Według art. 16 pkt 43 ustawy z dnia 20 lipca 2017 r. Prawo Wodne powódź to „czasowe pokrycie przez wodę terenu, który w normalnych warunkach nie jest pokryty wodą, w szczególności wywołane przez wezbranie wody w ciekach naturalnych, zbiornikach wodnych, kanałach oraz od strony morza, z wyłączeniem pokrycia przez wodę terenu wywołanego przez wezbranie wody w systemach kanalizacyjnych”. Ta sucha definicja nie kryje w sobie informacji o potędze żywiołu i możliwych jego skutkach. Woda wszakże może podnosić się powoli i łagodnie „pokrywać teren, normalnie nie pokryty wodą”, dając mieszkańcom czas na ewakuację, bądź ochronę swoich siedzib i mienia. Może też, tak jak było teraz w rejonach górskich, wzbierać bardzo gwałtownie i szybko, nie dając czasu w żadne działania ochronne poza ucieczką, a czasem choćby tę ucieczkę uniemożliwiając. Wtedy straty w infrastrukturze, majątku i niestety w życiu ludzi są nieuniknione. I jak mawia nasz stary znajomy Lechu „co zrobisz, jak nic nie zrobisz”.
Z przerażeniem i współczuciem oglądaliśmy filmy z zatapianymi domami, z samochodami porwanymi nurtem wezbranej rzeki, słuchaliśmy relacji ludzi, którzy uszli z życiem, ale zostali sami, bez niczego. Sporo znanych mi osób, nie czekając na reakcję władz i organizacji do tego powołanych, brało sprawy w swoje ręce i pomagało, jak mogło. Niektórzy fizycznie, osobiście pomagając przy walce z żywiołem, a potem z usuwaniem jego skutków, inni organizując pomoc i dostawy potrzebnych powodzianom i ratownikom rzeczy. Jeszcze inni poprzez wpłaty pieniędzy na rzecz pomocy.
Fale powoli opadły pokazując ogrom zniszczeń i potrzebnej do wykonania pracy. Tu też ludzie nam znani pospieszyli „do boju” udostępniając posiadany sprzęt i wyposażenie, a często po prostu pracując w miejscach, gdzie ich potrzebowano. Okazuje się, iż wozy ciśnieniowe, pompy, beczkowozy, czy agregaty prądotwórcze, które wiele firm posiada, mogły zdziałać wiele dobrego w krytycznych sytuacjach.
Ale życie zaczyna wracać do normy, szczególnie na terenach nie dotkniętych klęską powodzi. Trzeba wracać do codziennej pracy, nikt urlopów na pomoc dla powodzian nie udziela. Możemy oczywiście przez cały czas pomagać rzeczowo i finansowo, ale odbudować dobrymi chęciami się nie da. Miejmy nadzieję, iż rząd uruchomi gwałtownie fundusze pomocowe i już na zwykłych zasadach będzie można przywracać normalność.
Przy okazji powodzi, jak w zwierciadle pokazała się dusza naszego narodu. Z jednej strony cudowna, pełna empatii i poświęcenia, a z drugiej wredna, kłótliwa, próbująca z nieszczęścia wyciągnąć dla siebie maksimum korzyści. Jak zwykle po kataklizmie nadchodzi czas rozliczeń. Padają pytania, czy można było zapobiec katastrofie? Czy można było lepiej i szybciej pomagać? Czy ktoś jest winny temu, co się stało? Co zrobić, żeby sytuacja się nie powtórzyła? Pytań i odpowiedzi lepszych i gorszych będzie coraz więcej, aż z czasem wszyscy zajmą się innymi, nowszymi sprawami. Tylko ci najbardziej poszkodowani będą mozolnie odbudowywać swoje siedziby i leczyć rany po stracie bliskich i dobytku. Na pewno ze strony władz podjęte będą odpowiednie kroki i inwestycje, może poprawiony zostanie system ostrzegania i komunikacji, może wybudujemy trochę nowych wałów i zbiorników retencyjnych. Na pewno poziom bezpieczeństwa wzrośnie. A gdy przez następne lata TAKICH powodzi nie będzie, to czujność osłabnie, lokalne interesy wezmą górę, wały porosną krzakami, a bobry i lisy osłabią ich konstrukcje ryjąc swoje nory. Przy następnej „powodzi tysiąclecia” znowu okaże się, iż skala zaniedbań i nieprawidłowości jest olbrzymia i cała nadzieja w tym, iż ucierpi mniej ludzi i może już nikt nie straci życia.
Myślę, iż dla naszej branży powódź będzie miała dużo długofalowych reperkusji. Nie da się przecież nie zauważyć, iż scentralizowanie zarządzania wodą we wszystkich możliwych aspektach absolutnie się nie sprawdziło. Czeka nas więc kolejne „trzęsienie ziemi” zmieniające struktury. Jak będą one wyglądały, dziś jeszcze nikt nie wie, chociaż dyskusje już się toczą. Kolejną bardzo istotną sprawą, o której nie wolno zapominać, jest kwestia ubezpieczeń. Wprawdzie przy poprzedniej „Wielkiej Wodzie” hasło „trzeba było się ubezpieczyć” kosztowało ówczesnego premiera utratę władzy, ale przecież wszyscy wiedzą, iż on miał rację. Tak! Bezwzględnie trzeba się ubezpieczać. Towarzystwa asekuracyjne są jednymi z najbogatszych firm na świecie i bez problemu uniosą ciężar kosztów usuwania zniszczeń po kolejnej powodzi. Ale najpierw trzeba dać im szansę to zrobić, czyli trzeba się ubezpieczyć. Konieczność przywrócenia sprawności wodociągów i kanalizacji na pewno spowoduje, iż dla branży wod-kan będzie więcej pracy, a i na fundusze jest nadzieja granicząca z pewnością.
Tak to już jest, iż po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój. Bądźmy więc dobrej myśli i patrzmy tylko, czy trawa na wałach przeciwpowodziowych rośnie tak jak trzeba, czyli zielonym do góry.