- Pewnego dnia na służbową skrzynkę w miejscu zatrudnienia Piotra przychodzi wiadomość, w której Valentina pisze o przemocy w małżeństwie i sugeruje, iż mąż cierpi na chorobę psychiczną. Półtoraroczne małżeńskie piekło przestaje być sprawą prywatną
- W przekonaniu rozwodzącego się pierwsza rozprawa ustanawia dynamikę postępowania i usposabia sędzię do mniej lub bardziej dyskretnego sprzyjania stronie przeciwnej. – Radzę dogadać się z żoną. Okoliczności sprawy nie wyglądają dla pana korzystnie — słyszy od sędzi mężczyzna
- Para była małżeństwem przez półtora roku. Nie mają dzieci, a on na prawomocne orzeczenie o rozwodzie czeka już ponad osiem lat
- Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Piotr jest Polakiem, Valentina* obywatelką jednego z państw Ameryki Łacińskiej. Poznali się, gdy on przebywał służbowo w jej ojczyźnie. Kiedy wrócił do Polski, utrzymywali kontakt głównie poprzez komunikatory, media społecznościowe oraz krótkie wizyty. Po półtora roku znajomości postanowili się pobrać. Tym bardziej iż Piotrowi szykował się służbowy wyjazd na Bliski Wschód i chciał zabrać Valentinę, która wykonywała wolny zawód.
Skromny ślub cywilny wzięli w kraju pochodzenia panny młodej, a parę miesięcy później odbyło się nieco bardziej huczne wesele w rodzinnym mieście Piotra.
Tyle nieufności i pomówień
Rok po ślubie. Małżonkowie zajęci pracą zawodową przez cały czas mieszkają osobno, każde w swoim kraju. Valentina przylatuje dopiero kilka miesięcy przed planowanym wyjazdem męża na Bliski Wschód. Piotr obwozi żonę po Polsce i krajach ościennych. Organizuje dodatkowe lekcje angielskiego, a także kurs dla nauczycieli hiszpańskiego. Może w nowym miejscu żona będzie mogła uczyć w lokalnej szkole?
Niestety, coraz częściej pojawiają się między nimi nieporozumienia i sprzeczki. Do tego stopnia, iż na ostatniej prostej Valentina odmawia wspólnego wyjazdu i udaje się do koleżanki, która mieszka w zachodniej Europie. Do męża, który zdążył wyjechać na Bliski Wschód, dołącza po paru tygodniach. Pożycie się nie układa. Często nastają ciche dni. Kobieta zamyka się wtedy w drugim pokoju i godzinami rozmawia z koleżankami przez internet. Rozżalony Piotr szuka telefonicznej pociechy u teściowej, która prosi go o cierpliwość dla jej córki.
Po kolejnej kłótni Valentina wyprowadza się ze służbowego mieszkania męża. gwałtownie otacza się gronem nowych znajomych. Piotrowi przez cały czas zależy na małżeństwie. Ponieważ trudny związek i wyzwania w miejscu pracy skutkują u niego problemami ze snem, zgadza się, gdy żona proponuje terapię. Małżonkowie uczestniczą w kilku spotkaniach z psychologiem, jednak bez rezultatów. Tyle iż jakiś czas później znów mieszkają razem.
Pewnego dnia ku swemu zdumieniu Piotr słyszy od żony, żeby „przestał ją dręczyć słownie i psychicznie”. Zarzut jest tak absurdalny, iż coś musi się kryć za tymi słowami. Mężczyźnie zapala się czerwona lampka. Zaczyna baczniej obserwować poczynania Valentiny i nabiera podejrzeń, iż ta zamierza za jego plecami wnieść o rozwód w swoim kraju. Wychodząc do pracy, włącza w swoim tablecie funkcję nagrywania i umieszcza urządzenie w dyskretnym miejscu. Kiedy wraca, nie zastaje Valentiny. Nie ma jej rzeczy ani żadnej kartki z wiadomością, a jej telefon milczy. Piotr sięga po tablet i słyszy żonę rozmawiającą ze znajomymi. Kobieta opowiada im, iż musi się ratować ucieczką, bo mąż jej wygrażał.
To nie koniec psucia mu opinii. Po kilku dniach na służbową skrzynkę w miejscu zatrudnienia Piotra przychodzi wiadomość, w której Valentina pisze o przemocy w małżeństwie i sugeruje, iż mąż cierpi na chorobę psychiczną. Półtoraroczne małżeńskie piekło przestaje być sprawą prywatną. Mężczyzna z rozdartym sercem składa w polskim sądzie pozew o rozwód bez orzekania o winie. Nim zostanie wyznaczony termin pierwszej rozprawy, Valentina, która przez cały czas przebywa na Bliskim Wschodzie, zgłasza miejscowej policji, iż jest psychicznie i fizycznie maltretowana przez męża. Choć nikt nie sprawdza tego doniesienia, kobieta dostaje urzędowy dokument, iż małżonek ma zakaz zbliżania się do niej. Piotr dowie się o jego istnieniu z lektury odpowiedzi polskich adwokatów Valentiny na pozew rozwodowy.
Przez te pomówienia czuje się osaczony. Ponadto grożą mu tarapaty finansowe, bo Valentina wnosi o rozwiązanie małżeństwa z wyłącznej winy powoda i o zasądzenie dla niej wysokich alimentów, co motywuje rzekomym złym stanem psychicznym oraz koniecznością odbywania kosztownych terapii. Piotr modyfikuje swoje stanowisko procesowe i wnioskuje o rozwiązanie małżeństwa przez rozwód z wyłącznej winy pozwanej.
Radzę dogadać się z żoną
Tak rozpoczyna się batalia sądowa, której wstępna odsłona w pierwszej instancji potrwa niemal sześć lat. Nim dochodzi do pierwszej rozprawy, Valentina porzuca męża i wraca do ojczyzny. Piotr też nie zostaje długo na obczyźnie – z uwagi na perypetie prawne i stan zdrowia pracodawca ściąga go do głównego biura firmy w kraju.
W przekonaniu rozwodzącego się pierwsza rozprawa ustanawia dynamikę postępowania i usposabia sędzię do mniej lub bardziej dyskretnego sprzyjania stronie przeciwnej. Valentina prezentuje się jako zagubiona Latynoska, którą w obcym kraju mąż wygnał z domu. Jest rzekomo bez środków do życia i możliwości ich pozyskiwania z uwagi na traumę, jaką stanowiło niespełna dwuletnie małżeństwo. Kobieta mówi o tym, zalewając się łzami. Sędzia jest poruszona. – Proszę nie płakać – zwraca się do pozwanej. – Jest pani piękną kobietą. A do powoda: – Radzę dogadać się z żoną. Okoliczności sprawy nie wyglądają dla pana korzystnie.
Kiedy w trakcie zeznań żony Piotr nie jest w stanie zapanować nad nerwowym śmiechem, sąd karci go, grożąc wyrzuceniem z sali.
Na tej samej rozprawie sędzia długo nie może zdecydować, w jakiej kolejności będą wzywani świadkowie na następne posiedzenia. Ostatecznie najpierw mają zostać wysłuchani ci, których wskazał powód. Dla tempa procesu to fortunna decyzja. Osoby z listy Piotra, również mieszkające za granicą, są zdyscyplinowane, stawiają się na każde wezwanie. Ale on nie może oprzeć się wrażeniu, iż jego świadkowie są wysłuchiwani pobieżnie. Pytania są tak skonstruowane, aby odpowiedzi uwiarygodniały gehennę pozwanej.
Postępowanie zamiera, kiedy nadchodzi pora przesłuchania świadków drugiej strony. Adwokat Valentiny twierdzi, iż wskazane osoby nie mogą sobie pozwolić ze względów finansowych na przyjazd do Polski. W takiej sytuacji należałoby sprawdzić, czy świadkowie rzeczywiście są ubodzy. A jeżeli tak, zaproponować im zwrot kosztów podróży, co przewidują polskie przepisy. Ale można też nic nie robić i sędzia wybiera tę opcję. Odracza postępowanie.
Po kilkumiesięcznej stagnacji sędzia postanawia doprowadzić do ponownego przesłuchania małżonków. Piotr dostarcza dowody świadczące o tym, iż żona nie ma traumy, a w ojczyźnie prowadzi normalne życie zawodowe i towarzyskie. Sędzia mimo to proponuje, żeby to on kupił żonie bilet lotniczy do Polski, aby mogła uczestniczyć w rozprawie. Piotr przystaje na takie rozwiązanie, ale adwokat Valentiny tak długo przeciąga ustalanie konkretów, aż upływa termin wyznaczony przez sąd. Znów bez reakcji sędzi.
Rozwiązanie tej patowej sytuacji pojawia się zupełnie niespodziewanie. Pandemia powoduje, iż sądy przechodzą na tryb rozpraw zdalnych, w których podsądni mogą uczestniczyć w domowych pieleszach przed ekranem komputera. Sąd przypomina sobie o świadkach Valentiny i postanawia ich przesłuchać… pisemnie, poprzez wysłanie im przetłumaczonych pytań. Trudno pojąć, dlaczego nie skorzystano z możliwości przesłuchania świadków zdalnie przy udziale biegłego tłumacza. Przecież zastosowana forma niesie duże ryzyko świadczenia nieprawdy i koniunkturalnego uzgadniania treści zeznań.
Większość świadków ogólnikowo opisuje aktualną sytuację zawodowo-finansową Valentiny, mimo iż Piotr przedkłada sądowi dowody, iż żona wykonuje w swoim kraju pełnoetatową pracę i część świadków jest tego w pełni świadoma. Zgodnie z przewidywaniami zeznają oni na rozprawie pod dyktando Valentiny. Zdradzają szczegóły pożycia znane dotąd tylko obojgu małżonkom, często odchodząc od esencji pytania. Nie spotyka się to z żadną reakcją sędzi, która na wcześniejszych rozprawach czujnie ucinała wszelkie dywagacje świadków jako „będące nie na temat”.
Na kolejnych rozprawach sąd nie dopuszcza do publicznego skonfrontowania twierdzeń Valentiny z tym, co zostało zarejestrowane na tablecie Piotra i złożone w aktach sprawy.
Ona taka mała…
W połowie 2022 r., po niemal sześciu latach postępowania, zapada wyrok: sąd uznaje za winnego rozpadowi małżeństwa wyłącznie męża, nie ma żadnych zastrzeżeń do postawy żony. W uzasadnieniu wyroku zeznania świadków powoda zostają w większości pominięte jako nieprzydatne do rozstrzygnięcia sprawy, kierowane niechęcią do Valentiny bądź wynikające z informacji uzyskanych pośrednio od Piotra. Te same kryteria nie mają jednak tak rygorystycznego zastosowania w odniesieniu do świadków drugiej strony.
Sędzia surowo ocenia funkcjonowanie mężczyzny w małżeństwie, uznając, iż nie potrafił on zrozumieć postawy zagranicznej żony, jej wrażliwości i potrzeb. Nie zapewnił jej poczucia stabilizacji, gdy przyjechała do Polski, nie docenił, iż poświęciła własną karierę. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż sędzia traktuje tę relację, jak gdyby działa się w czasach przed emancypacją, gdy kobieta była zależna od mężczyzny i to on powinien był zagwarantować jej byt i zaspokajać potrzeby. Tymczasem Latynoska reprezentuje zgoła odmienny profil – niezależnej materialnie profesjonalistki, wykonującej wolny zawód, bywałej w świecie i odnajdującej się w nowych okolicznościach.
Valentina w sądzie wygrywa, ale zwycięstwo okazuje się pyrrusowe. Sąd bowiem nie przyznaje jej alimentów, o które wnioskowała i które prawdopodobnie były główną motywacją prowadzenia batalii prawnej. Piotr nie zastanawia się długo nad zaskarżeniem wyroku, odbiera go jako skrajnie niesprawiedliwy, a postępowanie sądowe jako tendencyjne. Dodatkowym argumentem jest silne poczucie, iż jednoosobowy skład orzekający nie zapoznał się należycie i miarodajnie z aktami, przy ocenie postępowania małżonków nie uwzględnił podłoża wyroku wydanego w sprawie o pomówienie.
W trakcie procesu rozwodowego Piotr bowiem wniósł w odrębnym trybie prywatny akt oskarżenia przeciwko żonie za pomówienie go o chorobę psychiczną. I w tej sprawie postępowanie toczyło się ślamazarnie, ostatecznie jednak po ponad trzech latach zapadł wyrok. Sąd uznał, iż Valentina, notabene nieobecna na rozprawach, świadomie dopuściła się czynu karalnego w celu poniżenia męża w środowisku zawodowym. Sędzia orzekająca, z czyjej winy doszło do rozwodu, nie wzięła także pod uwagę treści rozmów Polaka z teściową (niektóre zostały utrwalone na okazanych sądowi nagraniach).
Piotr uważa, iż résumé przewodu sądowego zostało przynajmniej częściowo skopiowane z akt innej sprawy lub z internetu. Tylko tak można wytłumaczyć umieszczenie w nim stwierdzenia, iż „orzeczenie rozwodu nie jest sprzeczne z dobrem małoletniej córki stron, która zaakceptowała rozstanie rodziców i zna obecną partnerkę powoda”. Piotr i Valentina nie mają dzieci i nic nie wiadomo o ich partnerach, jeżeli takowych mają.
Niechlujstwem trzeba nazwać fakt, iż autorka uzasadnienia wyroku myli pojęcia powód i pozwana i błędnie przypisuje je stronom konfliktu. Trudno też zgodzić się z opinią sędzi, iż pozwana usiłowała ratować małżeństwo, próbując wysłać męża do psychiatry. Późniejsze wydarzenia wskazują, iż terapia miała posłużyć pozwanej wyłącznie do sprawy rozwodowej, jako argument, iż powód nie panuje nad nerwami.
W sentencji wyroku powództwo żony o alimenty od męża zostało oddalone. Ale orzeczenie winy powoda to dla kobiety uchylona furtka do wystąpienia o wsparcie pieniężne, gdyby z jakichś powodów nie mogła pracować. Taka ewentualność może się pojawić następnego dnia po uprawomocnieniu się wyroku. Wystarczy, iż Valentina znajdzie w swoim kraju lekarza, który wyda zaświadczenie. W Polsce trudno będzie taki dokument zweryfikować.
Nie śpieszy się
Już ponad dwa lata oczekuje na rozpatrzenie apelacja powoda od niekorzystnego dla niego orzeczenia sądu niższej instancji. (Po wytknięciu absurdu z rzekomą córką stron „oczywista pomyłka”, jak stwierdziła sędzia, została skorygowana). Polak udowadnia w apelacji, iż doszło do zbyt dowolnej oceny przez sąd sytuacji w jego małżeństwie. Wnosi o orzeczenie winy obu stron, ewentualnie o uchylenie zaskarżonego wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia w sądzie pierwszej instancji. Nie wiadomo, kiedy to nastąpi.
Została już wybrana w drodze losowania sędzia, po czym niedawno, z bliżej nieznanych powodów, sprawę przekazano innej osobie, rzekomo również wyłonionej losowo (protokół losowania nie jest stronom dostępny). Dopiero dwa lata od wszczęcia apelacji sąd drugiej instancji przekazał adwokatom Valentiny kopię wniosku Piotra z możliwością odniesienia się do jego treści. Piotr zamierza złożyć skargę na przewlekłość postępowania do prezesa sądu apelacyjnego, a wyczerpawszy tym samym polską ścieżkę prawną, planuje zaskarżyć państwo polskie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
***
W dyskusjach o uzdrowieniu sądownictwa kilka się mówi o procesach cywilnych. W sprawach rozwodowych na salę sądową nie wchodzi nikt poza stronami. To świetne warunki dla bezkarności, nonszalancji i nieporadności procesowej składu orzekającego. W przypadku międzynarodowych spraw cywilnych, w tym rozwodów, ryzyko wzrasta niepomiernie. Sędziowie, na ogół nie wnikając w istotę odmiennych uwarunkowań kulturowych ani realiów innych państw, polegają jedynie na intuicji, subiektywnych wyobrażeniach lub uprzedzeniach. Źle to wróży na przyszłość w czasach, gdy Polacy często wyjeżdżają za granicę, a w Polsce coraz liczniej osiedlają się cudzoziemcy. Niektórym siłą rzeczy przyjdzie kiedyś stanąć przed polską Temidą.
*Imiona bohaterów zmienione