEurope słusznie obawia się, iż polityka Trumpa, która jest przyjazna eksploracji paliw kopalnych, ukarze i tak już zmagający się z trudnościami przemysł UE. Można oczekiwać, iż tego rodzaju obawy przełożą się na coraz większe zapotrzebowanie na porzucenie „zielonego porozumienia” UE i powiązanych polityk.

Ukraina

Ostatnią, ale nie mniej istotną kwestią jest to, jak Trump poradzi sobie z Ukrainą. Trump obiecał rozwiązać problem „w ciągu 24 godzin”, a według spekulacji jego wiceprezydent-elekt, JD Vance, zasugerował, iż wojna Rosji na Ukrainie może zakończyć się zamrożeniem linii konfliktu.

Należy podkreślić, iż według sojuszników, Trump nie zatwierdził konkretnego planu pokojowego, w tym, w jaki sposób przekonałby prezydenta Rosji Władimira Putina i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, by usiedli przy jednym stole i negocjowali.

Na razie spekulacje muszą ograniczyć się do spojrzenia na to, co myśli o tym wszystkim jego przyszły zespół. Trump wybrał Mike’a Waltza, kongresmena z Florydy, na swojego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego. Tutaj w grę wchodzi Europa. Ostap Yarysh, redaktor ds. obrony w Voice of America uważa, iż „Ogólnie rzecz biorąc, komentarze Waltza na temat Ukrainy często obracają się wokół idei, iż Europa (zwłaszcza Niemcy i Francja) robi zbyt mało, aby wesprzeć Ukrainę i iż USA muszą wymagać więcej od tych krajów”.

Sam Waltz wezwał do zwiększenia sankcji na rosyjski sektor energetyczny w połączeniu z zapewnieniem Ukrainie systemów rakietowych dalekiego zasięgu, które mogłyby dotrzeć do terytorium Rosji, mówiąc: „Ciężar nie może przez cały czas spoczywać wyłącznie na barkach Amerykanów, zwłaszcza gdy Europa Zachodnia dostaje zielone światło. Musi istnieć przestrzeń polityczna między obecną strategią Bidena „tak długo, jak to konieczne” a tymi, którzy mówią „ani jednego dolara więcej”.

Co więcej, trzy osoby, które w tej chwili pomagają w tworzeniu nowej administracji Trumpa, wyjaśniły Wall Street Journal plan zakończenia wojny. Polegałby on na tym, iż Ukraina zaakceptowałaby utratę terytoriów, a Rosja zaakceptowałaby korytarz z siłami pokojowymi opłacanymi przez Europę.

Ukraina powstrzymałaby się również od przystąpienia do NATO przez co najmniej 20 lat. Jednocześnie Stany Zjednoczone przez cały czas dostarczałyby broń do Kijowa, aby powstrzymać Rosję przed wznowieniem agresji.

Ukraina nie będzie miała większego wyboru, ale czy ta strategia przekona prezydenta Rosji Putina do zakończenia wojny? Czas pokaże.

Tymczasem, wracając do Brukseli, starzy wyjadacze już ciężko pracują, nie pozwalając, by porządny kryzys poszedł na marne. Urzędnicy UE mają nadzieję, iż wygrana Trumpa może skłonić UE do emisji większej liczby wspólnych długów, co jest wspólną obsesją Brukseli. Następnie powinni ponownie wysłuchać pożegnalnego przemówienia byłego sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga. We wrześniu ostrzegł on, iż kraje europejskie powinny unikać „powielania” wysiłków obronnych NATO z inicjatywami UE. o ile państwa europejskie sądzą, iż mogą kontynuować takie powielanie w obliczu ogromnej amerykańskiej presji, by podwoiły swoje inwestycje w NATO, to się łudzą.

Artykuł został opublikowany TUTAJ.

Idź do oryginalnego materiału