Bulwersujący rajd po mieście z udziałem Łukasza Ż. rozpętał na nowo dyskusję o konieczności zmian w prawie. “Zabójstwo drogowe” nie jest potrzebne, jeżeli pirat drogowy popełnia zabójstwo “zwykłe”.
Tragiczne zdarzenia na drodze, powodowane przez piratów drogowych, skłaniają do refleksji nad obowiązującym prawem, bezpieczeństwem na drodze i adekwatnymi karami.
Bulwersujący rajd po mieście z udziałem Łukasza Ż. rozpętał dyskusję o konieczności zmian w prawie. Trzeźwo zareagował na sytuację Minister Sprawiedliwości: zamiast szafować spektakularnymi zapowiedziami zaostrzenia kar, postawił na analizy i powołał międzyresortowy zespół, który ma odpowiedzieć na pytanie, jak polepszać bezpieczeństwo na drogach.
Jednym z wątków jest zabójstwo drogowe, czyli odpowiedź na skrajnie niebezpieczne zachowania drogowych bandytów.
Zanim jednak dopisze się do Kodeksu nowe przestępstwo, warto przeanalizować, kiedy rajd po mieście zakończony tragicznymi skutkami może być uznany już w obecnym stanie prawny za zwykłe zabójstwo, zagrożone choćby dożywotnim pozbawieniem wolności.
Zabójstwo tylko z nazwy
Propozycje wprowadzenia do Kodeksu karnego tzw. zabójstwa drogowego zakładają, iż najbardziej karygodne przypadki łamania przepisów powinny być kwalifikowane inaczej niż dotychczas. To nie jedynie wypadek drogowy, ale coś znacznie gorszego – ta intuicja jest poprawna, ale może prowadzić na manowce prawne.
Jeśli są podstawy, by szaleńczą jazdę po mieście uznać za zabójstwo, czyli umyślne powodowanie śmierci, należy to uczynić już w obecnym stanie prawnym. Nie ma żadnych przeszkód, by skazać pirata drogowego za przestępstwo z art. 148 k.k. Cała trudność w udowodnieniu, iż sprawca chciał albo godził się na śmiertelny skutek.
Zabójstwo wymaga zamiaru: bezpośredniego albo wynikowego. Wpisanie do Kodeksu karnego zabójstwa drogowego rozumianego dosłownie – iż jest to nowy typ zabójstwa – nie rozwiąże kluczowego problemu, z którym dziś borykają się sądy: czy miało miejsce kodeksowe “godzenie się” na skutek?
Chodziłoby więc raczej o zaostrzenie sankcji za najbardziej rażące wypadki drogowe, przy założeniu, iż sprawcy nie będzie trzeba udowadniać zamiaru. przez cały czas będą to – w kodeksowej nomenklaturze – czyny nieumyślne. Zabójcze, choć nieumyślne wypadki opatrzone byłyby zabójczą sankcją, zrównaną lub zbliżoną do kary za zabójstwo.
Operowanie nazwą “zabójstwo drogowe” może więc wprowadzać w błąd, obiecując więcej niż pozwala na to Kodeks karny. Należałoby mówić, jeżeli już, o zabójczych wypadkach: zabójczych co do skutków, zabójczych co do sankcji, jednak nie “zabójczych” co do zamiarów sprawcy.
Sądy skazywały za zabójstwo na drodze
Zabójstwo może przydarzyć się na drodze, o ile uda się wykazać, iż kierujący przewidywał i godził się na skutki śmiercionośnej brawury. Będzie wówczas “zabójstwem drogowym” w pełnym tego słowa znaczeniu.
Tak właśnie przyjął Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, skazując prawomocnie w 2017 r. pirata drogowego za zabójstwo. Kierowca uciekał przed policyjnym pościgiem. Wjechał w mężczyznę przechodzącego przez przejście dla pieszych. Ofiara poniosła śmierć.
Oto szczegóły zdarzenia podane w wyroku skazującym Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z dnia 19 grudnia 2017 r., II AKa 281/17:
- “Bezsporne jest to, iż oskarżony, uciekając skradzionym samochodem przed zmotoryzowanymi patrolami policji, poruszał się z ogromną prędkością, tj. ponad 100 km/h. Sam oskarżony mówi o możliwej prędkości na niektórych odcinkach 140 km/h. Przed zdarzeniem na ul. W. prędkość wynosiła 105 km/h”.
- “Jadąc, nie stosował się do znaków drogowych i sygnalizacji świetlnej. Nie reagował też na sygnały dźwiękowe i świetlne policji wzywające go do zatrzymania”.
- “Oskarżony, prowadząc pojazd z bardzo dużą prędkością, zdołał ominąć autobus, unikając zderzenia, ale na dalszą sytuację drogową, nie zważał. Nie zmniejszył prędkości na jednej z głównych ulic J., wjechał na przejście dla pieszych na czerwonym świetle, nie bacząc, co dzieje się na przejściu dla pieszych, a przechodził tamtędy pokrzywdzony, którego wcześniej widział z odległości kilkudziesięciu metrów”.
Sąd stwierdził, iż nie był to wypadek. W omawianej sprawie spełnione są cechy zabójstwa. Były podstawy do stwierdzenia, iż kierujący godził się na skutek śmiertelny w sensie wymaganym przez Kodeks karny.
Szczególnie istotna była prędkość pojazdu oraz brak manewrów obronnych, mogących świadczyć o próbie uniknięcia potrącenia mężczyzny. Liczyła się ucieczka przed pościgiem; bezpieczeństwo ludzi na ulicy było dla sprawcy obojętne.
Reguła ogólna podana w wyroku:
W zależności od rodzaju stworzonej przez kierującego pojazdem mechanicznym sytuacji drogowej, wynikającej z naruszenia podstawowych zasad ruchu drogowego, ze świadomością wysokiego prawdopodobieństwa zaistnienia negatywnych skutków, którym sprawca nie stara się przeciwdziałać, możliwe jest uznanie, iż potrącenie na przejściu dla pieszych człowieka ze skutkiem śmiertelnym, stanowi zbrodnię zabójstwa popełnionego w formie zamiaru ewentualnego (art. 148 § 1 k.k.), a nie wypadek komunikacyjny określony w art. 177 § 2 k.k.
Wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 19.12.2017 r., II AKa 281/17Jeśli więc nazwa “zabójstwo drogowe” ma sens, to właśnie na określenie tego typu sytuacji. Rajd po mieście może być uznany za umyślne zabójstwo i stanie się wówczas drogowym zabójstwem. W przeciwnym razie jest tylko nieumyślnym wypadkiem, który wymaga odrębnej kwalifikacji prawnej.
Pirat obojętny na los innych ludzi
Zamiast presji na wprowadzenie do prawa karnego kategorii “zabójstwa drogowego”, należy przede wszystkim postawić na rzetelną wykładnię obowiązujących przepisów, adekwatną do realiów XXI wieku.
Definicje “godzenia się” kształtowały się przez dziesiątki lat, również w czasach, gdy posiadanie jakiegokolwiek automobilu było przejawem luksusu. Trzeba je rozumieć w sposób dostosowany do świata, w którym żyjemy dziś, by prawo karne wciąż efektywnie spełniało swoją funkcję.
Kodeksowe “godzenie się” doczekało się kilku koncepcji teoretycznych, w tym tzw. teorii ryzyka, teorii obiektywnej manifestacji czy teorii obojętności rozwijanej przez Władysława Woltera z Krakowskiej Szkoły Prawa Karnego. “Obojętność” jako wyjaśnienie kodeksowego godzenia się przyjęła się w najnowszym orzecznictwie. Sprawca jest świadom możliwych konsekwencji swego działania, ale mówi do siebie jak gdyby: “Eee tam, wszystko jedno”. “Będzie, co będzie”. “Jest mi obojętne”.
Kodeksowa obojętność może towarzyszyć działaniom skierowanym na ściśle określony cel. Przykładowo, celem osoby łamiącej przepisy ruchu drogowego może być ucieczka przed patrolem policji, frajda związana z braniem udziału w nielegalnym wyścigu albo po prostu wyżycie się na nowym aucie i zaimponowanie znajomym. Kosztem staje się bezpieczeństwo uczestników ruchu, objęte niekiedy właśnie zamiarem ewentualnym: godzeniem się na “skutki uboczne” celowo niebezpiecznej jazdy.
Co wyróżnia radykalnie groźne sytuacje drogowe spośród innych “zabójczych” zachowań człowieka? Wypunktujmy pięć okoliczności, które warto mieć na uwadze w ramach dyskusji o godzeniu się pirata drogowego na śmierć uczestników ruchu.
1. Nie “wypadek przy pracy”, ale celowe bezprawie
Tradycyjna dyskusja o piratach drogowych za naturalny punkt wyjścia obiera “wypadek” drogowy, zaś “zabójstwo” traktuje w kategoriach egzotycznej, wyjątkowej kwalifikacji prawnej. Skoro rzecz dzieje się na drodze, najłatwiej postrzegać ją jako zdarzenie w ruchu drogowym.
Wszystko zależy jednak od rozłożenia akcentów. Zamiast pytać: “Czy da się to uznać za zabójstwo?” należy raczej zastanowić się: “Czy da się to zakwalifikować jedynie jako wypadek?”.
Czy szaleńcza jazda po mieście pijanego pirata drogowego, który dwukrotnie przekracza dozwoloną prędkość i wjeżdża z impetem w prawidłowo jadący pojazd – to jedynie wypadek przy pracy? Przecież punktem wyjścia nie jest tu prawidłowe korzystanie z drogi, które przez świadomy lub nieświadomy błąd kierowcy przekształca się w zagrożenie. Punktem wyjścia jest czyn bezprawny, od początku celowo groźny.
Odstępstwa od bezprawia nie są “błędem”, wypadkiem, nieostrożnością, ale obiektywnie spodziewanym skutkiem czynu bezprawnego.
2. Zamiast komunikacji – rajd z przeszkodami
Pirat drogowy od początku świadomie i celowo używa drogi niezgodnie z przeznaczeniem. Często nie przy okazji korzystania z drogi jako szlaku komunikacyjnego, ale od początku w celu łamania przepisów. Przejażdżka po mieście może sprowadzać się do niebezpiecznego, nielegalnego użycia samochodu w ramach wyścigów ulicznych.
Dochodzimy więc do bardzo ważnego spostrzeżenia. Wypadek drogowy to przestępstwo określone w rozdziale Kodeksu karnego, mówiącym o “bezpieczeństwie w komunikacji”. Chodzi o przemieszczanie się podyktowane celem dotarcia z punktu A do punktu B, które musi być realizowane, siłą rzeczy, w przestrzeni wspólnej, na drodze publicznej.
Wyścig ulicami miast z użyciem sportowych, celowo przystosowanych aut, to nie “komunikacja”, ale zamiana drogi publicznej w prywatny tor przeszkód. Wyścig po torze przeszkód zakłada potrącenie przeszkody, a choćby wjechanie w nią, z nadzieją na kontynuowanie rajdu.
Potraktowanie ludzi przebywających na drodze jak “pachołków” na torze wyścigowym to wyraźny objaw ignorowania ich bezpieczeństwa; obojętność na los postronnych uczestników ruchu. Od nieliczenia się z ludźmi do godzenia się na wyrządzenie im krzywdy – niedaleka droga.
Pirat, który robi sobie z publicznej drogi prywatny tor wyścigowy, a z ludzi na drodze – tor przeszkód, nie bierze udziału w “komunikacji”, o której mówi kodeks karny. Świadomie bierze udział w nielegalnym sianiu śmierci. Ciężko to nazwać wypadkiem -mówię:https://t.co/u76NjrmYoC
— Mikołaj Małecki (@MikolajMalecki) September 23, 20243. Surowsze kary za śmierć na drodze
Polski ustawodawca uznał, iż śmiertelne zdarzenia w ruchu lądowym powinny zostać wyjęte z kodeksowego rozdziału opisującego przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Błąd kierującego, który nieumyślnie powoduje śmierć, powinien być traktowany surowiej (art. 177 k.k.) niż typowe nieumyślne spowodowanie śmierci (art. 155 k.k.).
Wyodrębnienie wypadku jako osobnego przestępstwa bazowało na założeniu, iż musi on być zagrożony surowszą sankcją. Przy śmiertelnym wypadku w ruchu lądowym sankcja wzrasta z 5 do 8 lat więzienia, z dodatkowymi obostrzeniami kary (pijany kierowca, ucieczka z miejsca zdarzenia itp.).
Jeżeli jednak zachowanie sprawcy kilka ma wspólnego z wypadkiem, który towarzyszy normalnemu korzystaniu z drogi, trzeba na nie patrzeć z powrotem przez pryzmat przestępstw chroniących wprost życie człowieka. To interpretacja zgodna z założeniami wskazanej konstrukcji, by sianie śmierci na drodze nie spotkało się z łagodniejszą, ale surowszą karą. By rozdział o bezpieczeństwie w komunikacji nie stał się parasolem ochronnym dla sprawców czynów godzących w życie ludzkie.
Mamy więc do czynienia z istotnym argumentem natury ściśle prawnej. Chodzi o spójność i sens Kodeksu karnego. Gdy kierujący sam wyłącza się z grona osób biorących udział w komunikacji, a traktuje ulice miasta jak prywatną arenę dla bardzo niebezpiecznych wyczynów, bliżej mu do umyślnego zabijania człowieka niż śmierci na drodze powodowanej przez przypadek.
4. Groźny, nie panujący nad zagrożeniem
Zagrożenie stwarzane przez drogowych piratów bywa wręcz szokująco groźne. Pokazały to sprawy Sebastiana M. czy Łukasza Ż. Kluczowym parametrem wydaje się niewyobrażalna prędkość pojazdu.
Rozpędzenie auta do ponad 200 km/h to odebranie sobie realnej możliwości zareagowania na sytuację na drodze. Zanim kierowca zorientuje się, iż konieczny jest manewr, pojazd będzie już w miejscu zagrożenia. W gruncie rzeczy osoba siedząca za kierownicą auta jadącego z tak szokującą prędkością nie jest już “kierującym” pojazdem, ale jedynie pasażerem w pojeździe poruszającym się w niekontrolowany sposób.
Nawet próba podjęcia ewentualnego manewru obronnego, po dostrzeżeniu przeszkody, nie jest w stanie skutecznie zmniejszyć zagrożenia. Ruch kierownicą przy prędkości 200 km/h stwarza jedynie pozory unikania niebezpieczeństwa. Paradoksalnie, zagrożenie może być jeszcze większe, gdy pojazd nagle zmieni tor jazdy (w sposób nieprzewidywalny dla innych użytkowników drogi), wpadnie w poślizg, zjedzie na pobocze itp.
Dorosła osoba, która ma świadomość podstawowych praw fizyki, oczywiście godzi się na to, iż jadąc po mieście z szokującą prędkością nie jest w stanie zminimalizować zagrożenia. “Zwalenie winy” na innego uczestnika ruchu nie jest żadnym wytłumaczeniem. Pędzący po mieście pojazd nie może być postrzegany jak standardowy obiekt w ruchu drogowym, ale jest przez nikogo niekontrolowanym pociskiem. Inni kierujący ani piesi nie mogą przewidywać, iż majaczący na horyzoncie punkcik znajdzie się tuż obok w ciągu kilku sekund, bo zamiast z dozwoloną prędkością – mknie jak kula wystrzelona z pistoletu.
Czynienie z siebie “pasażera” w ważącym setki kilogramów pocisku, który pruje przestrzeń publiczną bez żadnego ostrzeżenia i realnej kontroli, to podstawa do oceny stanu świadomości i woli sprawcy, który w ten sposób używa auta.
5. Zabójca drogowy nie musi być samo-bójcą
Rozprawmy się z jeszcze jednym argumentem, w myśl którego przyjmowanie godzenia się, a więc i zamiaru, musi zakładać, iż pirat drogowy sam godzi się na własną śmierć w wyniku zdarzenia na drodze. A to byłoby w wielu wypadkach założeniem kontrfaktycznym.
Argument ten nie jest przekonujący. Zabójstwo na drodze nie wymaga przecież zderzenia się auta sprawcy z jakimkolwiek innym użytkownikiem drogi!
Zachowanie pirata drogowego może zmusić innych użytkowników drogi do manewru, który okaże się zabójczy w skutkach: np. zjechanie na pobocze i uderzenie w barierę, mocne hamowanie powodujące utratę panowania nad pojazdem i wjechanie w pieszego, zatrzymanie się pieszego i potrącenie go przez inny pojazd itp. Sprawcą skutków i winnym zdarzenia może być pirat drogowy, niezależnie od tego, czy jego też dotknęły skutki szaleńczej brawury, czy też przemknął bezkolizyjnie pozostawiając za sobą ślad zbrodni.
Nie ma więc podstaw, by logicznie rzecz biorąc wiązać kodeksowe godzenie się pirata drogowego w stosunku do osób spoza jego wozu z koniecznością przyjmowania, iż on także ma zostać pokrzywdzony swoim własnym zachowaniem. O żadnej implikacji czy logicznym wynikaniu mowy być tu nie może.
Obojętność na los innych nie wymaga zgody na własną śmierć. Czasami może być wręcz odwrotnie: obojętność na to, co stanie się z innymi, mijanymi pojazdami i ludźmi może być wpisana w niegodziwy cel przyświecający osobie biorącej udział w pirackim rajdzie po mieście.
Pirat drogowy może być zabójcą
Jak widać, z Dogmatycznego punktu widzenia istnieją poważne podstawy, by piractwo drogowe zwieńczone śmiercią człowieka traktować – z pełnym szacunkiem dla przepisów prawa – jak umyślne zabójstwo.
To zadanie dla prokuratorów, by nie obawiali się aktów oskarżenia obejmujących, gdy da się to udowodnić, zabójstwo z zamiarem wynikowym. To zadanie dla sądów, by adekwatnie rozumieli kodeksową obojętność.
Ilustracja wykonana przy wsparciu AI w programie Photoshop.