Energetyczna rewolucja w Niemczech trwa w najlepsze – kraj stawia na odnawialne źródła energii, a panele fotowoltaiczne pokrywają dachy milionów domów. W 2024 roku niemal połowa niemieckiego prądu pochodziła z energii wiatru i słońca.
Jednak za tym sukcesem kryje się problem, który może stać się realnym zagrożeniem dla stabilności krajowego systemu energetycznego. A wszystko przez Chiny.
Boom na fotowoltaikę – z chińskim znakiem jakości
Obecnie ponad 80% instalacji fotowoltaicznych w Niemczech, w tym najważniejsze dla ich działania falowniki, pochodzi z Chin. Urządzenia takich firm jak Huawei, Deye czy Sungrow są tańsze choćby o 50% od europejskich odpowiedników, co sprawia, iż niemieccy konsumenci chętnie je wybierają. Problem w tym, iż te same urządzenia mogą być sterowane zdalnie przez producentów, co otwiera potencjalne zagrożenie ingerencji w funkcjonowanie niemieckiego systemu energetycznego.
Fotowoltaika i ryzyko blackoutu
Energia słoneczna jest nieprzewidywalna – jej dostępność zależy od pory dnia i warunków pogodowych. W słoneczne dni produkcja energii może być tak duża, iż zagrozi stabilności sieci. Aby zapobiec przeciążeniom, niemieckie przepisy pozwalają na zdalne ograniczanie pracy większych instalacji fotowoltaicznych. W tym celu wykorzystywane są właśnie falowniki.
To rodzi pytanie: co by się stało, gdyby to nie niemieccy operatorzy, ale chińscy producenci zdecydowali o wyłączeniu tysięcy instalacji jednocześnie? Eksperci ostrzegają, iż w przypadku międzynarodowego konfliktu Pekin mógłby wykorzystać tę zależność jako środek nacisku politycznego, powodując nagłe przerwy w dostawie energii. Skutki mogłyby być katastrofalne – blackouty mogłyby wpłynąć na funkcjonowanie szpitali, transportu publicznego i przemysłu, wywołując chaos.
Niemcy wpadają w nową zależność
Stephan Liese z Fraunhofer Institute for Solar Energy Systems zwraca uwagę, iż Niemcy mogą powtórzyć błędy przeszłości. Jeszcze kilka lat temu kraj był silnie uzależniony od rosyjskiego gazu.
– „Teraz, choć surowiec pochodzi z innych źródeł, w podobny sposób uzależnia się od Chin w dziedzinie zielonej energii” – zauważa Liese.
Federalna Agencja ds. Bezpieczeństwa Informacji (BSI) przyznaje, iż ryzyko jest realne. Jednak przedstawiciele Federalnej Agencji ds. Sieci uspokajają.
– „W razie masowego wyłączenia paneli zabezpieczenia systemowe miałyby zapobiec blackoutowi” – zaznacza Ulrike Platz.
Pytaniem jest – czy one rzeczywiście wystarczą?
Chiny idą dalej – w stronę niemieckich farm wiatrowych
Zależność od Chin nie kończy się na fotowoltaice. Chińskie firmy coraz śmielej wkraczają na rynek turbin wiatrowych, oferując sprzęt tańszy od europejskiego. jeżeli tendencja się utrzyma, także tutaj Niemcy mogą stać się podatni na zewnętrzne wpływy. w tej chwili dziewięć z piętnastu największych producentów turbin wiatrowych na świecie pochodzi z Chin. Ich agresywna strategia cenowa sprawia, iż europejskie firmy tracą konkurencyjność.

Foto: Risen Energy
Co dalej?
Eksperci apelują, aby niemieckie władze dokładnie przyjrzały się technologii i regulacjom dotyczącym krytycznej infrastruktury energetycznej. Pojawiają się głosy, iż w razie potrzeby powinno się zakazać stosowania sprzętu, którego bezpieczeństwo nie jest gwarantowane. Alternatywą może być także produkcja europejskich falowników i turbin wiatrowych na większą skalę, by uniezależnić się od Chin.
Na razie niemieckie władze zdają się bagatelizować problem, ale presja społeczna i medialna rośnie. Czy rząd podejmie zdecydowane kroki, zanim problem stanie się realnym zagrożeniem? Na razie to pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Pewne jest jedno – uzależnienie od Chin w sektorze energii odnawialnej może stać się dla Niemiec wyzwaniem równie dużym, jak wcześniej zależność od rosyjskiego gazu.
Foto: Pixabay