Do 2026 roku państwa Unii Europejskiej mają czas na zrealizowanie równościowych dyrektyw unijnych. Dyrektywy dotyczą parytetów w zarządach spółek, płacy, dostępu do rynku pracy, ochrony socjalnej i walki z dyskryminacją. Między innymi właśnie dlatego powinno nam zależeć, by do europarlamentu weszły polityczki i politycy progresywni. Rosnącą grupą dyskryminowaną są w Polsce samodzielni rodzice, czyli głównie matki.
Ten pokaźny kawał elektoratu politykom wciąż jakoś umyka. Może dlatego, iż nie pali opon pod sejmem, nie obsikuje murków na okolicznych terenach zielonych, nie organizuje najazdów gwieździstych na Warszawę, jak inne grupy interesów. Na przykład rolnicy, do których płyną dopłaty unijne, z rządu, a choćby z Funduszu Pomocy ukraińskim uchodźcom, którzy odpowiadają za ok. 3 proc. PKB i których według KRUS-u jest około 630 tysięcy. Rolnicy mają wpływ na polską politykę wobec walczącej Ukrainy, dla nich premier ma dużo czasu, a 78 proc. społeczeństwa zgadza się „zdecydowanie” lub „raczej” z ich postulatami.
Jak jest w przypadku samodzielnych matek? Badania „moralności finansowej Polaków” pokazują, iż 27,8 proc. usprawiedliwia niepłacenie alimentów, co oznacza, iż ponad 70 nie usprawiedliwia.
Jak liczną grupą interesu są samodzielne matki? Coraz liczniejszą, w przeciwieństwie do rolników, których jest coraz mniej. Bo rozpadających się związków jest więcej, tak jak i rodzin z samodzielnymi rodzicami, których jest już – według danych spisu powszechnego z 2021 roku: 2,3 mln. Małżeństw z dziećmi jest zaledwie dwa razy więcej, bo 4,2 mln. Z tych 2,3 mln samodzielnych rodziców 2 mln to kobiety.
Jaką korzyść ma z nich państwo? Wychowują dzieci, pracują, stają na głowie, by zapewnić dzieciom dobre warunki życia, edukację, jedzenie. Budują PKB oraz wychowują przyszłych obywateli i obywatelki, których będzie coraz mniej, jeżeli państwo nie zacznie na poważnie rodzicielstwa wspierać.
Jakimi cieszą się przywilejami? Żadnymi. Nie mają choćby wpływu na politykę państwa wobec Ukrainy. Rodziny z jednym rodzicem i jednym czy dwójką dzieci nie mają choćby „karty małej rodziny”, czyli dopłat do biletów transportu miejskiego, kolejowych, wstępu na baseny, do muzeów, kin, na szlaki turystyczne – z czego korzystają rodziny z dwojgiem rodziców, zatem potencjalnie dwiema pensjami i np. trójką dzieci. Samodzielne matki nie mają priorytetu w dostępie do mieszkań (nawet najnowszy kredyt 0 proc. skierowany jest do par). Cały świat mówi im: znajdź sobie męża i zrób kolejne dziecko (i módl się, żeby ciąża szła dobrze, bo inaczej umrzesz, albo parter pójdzie siedzieć za pomoc w aborcji).
Milion dzieci nie dostaje alimentów
Ale brak wsparcia to jeszcze nie wszystko. Choć politycy ubolewają nad niską dzietnością, jak już dziecko się urodzi, mówią kobietom: chciałaś, to sobie radź, i zostawiają ją sam na sam z przemocą ekonomiczną. Ściągalność alimentów jest w Polsce o kilkadziesiąt procent niższa niż w innych krajach UE. Niealimentacji doświadcza u nas około miliona osób, średnio dłużnik ma 50 tysięcy długu, a jest ich około 300 tysięcy – tych zgłoszonych.
– Tylko co drugi wyrok o alimenty trafia do komorników – mówi komornik sądowy Robert Damski, powołując się na dane Ministerstwa Sprawiedliwości. Dlaczego? – prawdopodobnie czasem strony dogadują się i komornik nie jest potrzebny, ale często niepłacenie alimentów to element przemocy, która nie kończy się wraz z rozstaniem czy rozwodem. „Pójdziesz do komornika, to będę się bronił, będzie ostro”, „pójdziesz, to dziecko nie zobaczy babci”, „nie licz na mnie, jak dziecko zachoruje” – mówi.
Ale iść do sądu, by kłócić się o alimenty, nie każda ma chęci. Przeciętny czas trwania sprawy sądowej to ponad 7 miesięcy. Sąd i komornik to też grzebanie w brudach, o których nie ma się już ochoty myśleć, tłumaczenie wszelkich istotnych potrzeb życiowych dziecka, konieczność zbierania rachunków. A przecież można w tym czasie dorobić, można odrobić lekcje z dziećmi, można umawiać wizytę do lekarza, można zrobić zakupy. Lista rzeczy do zrobienia w domu samodzielnej matki nie ma końca. Kłócenie się w sądzie o alimenty, jak już przeszło się przez doświadczenie rozwodu, nie kusi.
Czas jest bezcenny, a tu przewagę mają alimenciarze. To nie oni pełnią stałą opiekę, po pracy mogą kombinować, jak tu płacić mniej. A pomysłów jest wiele. Można dogadać się z pracodawcą i część pensji dostać pod stołem. Można przepisać samochód na kogoś z rodziny, i przed sądem przekonywać, iż jest się gołym i bosym. Sorry za to wytykanie płci palcem, ale statystyki są bezwzględne.
A z tych spraw, które do komornika trafią, skutecznie załatwianych jest zaledwie około 20 procent.
Fundusz Alimentacyjny nie działa
Fundusz alimentacyjny powstał w 2008 roku dla dzieci, których rodzic nie wywiązuje się z obowiązku alimentacyjnego. Fundusz przekazuje 500 zł miesięcznie, a sam dzięki narzędzi, jakie daje państwo, ściąga należności z dłużnika. Nie idzie mu to dobrze, bo udaje mu się ściągnąć tylko 7 procent. Dlatego – jak tłumaczy Damski – państwo z tego sposobu ściągania długu alimentacyjnego zrezygnowało.
Zadłużenie wobec Funduszu alimentacyjnego w 2023 doszło do niemal 15 mld, a wypłaca on świadczenia coraz mniejszej ilości dzieci. To dlatego, iż nie są aktualizowane progi dochodowe. Fundusz wypłaca 500 zł niezależnie od tego, jak wysokie sąd zasądził alimenty, ale prawo do tych 500 złotych ma zaledwie co szóste dziecko, bo większość rodzin przekracza, choćby przy minimalnym dochodzie na rodzinę, próg dochodowy.
Jak przypomina organizacja Rodzice Solo 16 lat temu, kiedy zaczął działać Fundusz Alimentacyjny, minimalna pensja wynosiła 1126 zł brutto, a próg dochodowy kwalifikujący do świadczenia wynosił 700 zł na osobę w rodzinie. Dzisiaj minimalna pensja brutto wynosi 4242 zł, a próg dochodowy na świadczenie z funduszu 1209 zł na osobę. Oznacza to, iż pensja minimalna wzrosła o 277 proc., a próg o 73 proc. W efekcie, w porównaniu do roku 2014, liczba dzieci uprawnionych do świadczenia z Funduszu spadła o połowę, co sprawia, iż coraz więcej z nich musi obyć się bez jakichkolwiek alimentów.
Jakie są konsekwencje niealimentacji? W skrajnych przypadkach to ubóstwo i niedożywienie, czasem brakuje na czynsz, na prąd, a czasem na dentystę, na korepetycje, na zajęcia edukacyjne, buty, a nigdy nie ma spokoju, iż wystarczy. Niealimentacja to również przepracowana matka, zmęczona, coraz słabsza, bo stres odbija się na jej zdrowiu. To gorszy start w życie i ciężar dla dzieci, które odbierają ją jako zaniedbanie i przemoc. Bo niealimentacja jest przemocą i dyskryminacją ze względu na płeć (rodzica) i na wiek (dziecka).
Tymczasem państwo stopniowo dezerteruje i prywatyzuje problem. W 2022 roku pieniądze z funduszu otrzymało już tylko 189 tys. dzieci, ponad 130 tysięcy mniej niż w 2015 roku. Kosztowało to państwo – jak liczą Rodzice Solo – 0,95 mld zł. 800 plus przekłada się na 70 mld, renty mają osiągnąć 70 mld, kiedy wprowadzone zostaną renty wdowie, „babciowe” będzie kosztowało około 6,5 mld.
Dzieci gwałtownie rosną
Dzieci i ryby głosu nie mają. Tego wyborczego. Dlatego prawdopodobnie są traktowane niepoważnie, lekceważąco, narażane na katastrofy systemu edukacyjnego, przepracowanie, tłok w klasach, niealimentację. Ale jest i powszechnie znany truizm, iż dzieci gwałtownie rosną. Te, które dorastały w czasie protestów po wyroku TK w ostatnich wyborach, razem ze swoimi matkami, przechyliły szalę na stronę demokratów.
Teraz rosną kolejne, które odpowiedzą pięknym za nadobne. Najwyższy czas, by razem z pakietem praw reprodukcyjnych – do wyborów europejskich został niecały miesiąc – przygotować pakiet dla samodzielnych rodziców i młodzieży. Powinna się w nim znaleźć m.in. subwencja edukacyjna za dzieckiem, by niezamożne dzieci nie były skazane na pogrążoną w kryzysie edukację publiczną, oraz likwidacja Funduszu Alimentacyjnego, a na jego miejsce – jak proponują Rodzice Solo – waloryzowane tabele alimentacyjne, określające stawki świadczeń, podobnie jak rentowe, wprowadzenie operatora świadczeń alimentacyjnych czy instytucji przekazujących środki między płatnikiem a biorcą, tak by alimenty przestały być narzędziem przemocy między skłóconymi rodzicami, bo przecież są dla dzieci. Koniec z kryterium dochodowym, dzieci nie mogą być karane za to, iż ich rodzice pracują, no i oczywiście mieszkania na tani wynajem, by mogły mieć jakiekolwiek nadzieje na przyszłość.
PiS premiował rodziny żyjące „po bożemu” – może i w przemocy (w końcu bicie w rodzinie to nie bicie) – ważne, żeby był mąż, żona i dzieci, nad którymi rozciąga się władza rodzicielska. Samodzielne matki, samodzielni ojcowie, dzieci, a rodziny, gdzie są dwie matki lub dwóch ojców to już w ogóle – nie były dla nich interesujące jako elektorat, raczej jako wróg, którego należało gnębić. A rodziny, w których jest niepełnosprawność (również w tej grupie większość stanowią matki) – pamiętamy, jak potraktował.
Takich rodzin coraz więcej. Chcemy żyć po swojemu, ciesząc się takim wsparciem, opieką i przychylnością państwa, jak rodziny z dwojgiem rodziców przeciwnych płci. Wolałabym, żeby politycy zobaczyli tę grupę, zanim zdesperowana zacznie obsikiwać murki na terenach zielonych wokół Sejmu. Żeby policzyli głosy przed najbliższymi wyborami, nie szantażowali, ale zadbali tak, jak dbają o inne grupy wyborców.
Na wydarzeniu Bloomberga EU Elections Series – Warsaw: The Gender Equality Agenda 8 maja w Warszawie dwie kobiety o olbrzymim doświadczeniu: posłanka PE Danuta Hübner i Magdalena Zmitrowicz, wiceprezeska PKO S.A., mówiły wprost, co stoi na przeszkodzie osiągnięcia rzeczywistej równości. To brak sztywnych przepisów. Europejskiej Karty Kobiet wciąż nie ma, a dyrektywy równościowe (czas do 2026 roku) wprowadzane są z oporami.
Co działa najskuteczniej? – przepisy wpisywane na sztywno, wsparte karami za ich nieprzestrzeganie i premiami za wdrażanie. Edukacja potem, najpierw prawo, które będzie równościowe, które nie będzie jednej grupy genderowej uprzywilejowywać kosztem drugiej. I tak: jeżeli urlopy tacierzyńskie, to nie do wyboru, ale jak macierzyńskie – oczywiste i konieczne. jeżeli ma zapanować równość płci na stanowiskach zarządzających, to obligatoryjnie, a jak nie, to kary. Tak samo można rozwiązać kwestię tej najbardziej rażącej dyskryminacji, jaką jest niealimentacja.