Francja przeciwna roślinnej rewolucji

prawo-zywnosciowe.pl 2 lat temu

W ostatnich dniach rynkiem spożywczym, a w szczególności rynkiem plant based food, wstrząsnęła informacja o nowych francuskich przepisach ograniczających możliwości nazewnictwa produktów roślinnych.

Francja wyraźnie zakazała nazywania produktów roślinnych określeniami typowymi dla produktów pochodzenia zwierzęcego, a tym samym zdecydowała się na krok, na który kilka lata temu nie zdecydował się Parlament Europejski rozważając wprowadzenie tzw. „burger ban”.

Można powiedzieć, iż prawodawca francuski okazał się choćby bardziej restrykcyjny niż przewidywały to wcześniejsze propozycje rozważane na forum UE, ponieważ francuski zakaz obejmie nie tylko typowe roślinne zamienniki produktów mięsnych (np. „kiełbaski z grochu”), ale także produkty wytworzone na bazie mięsa z dodatkiem białka roślinnego, o ile zawarte w nich białko roślinne przekroczy określone w przepisach ilości.

I tak, przykładowo – „nuggetsy drobiowe” mogą nosić taką nazwę, tylko jeżeli ilość białka roślinnego (w przeliczeniu na suchy ekstrakt) nie przekroczy 3,5 %, a nazwa „pasztet” może być używana tylko jeżeli zawartość tego składnika nie przekroczy 5%.

Zakaz ma zacząć obowiązywać od 1 października br. (z pełnym tekstem dekretu z 29 czerwca 2022 r. można zapoznać się tu).

Jakie dokładnie nazwy zostały zakazane?

Zgodnie z francuskim dekretem zakazane są cztery rodzaje nazw.

Pierwszą z kategorii są „nazwy prawne, dla których nie przewiduje się dodatku białek roślinnych w przepisach określających skład danego środka spożywczego„; jest to więc analogiczna sytuacja jak w przypadku zakazu posługiwania się nazwami typowymi dla produktów mlecznych (np. mleko, masło czy śmietana), które zostały zdefiniowane w rozporządzeniu nr 1308/2011 i które nie dopuszczają żadnego lub minimalny udział składników pochodzenia roślinnego.

Druga kategoria to „określenia odnoszące się do nazw gatunków zwierząt i grup gatunków, do morfologii lub anatomii zwierząt;”. Będą tutaj zaliczały się takie określenia jak „szynka”, „polędwica” czy „stek” bądź „kurczak”.

Gdyby zakazy kończyły się tutaj, w zasadzie francuski dekret kilka by się różnił od podejścia stosowanego de facto w innych państwach, w których zastrzeżenia dotyczące stosowania powyższych nazw w odniesieniu do roślinnych zamienników mięsa, są opierane na nakazie stosowania nazw legalnych (tj. uregulowanych w prawie) wynikających chociażby z art. 17 rozporządzenia nr 1169/2011 oraz na ogólnym zakazie wprowadzania konsumentów w błąd.

Francuski dekret jednak idzie dalej i zakazał stosowania także: nazw posługujących się specyficzną terminologią rzeźników, delikatesów lub sprzedawców ryb” oraz nazw środków spożywczych pochodzenia zwierzęcego występujących w użytku handlowym„*.

Są to więc bardzo ogólne kategorie, które obejmują także nazwy odnoszące się do kształtu i postaci produktu (np. kotlet, burger czy parówka) i które zasadniczo, w innych krajach (jak np. w Polsce) są już powszechnie stosowane do określania także vege-zamienników.

Jaki jest cel takiej regulacji?

Warto mieć na uwadze, iż omawiany dekret nie został wprowadzony znienacka.

Francuski Kodeks konsumencki już od 2020 r. przewidywał ogólny zakaz, zgodnie z którym: „Nazwy stosowane do oznaczania środków spożywczych pochodzenia zwierzęcego nie mogą być używane do opisu, sprzedaży lub promocji środków spożywczych zawierających białka roślinne.”

Była to jednak tylko ogólna reguła, której szczegóły miały być doprecyzowane w późniejszym akcie wykonawczym, jakim stał się właśnie dekret z 29 czerwca br.

Powyższa ogólna zasada została wprowadzona na mocy ustawy z 2020 r. w sprawie przejrzystości informacji o produktach rolno-spożywczych.

Uwzględniając zatem całokształt regulacyjny wprowadzonej zmiany jasne się staje, iż celem wprowadzenia restrykcji w nazewnictwie produktów roślinnych we Francji jest (przynajmniej oficjalnie) szeroko pojęta ochrona konsumenta.

Konsumencie ratuj się sam

Czy jednak faktycznie zakaz używania zwyczajowych nazw stosowanych dla określania produktów zwierzęcych i odnoszących się do ich postaci i kształtu chroni konsumenta?

Czy faktycznie leży to w dobrze pojętym interesie konsumenta?

Wiele mówi się o tym, iż producenci żywności powinni informować konsumentów o swoich produktach w sposób rzetelny.

Temu zagadnieniu jest poświęcony art. 7 rozporządzenia nr 1169/2011, który przewiduje zakaz wprowadzania konsumentów w błąd a także wyraźnie stanowi, że: „Informacje na temat żywności muszą być rzetelne, jasne i łatwe do zrozumienia dla konsumenta.” A przekładając to na język psychologii – powinny ograniczać wysiłek poznawczy konsumenta.

Żeby ułatwiać podjęcie decyzji zakupowej, należy więc redukować wysiłek poznawczy konsumentów.

Jak?

W przypadku produktów nowych (jakimi często są roślinne zamienniki mięsa) właśnie poprzez łatwe i bezpośrednie wskazanie, do czego produkt służy i w jakim kontekście konsument może go spożyć.

Barierą zakupową może być bowiem brak wiedzy czy umiejętności w zakresie tego, jak przyrządzić nieznany dotąd konsumentowi produkt.

I nawet jeżeli konsument byłby chętny spróbować nowej alternatywy, może łatwo się zniechęcić, jeżeli zamiast nazwy „kotlet sojowy”, zobaczy na etykiecie kilka mówiący mu opis: „produkt na bazie soi”.

Co mówią badania?

Badania w tym zakresie przeprowadzono np. w odniesieniu do promocji sprzedaży świeżych warzyw [1].

Warzywa są najczęściej używane jako część posiłku lub składnik konkretnej potrawy.

I jak wykazano, jeśli ludzie nie mają natychmiastowej idei w umyśle co do tego, jak wykorzystać dany produkt, może ich to skutecznie powstrzymać przed zakupem i skierować po sięgnięcie po dobrze znany i łatwiejszy „w obsłudze” produkt (np. przetworzone danie gotowe).

Można oczywiście zamieszczać na opakowaniu lub w pobliżu produktu przykłady szczegółowych przepisów kulinarnych, ale – biorąc pod uwagę, iż konsumenci w sklepach spożywczych dokonują szybkich i często „zautomatyzowanych” decyzji – dużo skuteczniejsze jest wywołanie w ich wyobraźni gotowego wizerunku potrawy, którą mogą przyrządzić z wykorzystaniem danego warzywa (np. ilustracja/zdjęcia quicha z brokułów).

Odnosząc to zaś do zakazanych nazw produktów roślinnych, można zauważyć, iż brak możliwości użycia prostej, opisowej nazwy, która automatycznie wywoła u konsumenta poczucie „wiedzy”, nie chroni go, ale wręcz utrudnia mu zrozumienie, czym produkt jest i jak go zastosować.

Sięgnięcie po taki produkt wymaga od konsumenta podjęcia dodatkowego wysiłku, na który stojąc przed półką sklepową, konsument najczęściej nie ma czasu.

A jeżeli do tego dodamy jeszcze neofobię (czyli lęk przed nowym – pisałam o tym tu w kontekście żywności na bazie owadów), to niewątpliwie wpłynie to sceptycyzm co do wyboru takich nowych opcji.

Wprowadzony we Francji zakaz zdaje się więc nie tyle chronić konsumenta, co przeciwdziałać promocji żywności roślinnej.

Czy można utrzymać Ancien régime?

Jeśli rozwój rynku żywności roślinnej nazwiemy rewolucją, to o czerwcowych francuskich przepisach można myśleć jak o kontrrewolucji i próbie utrzymania ancien régime.

Tak jak jednak nie udało się powstrzymać francuskiej rewolucji, tak nie wydaje się, by można było powstrzymać rozwój branży plant based food.

Wskazuje na to dynamika jej wzrostu, w tym także roślinnych zamienników nabiału i to pomimo od dawna obowiązującego już zakazu używania takich nazw jak mleko, masło czy jogurt.

Można o tym poczytać w raportach ProVeg czy Roślinniejemy

Poza tym, wydaje się, iż tego rodzaju zakazy tylko dopingują i podsycają starania działów marketingowych firm spożywczych do szukania coraz bardziej kreatywnych rozwiązań.

Osobom zainteresowanym tematem polecam artykuł Małgosi Krześniak opublikowany na łamach Nowego Marketingu, w którym przedstawia zestawienie wielu ciekawych strategii komunikacyjnych produktów roślinnych, pomagającym konsumentom zrozumieć, z jakim produktem mają do czynienia.

* Wolne tłumaczenie. Oryginalny tekst art. 2 dekretu brzmi:

„Il est interdit d’utiliser, pour désigner un produit transformé contenant des protéines végétales :
1° Une dénomination légale pour laquelle aucun ajout de protéines végétales n’est prévu par les règles définissant la composition de la denrée alimentaire concernée ;
2° Une dénomination faisant référence aux noms des espèces et groupes d’espèces animales, à la morphologie ou à l’anatomie animale ;
3° Une dénomination utilisant la terminologie spécifique de la boucherie, de la charcuterie ou de la poissonnerie ;
4° Une dénomination d’une denrée alimentaire d’origine animale représentative des usages commerciaux.”

[1] Nudging more sustainable grocery purchases: Behavioural innovations in a supermarket setting, Jan M. Bauer a, Simon C. Aarestrup b, Pelle G. Hansen c, Lucia A. Reisch, w: Technological Forecasting & Social Change 179 (2022) 121605


EDIT:

28 lipca francuski Conseil d’Etat (Rada Stanu) zawiesił wejście w życie dekretu w tej sprawie.

Zgodnie z doniesieniami Rada Stanu wyraziła wątpliwości co do jego legalności i uznała je za „nieuzasadnione w zakresie udzielania informacji konsumentom.”

Czyżby Conseil d’Etat przeczytał mój wpis na blogu?

A na poważnie, nie spodziewałabym się raczej całkowitego wycofania się z nowych ograniczeń przewidzianych przez dekret.

Obstawiałabym raczej, iż w mocy pozostaną dwie pierwsze kategorie, tj zakaz zostanie utrzymany w odniesieniu do: „nazw prawnych, dla których nie przewiduje się dodatku białek roślinnych w przepisach określających skład danego środka spożywczego” oraz „określeń odnoszących się do nazw gatunków zwierząt i grup gatunków, do morfologii lub anatomii zwierząt;”.

Ale to oczywiście tylko moje skromne przypuszczenie, a co przyszłość przyniesie, to się okaże.

Agnieszka Szymecka-Wesołowska
dr nauk prawnych

Zdjęcie: Wendy Wei

***

Wojna, bojkot marek i etykiety żywności

Od czasu inwazji Rosji na Ukrainę mamy okazję obserwować, co oznacza społeczna odpowiedzialność biznesu w działaniu.

Codziennie dobiegają nas informacje o kolejnych firmach wstrzymujących dostawy swoich produktów na rosyjski rynek, zamykających swoje oddziały w Rosji czy wycofujących inwestycje.

Z drugiej strony możemy śledzić, jak rozrasta się fala krytyki wobec tych przedsiębiorstw, które postanowiły na tym rynku pozostać i nawoływanie do konsumenckiego bojkotu ich produktów i usług.

W tym kontekście pojawiło mi się kilka refleksji [Czytaj dalej…]

Idź do oryginalnego materiału