W 2007 roku na Komisji Sejmowej, odnosząc się do informacji przedstawionej posłom, przez ówczesnego wiceprezesa ZUS (obecnie prezesa Orlenu) powiedziałem, iż owszem sytuacja jest lepsza, niż była rok wcześniej, a za rok będzie jeszcze lepsza, ale siedzimy na beczce z prochem, lont się pali, a my się ekscytujemy, iż jest fajnie. A za 7 lat ta beczka wybuchnie. Ta beczka to system emerytalny. Z OFE, które otrzymują z ZUS część naszych składek, za które kupują obligacje Skarbu Państwa, które Skarb Państwa będzie musiał wykupić z OFE i na ten cel będzie pobierał podatki, od tych, którzy płacą składki "na ZUS", które wędrują z ZUS do OFE. A choćby nie ma ustawy o Zakładach Emerytalnych, które te emerytury z OFE miałyby wypłacać! I iż ten system "zbankrutuje". System rzeczywiście nie zbankrutował, bo... zawczasu go zlikwidowano. Obligacje OFE zostały umorzone. Reklama
Chcecie mieć emerytury? Róbcie dzieci
Ale za to mówiłem wtedy: "Ja wiem, co tu jest (w ZUS). Tu nic nie ma. Chcecie mieć emerytury: róbcie dzieci". Jak by ludzie wtedy (20 lat temu) mnie posłuchali (i Premiera Pawlaka, który powtórzył to samo), to dziś nie byłoby takiej paniki, iż nie będzie komu pracować i płacić składek i podatków na emerytury, tych, którzy na nie przejdą za 20 lat.
To nie jest tylko problem Polski, ale całej Europy. Z tym, iż Polska jest w sytuacji szczególnej. Bo 20 lat temu była w sytuacji najlepszej (byliśmy najmłodszym społeczeństwem Unii), a za 20 lat będzie w najgorszej (bo będziemy najstarszym społeczeństwem w Unii). Starzenie się społeczeństw to problem całej Unii. Tempo tego starzenia się - to nasz szczególny problem. Żeby to zobrazować: jak jedziemy 200 km/h, to jest prędkość niebezpieczna sama w sobie. Ale jak usiłujemy przyspieszyć ze 100 do 200 km/h w 5 sekund to łatwiej o katastrofę na tym odcinku, niż na odcinku dłuższym, ale przy stałej prędkości 200 km/h.
Czytam, iż nasz rynek pracy odmładzają Ukraińcy. 73 proc. z tych Ukraińców, którzy w Polsce pracują legalnie i płacą składki, nie ma 44 lat. A emeryturę pobiera tylko 8 tysięcy z nich.
Ukraińcy uratują polski system emerytalny?
Cieszy mnie, iż zacni analitycy już dostrzegają to, co w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców dostrzegliśmy 10 lat temu (przed pełnowymiarową wojną na Ukrainie). Potrzebujemy naszych wschodnich sąsiadów na naszym rynku pracy. Trochę szkoda, iż ci zacni analitycy, nie pisali o tym wówczas, gdy nasze poglądy były atakowane przez różnych "prawdziwych Polaków". Jeszcze bardziej szkoda, iż jak już dziś się wzięli za pisanie o Ukraińcach na naszym ryku pracy i ich kontrybucji do ZUS, nie dostrzegają problemu, który pojawi się przyszłości. Tak samo jak w 2007 roku nie dostrzegali problemu, który mamy dziś. A jaki to problem? Owszem emerytury w Polsce pobiera dziś zaledwie 8 tys. Ukraińców. Ale - korzystają oni także z opieki medycznej. Ile dziś wydaje ZUS na ich emerytury, to ZUS wie. Ile wydaje na ich leczenie NFZ - to NFZ nie wie, Ale to nie koniec problemu. Bo kiedyś ci Ukraińcy, którzy płacą dziś składki emerytalne, będą otrzymywali z ZUS emerytury. Kto będzie na nie pracował? Kolejna fala imigrantów z Ukrainy? Są gdzieś granice zdolności adaptacyjnej społeczeństwa dla migrantów. Musimy uważać, żeby ich nie przekroczyć.
Czytam też, iż dla poprawy sytuacji demograficznej trzeba wprowadzić... kataster. Bo ludzie nie mają dzieci, bo nie mają mieszkań! Kataster jest lepszy od... podatku od wynagrodzeń. Ale kto proponuje taką podmiankę oprócz mnie? Jak kataster (czyli podatek od wartości nieruchomości) będzie nie zamiast podatku dochodowego, tylko zamiast podatku od powierzchni nieruchomości, to gwarantuję, iż dzieci od tego nie przybędzie. I jestem gotów się o to założyć z zacnymi analitykami. I analityczkami.
Trzeba będzie oskładkować prostytucję. Psy i koty też
Więc przypomnę na koniec, co dokładnie mówiłem jako Przewodniczący Rady Nadzorczej ZUS: "Róbcie dzieci. To przyjemne jest. I nie tylko samo robienie. Wychowywanie też".
Zacni komentatorzy, ówcześni liderzy opinii publicznej, uznali to za szowinistyczne. Po czym zaczęli lansować posiadanie zamiast dzieci "psieci". I "koci". Czy jakoś tak. No i jeszcze seks working. Główny Urząd Statystyczny już zresztą od kilku lat bierze prostytucję pod uwagę przy obliczaniu polskiego PKB. Seksu małżeńskiego nie bierze pod uwagę. Więc trzeba będzie w przyszłości oskładkować prostytucję. Psy i koty oczywiście też. I wbrew pozorom łatwiej będzie z psami i kotami.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje swoje poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji
***