
Meta wypowiada wojnę kradzieży treści na Facebooku i Instagramie. Nowe narzędzia mają chronić twórców, ale czy po latach zaniedbań uda się odzyskać ich zaufanie?
Facebook i Instagram od lat przypominają raj dla złodziei treści. Nie mówimy tu o subtelnych inspiracjach czy cytatach ze wskazaniem autora. Chodzi o bezkarną i bezczelną kradzież 1:1, czyli kopiuj-wklej w najczystszej postaci. Profile-agregatory, zbudowane w całości na cudzej pracy, zbierają gigantyczne zasięgi, podczas gdy oryginalni twórcy często pozostają niezauważeni.
Na tym tle choćby TikTok, ze swoim wszechobecnym znakiem wodnym i silnym algorytmem promującym oryginalne dźwięki i trendy, jawi się jako oaza bezpieczeństwa. Tam kradzież jest znacznie trudniejsza i mniej opłacalna. Tymczasem na platformach Mety to nie jest nowość. Problem narastał od lat, a frustracja autorów sięgała zenitu. Brak skutecznych narzędzi do zgłaszania i egzekwowania praw autorskich uczynił z Facebooka i Instagrama pole do popisu dla internetowych sępów.
Przez długi czas twórcy czuli się bezradni, ale Meta wreszcie zapowiada zmianę. Koniec z eldorado dla kont kradnących zawartość na platformie? Firma ogłosiła właśnie konkretne kroki, które mają ukrócić ten proceder. Celem jest ochrona i promowanie autorów, którzy wkładają w swoją pracę wysiłek i kreatywność. Zmiany mają być odczuwalne już wkrótce.
Meta wypowiada wojnę „nieoryginalnym treściom”
Meta wypowiada wojnę „nieoryginalnym treściom”, czyli materiałom wielokrotnie kopiowanym od innych użytkowników bez ich zgody. Firma zapowiedziała, iż konta, które notorycznie dopuszczają się takich praktyk, zostaną ukarane.
Kara będzie podwójna: czasowa utrata dostępu do programów monetyzacji oraz, co ważniejsze, obcięcie zasięgów wszystkich publikowanych postów, a nie tylko tych skradzionych. Meta poinformowała, iż w pierwszej połowie 2025 r. podjęła już działania wobec 500 tysięcy kont za spam oraz usunęła 10 milionów profili podszywających się pod dużych twórców.
Głównym mechanizmem walki z plagą kopii ma być działanie algorytmiczne. Systemy Mety mają wykrywać duplikaty filmów, a następnie ograniczać dystrybucję kopii, aby zapewnić widoczność i uznanie oryginalnemu autorowi.

Firma testuje również rozwiązanie polegające na automatycznym dodawaniu linków do zduplikowanych filmów, które będą kierować bezpośrednio do oryginalnego materiału. Jest to krok podobny do tego, który od pewnego czasu stosuje Instagram, zastępując skopiowane Rolki oryginałami.
Firma precyzuje, iż celem nie jest karanie za każdą formę ponownego wykorzystania treści. Działania takie jak tworzenie filmów z reakcjami, dołączanie do trendów z własnym, unikalnym wkładem czy dodawanie wartościowego komentarza są przez cały czas pożądane. Problem stanowią konta, które systematycznie i bez żadnych „znaczących usprawnień” publikują cudze zdjęcia, filmy czy teksty. Zszycie kilku klipów czy dodanie własnego znaku wodnego nie będzie uznawane za wystarczającą modyfikację.
Działania Mety wpisują się w szerszy trend obserwowany na rynku, gdyż zaledwie kilka dni wcześniej podobne zmiany w swojej polityce ogłosił YouTube. Obie platformy reagują nie tylko na kradzieże, ale także na zalew treści niskiej jakości, generowanych masowo przez narzędzia AI, określanych jako „AI slop”. jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o temacie, odsyłam do świetnego tekstu Malwiny.
Chociaż Meta nie mówi tego wprost, jej wytyczne dotyczące unikania bardzo krótkich, bezwartościowych filmów czy prostego łączenia klipów sugerują, iż walka z treściami tworzonymi przez sztuczną inteligencję bez nadzoru człowieka jest również jednym z celów.
Aby pomóc twórcom odnaleźć się w nowej rzeczywistości, Meta wprowadza nowe narzędzia analityczne. W Pulpicie profesjonalnym pojawią się szczegółowe statystyki na poziomie posta, które wyjaśnią, dlaczego dany materiał może mieć ograniczoną dystrybucję.
Dodatkowo w centrum pomocy profilu lub strony twórcy będą mogli sprawdzić, czy grożą im kary związane z rekomendacjami lub monetyzacją, co pozwoli im na bieżąco monitorować status swojego konta.
Co tam dzieje się w Mecie, firmie-matce Facebooka?
Czy można ufać Mecie?
Oczywiście, same zapowiedzi to nie wszystko, a historia uczy, by do obietnic Mety podchodzić z dystansem. Firma ma na koncie długą listę grzechów wobec twórców i zwykłych użytkowników.
Wystarczy wspomnieć o niesławnym „zwrocie ku wideo”, który zmusił wiele redakcji do zwolnień i zmiany strategii na podstawie fałszywych danych o oglądalności. Albo o fali absurdalnych, automatycznych blokad kont, które potrafiły zniszczyć wieloletni dorobek za rzekome naruszenie regulaminu, bez żadnej możliwości odwołania się do żywego człowieka.
Czy tym razem firmie uda się dotrzymać słowa i realnie ochronić autorów? Czas pokaże, ale prawdziwym testem będzie nie tyle sama technologia, co konsekwencja w jej stosowaniu i zmiana filozofii działania.