Nie jest już tylko elementem wyposażenia ratunkowego. To kombinezon, który stał się symbolem przetrwania, pamięci i niezwykłej historii ludzkiej odwagi. To właśnie dzięki niemu Grzegorz Sudwoj, członek załogi promu „Jan Heweliusz”, przeżył jedną z największych morskich tragedii w historii Polski. Po ponad trzydziestu latach od tamtej nocy kombinezon, który uratował mu życie, trafił do zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
„Jestem z nim uczuciowo związany”
— Nie chciałem, aby wylądował na śmietniku jako pocięty kawałek gumy. Nie zdążyłem się w niego całkowicie ubrać, bo zabrakło mi czasu. Mimo, iż do środka dostała się woda, kombinezon dawał bardzo dobrą ochronę. Woda była stojąca, więc ogrzała się od ciała – podobnie jak w piankach nurkowych – opowiada w rozmowie z Narodowym Muzeum Morskim ocalały członek załogi.
Z kombinezonem wiąże się też historia, której – jak sam przyznaje – nie potrafi do końca wyjaśnić.
— Chodzi o naderwany kaptur. W trakcie akcji ratunkowej nie wiedziałem, iż jest uszkodzony. Świadomość przyszła dopiero wtedy, gdy razem z Leszkiem Kochanowskim otwieraliśmy tratwę ratunkową. Miałem perspektywę widzenia, jakbym wyszedł ze swojego ciała. Nagle zobaczyłem swoje plecy, a na nich kaptur wiszący i rozerwany. Później, gdy trafiłem już do szpitala, poprosiłem o ten kombinezon, gwałtownie został mi przyniesiony i okazało się, iż faktycznie był rozerwany dokładnie w tym miejscu, które wtedy widziałem. Mam ciarki na myśl, iż coś takiego mi się przydarzyło – mówi Grzegorz Sudwoj.
Dziś, patrząc na kombinezon za muzealną gablotą, przyznaje, iż jest z nim „uczuciowo związany”. TW końcu – to część jego historii i wspomnienie o wszystkich, których morze wtedy zabrało.

Kombinezon nie jest jedynym przedmiotem, który Sudwoj zdecydował się przekazać do muzeum. Wraz z nim do zbiorów trafiła skórzana saszetka z osobistą zawartością: elektronicznym zegarkiem, podręcznym notesem z zapiskami, przybornikiem do szycia, modlitewnikiem i brelokiem z wizerunkiem św. Krzysztofa – patrona przewoźników.
– Fenomen tych obiektów polega na tym, iż w innych okolicznościach byłyby zupełnie zwyczajnymi przedmiotami, ale przez kontekst katastrofy, przez litery rozmazane wskutek działania morskiej wody, rdzę na metalowych elementach i zniszczoną skórę saszetki, stają się one niezwykle osobistymi świadectwami historii. Te z pozoru prozaiczne przedmioty, dzięki powiązaniu z losami konkretnej osoby i z tak dramatycznym wydarzeniem, mają wyjątkową siłę oddziaływania i pomagają doświadczyć emocji, które trudno oddać dzięki samych faktów. To ma ogromne znaczenie, zwłaszcza w kontekście prowadzonych przez nas działań edukacyjnych – podkreśla dr Marcin Westphal, zastępca dyrektora Narodowego Muzeum Morskiego ds. merytorycznych.



Tego typu eksponaty pełnią nie tylko funkcję pamiątki, ale też narzędzia edukacji i pamięci zbiorowej – pozwalają lepiej zrozumieć ludzką stronę tragedii, której nie da się opisać wyłącznie liczbami i datami.
Przekazane przez Grzegorza Sudwoja osobiste pamiątki można dziś zobaczyć na wystawie stałej na drugim piętrze głównej siedziby Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Obok nich znajdują się inne przedmioty związane z katastrofą – koło ratunkowe z M/F „Jan Heweliusz”, ofiarowane w 1995 roku przez Duńskie Królewskie Muzeum Morskie w Kopenhadze, oraz model promu. Wszystkie te eksponaty tworzą razem opowieść o tragedii, która na zawsze zapisała się w historii polskiej żeglugi, ale też o nadziei i pamięci, które pozwalają przetrwać najtrudniejsze doświadczenia.
Katastrofa „Jana Heweliusza” wydarzyła się qw nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku na Bałtyku. Z 64 osóburatowało się jedynie 9 członków załogi. Wśród nich był Grzegorz Sudwoj, który do dziś pamięta każdy szczegół tamtej dramatycznej walki o życie. Jego kombinezon ratunkowy, niegdyś narzędzie przetrwania, stał się dla niego osobistym symbolem tamtych chwil.










zdjęcia: Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku, Łukasz Grygiel

4 godzin temu







