Podczas Rejsu z GospodarkaMorska.pl dużo emocji wzbudził panel poświęcony tematyce stoczniowej. Zebrani paneliści dyskutowali na temat warunków koniecznych dla rozwoju przemysłu stoczniowego. Poruszono szereg istotnych kwestii, które miały wpływ na rozwój tej branży w Polsce oraz na obecne wyzwania, z jakimi się zmaga.
Moderatorem panelu był Jakub Milszewski, redaktor portalu GospodarkaMorska.pl. W dyskusji wzięli udział przedstawiciele polskich stoczni, czyli Krzysztof Kulczycki, prezes zarządu CRIST S.A, Marcin Ryngwelski, prezes PGZ Stocznia Wojenna, Radosław Kowalczyk, prezes zarządu Stoczni Wulkan, Emilia Pierzchlewska, dyrektor Biura Spółek Powierzonych w Agencji Rozwoju Przemysłu, Monika Kozakiewicz, prezes Stoczni Remontowej Nauta oraz Artur Nastkiewicz, dyrektor zarządzający Naviretech.
Krzysztof Kulczycki został zapytany o przemysł stoczniowy w Polsce na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat.
– Na początku chociaż byli armatorzy. W tej chwili ich nie ma i stąd nie ma klientów w Polsce. Sprawa, która jest niezbędna, to jest stworzenie firmy armatorskiej, która byłaby w stanie obsłużyć jednostki do serwisowania farm wiatrowych, w przeciwnym razie możemy zapomnieć o taniej energii – podkreślił prezes CRIST SA.
Kulczycki wyraził rozczarowanie, iż żaden z polskich inwestorów nie podjął z nimi współpracy w zakresie budowy jack-upów. Zwrócił uwagę na fakt, iż Orlen, zamiast inwestować w polski przemysł stoczniowy, podpisała umowę z duńską firmą Cadelar, która zamówiła jednostki w Chinach. Jego zdaniem to właśnie obnaża problem marginalizowania polskich stoczni w kontekście międzynarodowych kontraktów. Podczas dyskusji pojawiła się także kwestia niedoborów wykwalifikowanej kadry w Polsce, takich jak inżynierowie, spawacze czy monterzy, co zmusza firmy do zatrudniania pracowników zagranicznych, których wydajność często nie dorównuje polskim specjalistom.
Marcin Ryngwelski zauważył, iż branża stoczniowa jest bardzo zależna od koniunktury gospodarczej i międzynarodowych wydarzeń. Wskazał, iż wojna na Ukrainie otworzyła rynek zbrojeniowy, co w pewnym sensie "odkręciło kurek" na zamówienia wojskowe. Jako przykład podał projekt Kormoran, który jest jednym z lepszych produktów w polskiej zbrojeniówce. Jednakże wskazał na brak wykwalifikowanych specjalistów w Polsce, ponieważ przez wiele lat nie szkolono fachowców w budowie okrętów.
– Program 20 miliardowy jak „Miecznik” zdarza się w branży stoczniowej raz na sto lat. Musimy gonić rynek, bo są zamówienia, a fachowców nie ma – podkreślił.
Ryngwelski zasugerował, iż stocznie powinny się specjalizować w określonych dziedzinach, aby lepiej radzić sobie na rynku. Podkreślił, iż Polska ma potencjał, aby wejść do światowej klasy producentów fregat, jeżeli będzie realizować projekty na wysokim poziomie.
Radosława Kowalczyka zapytano o różnice w środowiskach stoczniowych lub uwarunkowaniach lokalnych między Pomorzem Zachodnim Trójmiastem.
– Szczecin jest znacznie mniejszy. My patrzymy na Trójmiasto jak na mocno starszego brata, który dużo więcej przeszedł, dużo więcej może. Natomiast Szczecin to też są możliwości. W całym Szczecinie pracuje kilkanaście podmiotów stoczniowych, więc łącząc siły tego środowiska, no to już nie wygląda tak źle, bo mówimy o około dwóch tysiącach osób zatrudnionych w tym przemyśle w Szczecinie i okolicach – podsumował Radosław Kowalczyk.
Stocznia Wulkan, mimo swojego potencjału, wykorzystuje jedynie 10% swoich zdolności produkcyjnych z powodu braku zamówień, co uniemożliwia stabilne finansowanie. Najlepiej radziła sobie przy budowie małych jednostek. w tej chwili przygotowują się do produkcji jednostek specjalistycznych obsługujących sektor offshore i małych jednostek patrolowych, ale czasy są trudne, a rynek wymagający.
Emilia Pierzchlewska podkreśliła wyzwania, z jakimi mierzy się Agencja Rozwoju Przemysłu, zwłaszcza w kontekście zerwanych łańcuchów dostaw i trudności w znalezieniu wykwalifikowanych pracowników, takich jak spawacze czy elektrycy.
– To jest bardzo trudne pytanie - jak zachęcić rynek młodych ludzi do pracy w tym sektorze? My z punktu widzenia aktywnego właściciela, który angażuje się finansowo, wspiera naszą grupę kapitałową, grupę przemysłową, widzimy te problemy. Angażujemy się w pokazywanie im tego ciekawego, pożądanego zawodu – mówi.
Pierzchlewska dodała, iż Polska ma ogromny potencjał technologiczny, który był zawsze konkurencyjny na światowej arenie. Ważne jest, aby lepiej go zaprezentować i promować możliwości krajowego rynku, w czym kluczową rolę mogą odegrać Spółki Skarbu Państwa. Uważa, iż inicjatywy te powinny być wspierane odgórnie, aby skutecznie wykorzystać obecne zainteresowanie i zapotrzebowanie na globalnym rynku.
Do Moniki Kozakiewicz zostało skierowane pytanie dotyczące narzędzi finansowych, jakie teraz są dostępne na rynku oraz czy są one wystarczające dla rynku stoczniowego.
– Jesteśmy trochę trudni dla tej branży finansowej ze względu na trudną historię. Projekty zrealizowane z pozytywnymi wynikami finansowymi są po prostu najlepszym PR-em, jakie firmy mogą zaprezentować i o ile będziemy te projekty realizować z sukcesem, to nie będzie potrzeba specjalnych rozwiązań i budowania dodatkowych instrumentów, dlatego, iż branża finansowa w Polsce ma się bardzo dobrze, jest jedną z najbardziej nowoczesnych branż w Europie.
Według niej kluczowym wyzwaniem jest brak projektów, które mogą być zrealizowane z pozytywnym wynikiem finansowym. Branża finansowa w Polsce jest dobrze rozwinięta, a państwo mogłoby stworzyć korzystne rozwiązania prawne, które wsparłyby ten sektor i umożliwiły realizację większej liczby projektów.
Artur Nastkiewicz został zapytany o rolę państwa w rozwoju przemysłu stoczniowego i czy jego interwencje są konieczne.
Przedstawiciel Naviretech odpowiadając zwrócił uwagę na rolę państwa w budowaniu infrastruktury krytycznej oraz wspieraniu kluczowych projektów, przypominając o historycznych doświadczeniach Polski w budowie morskiej potęgi gospodarczej.
Podkreślił również, iż obecna sytuacja wymaga bardziej aktywnej roli państwa w tworzeniu floty armatorskiej, zamiast oczekiwania, iż prywatne firmy wypełnią tę lukę.
– Historia nas uczy, iż polscy armatorzy adekwatnie nigdy nie chcieli budować statków w Polsce. Dziś w Europie mamy do czynienia z infrastrukturą krytyczną, ze statkami specjalnymi, służącymi bezpieczeństwu lub obsłudze tej infrastruktury – powiedział Nastkiewicz.
Jako przykład podał jednostkę wybudowaną przez Morski Oddział Straży Granicznej (MOSG) za europejskie fundusze. Ta jednostka łączy cechy okrętu patrolowego i ratowniczego, więc mogłaby stanowić wzorzec dla przyszłych projektów, które byłyby realizowane przy współpracy z funduszami europejskimi.
Dyskusja podczas panelu pokazała, iż przemysł stoczniowy w Polsce stoi przed wieloma wyzwaniami, takimi jak brak polskich armatorów, zerwane łańcuchy dostaw, brak wykwalifikowanych kadr oraz problemy finansowe. Mimo wszystko, istnieje duży potencjał rozwojowy, zwłaszcza w kontekście projektów zbrojeniowych i jednostek obsługujących infrastrukturę krytyczną. Warunkiem jest tutaj kooperacja państwa i przemysłu.